Polska nie od dziś uznawana jest za najzasobniejszy w minerały i geotermalne wody kraj Europy. W PRL obowiązywał tajny (sowiecki!) zakaz kopania poniżej 4 tys. metrów. Tam bowiem znajdują się wciąż największe skarby polskiej ziemi (minerały, gaz, ropa itd.). Niestety, fakt ten ignorowały przez niemal 30 lat rządy III RP.
Po nadejściu „dobrej zmiany” wydawało się, że wielki polski atut, najbogatsze w Europie zasoby geotermalne – 80 proc. kraju leży na pokładach gorących wód podziemnych – zyska należytą rangę w strategii rozwoju kraju. Początek był zachęcający – Ojcu T. Rydzykowi, twórcy najwydajniejszej inwestycji geotermicznej w Polsce, nowy rząd przywrócił wstrzymane przez poprzedników unijne środki. Niestety, inne podobne przedsięwzięcia w kraju na razie nie doczekały się tak wyraźnej pomocy państwa.
Niemcy, tak jak my przywiązani do węgla, właśnie wyzbywają się przede wszystkim kłopotliwych i niebezpiecznych elektrowni atomowych (jakimi chcą nas uszczęśliwić Amerykanie!) i choć dysponują wielokrotnie mniejszymi zasobami gorących wód podziemnych, od kilkudziesięciu lat konsekwentnie stawiają na geotermię w ciepłownictwie i energetyce. Są bowiem świadomi, że jest to inwestycja na dziesięciolecia lub wieki, a więc najbardziej perspektywiczna.
Polska akceptując (z zachowaniem pewnych ulg) unijny program „Zielony Ład” polegający na redukcji energetyki opartej na spalaniu kopalin: węgla, ropy i gazu, musi sięgnąć po odnawialne źródła energii. Już wypraktykowaliśmy, że wiatraki poza wybrzeżem Bałtyku są nieopłacalne, bo wiatry u nas… nietęgie. Słońce, owszem, od wiosny do jesieni świeci, ale zimą nie ogrzeje. Pozostaje nam koronny atut – ciepło wód podziemnych.
Jeden odwiert kosztuje dziś od 8 do 15 mln zł, a do eksploatacji zasobów potrzebne są co najmniej dwa otwory (czerpalny i zwrotny). Drogo, ale ubogich nie stać na prowizorkę. W 1993 roku równolegle na krańcach Polski: w zachodniopomorskich Pyrzycach i na Podhalu dowiercono się do wód geotermicznych. Pierwsza z inwestycji wydawała się przejściowo nierentowna (woda o temperaturze 61 stopni C), ale dziś zyskała nowy rozmach. Powstała bowiem szansa wykorzystania podziemnych źródeł do produkcji prądu (po ich podgrzaniu do temperatury wrzenia). Pod koniec lat 90. w Stargardzie, na głębokości 2670 m dowiercono się do znacznie gorętszych (95 st. C) wód. Kolejnym w województwie ośrodkiem geotermicznego ciepłownictwa i energetyki – w zamyśle projektanta inż. Witolda Maziarza ze Szczecina – miał być Chociwel, gdzie po odwiercie próbnym dokopano się na głębokości 2500 m źródeł o temperaturze 82 st. C. Niestety, w uroczym miasteczku zabrakło środków inwestycyjnych, a przede wszystkim… zgody.
W Toruniu przekora, irracjonalna wrogość władz miasta przez długie lata blokowała sprzężenie geotermalnego ujęcia ojca Rydzyka z miejską siecią ciepłowniczą. I wreszcie jest krok w dobrym kierunku.
W nowym programie transformacji energetycznej dziś już obok fotowoltaiki propaguje się w budownictwie indywidualnym „małą geotermię”, czyli pompy cieplne. Nareszcie! Warto obserwować i naśladować naszych praktycznych sąsiadów z Niemiec, stawiając w głównej mierze na najbezpieczniejszą i najbardziej strategiczną energetykę geotermiczną. I w porę skreślić z planów siłownie jądrowe. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.