Przedstawiany przez rząd „Polski Ład” – program określający praktyczne, bliskie ludziom cele – obniżka podatków dla 18 mln Polaków, inwestycje dające pół miliona miejsc pracy, emerytura bez podatku do 2,5 tys. zł, pomoc w zakupie i budowie mieszkań, a przede wszystkim postawienie na umocnienie prywatnej własności w Polsce jest propagandowym strzałem w dziesiątkę. Nie wygląda na kopię dyrektyw Brukseli, nie ma określeń „nowy” ani „zielony”. Ma za cel uspokojenie nastrojów po druzgocącej „pandemii” i - miejmy nadzieję – powrót normalności. To oczywisty prolog kampanii wyborczej – wszak każdy krok rządu jest jej elementem… Jak jednak się ów plan ma do wielkiego zadłużenia wywołanego restrykcjami stanu pandemii?
„Polski Ład” nie powiela głoszonego przez Brukselę skrajnego ekologizmu, rezygnacji z hodowli zwierząt i konsumpcji mięsa oraz totalnej rewolucji obyczajowej. A przecież już ponad rok temu unijny projekt „Nowego Zielonego Ładu” nasz premier podpisał… I już tej zimy zburzone zostały obiekty zbudowanej kosztem półtora miliarda zł nowoczesnej, prawie bezemisyjnej elektrowni węglowej w Ostrołęce(!)…, podczas gdy podobna niemiecka siłownia na węgiel brunatny właśnie wystartowała…
Debata o „Polskim Ładzie” ma ruszyć jesienią. Tymczasem, jak się okazało, pilniejszą dla władzy sprawą jest projekt nowelizacji ustawy o lasach… Wielu z nas pamięta sprytne zabiegi rządu PO-PSL stworzenia prawnej możliwości prywatyzacji lasów państwowych. Pani prof. Pawłowicz… Dzięki takim jak ona zwolennicy prywatyzacji nie uzyskali większości konstytucyjnej 2/3 głosów – całość lasów pozostała w rękach państwa. Nieoczekiwanie latem 2016 roku to z kolei „dobra zmiana” uchodząca za żarliwych obrońców państwowego statusu lasów podjęła próbę stworzenia luki prawnej do ich prywatyzacji. Daremnie… dzięki determinancji „opozycji totalnej”. Dziś natomiast władza chce zmienić ustawę leśną, tak by prywatni obywatele (nie tylko polscy!) mogli w drodze zamiany posiadanych przez siebie gruntów (może to być nieużytek, teren pofabryczny czy gruzowisko) pozyskać fragmenty lasów państwowych.
Rozbudowująca się Polska szuka terenów budowlanych. Dlaczego jednak zamiast rekultywować rumowiska, inwestor ma sięgać po lasy?! Podobno państwo chce w ten sposób wspomóc realizację programu „mieszkanie +”, blokowanego przez samorządy rządzone przez opozycję sprzymierzoną z deweloperami. Co najgorsze – nowy projekt poselski, a więc wedle przepisów niewymagający społecznej konsultacji(!), kwalifikuje do puli prywatyzacyjnej niemal 25 proc. lasów!
W ostatnią środę projektem miała się zająć sejmowa Komisja Środowiska, ale mocny sprzeciw leśniczej „Solidarności” i niemal wszystkich organizacji ekologicznych sprawił, że posiedzenie odwołano.
Polskie lasy państwowe – miejsce odpoczynku ogromnej większości Polaków – znów stają przed groźba prywatyzacji*.
W tle pozostają obawy, że zmiana statusu lasów może stanowić przygotowanie do zaspokojenia bezprawnych (ale wspieranych przez rząd USA) roszczeń organizacji żydowskich domagających się od państwa polskiego materialnych rekompensat za „bezdziedziczne mienie” ofiar Holokaustu…
* Mój wujek, gdy w latach 60. po raz pierwszy gościł w Polsce Ludowej, powiedział: jedno mi się podoba w komunizmie: powszechnie dostępne lasy. Jak w Ameryce chcę pochodzić po lesie, muszę jechać ponad 100 km do sąsiedniego stanu, gdzie jest las państwowy. ©℗
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.