Piątek, 17 października 2025 r. 
REKLAMA

Lewak, prawak, kibol, katol – o mocy słowa w czasach zamętu

Data publikacji: 2025-10-16 12:33
Ostatnia aktualizacja: 2025-10-16 12:38

Kandydatka na prezydenta Magdalena Biejat, zapytana przez dziennikarza czy jest lewaczką odpowiedziała dumnie: tak, jestem lewaczką. Tym samym szczęśliwie sama się zdeprecjonowała, a po młodzieżowemu zaorała. Dlaczego? Nigdy bym nie powiedziała o sobie, że jestem lewaczką, prawaczką kibolką, katolką. Przecież tym samym usankcjonowałabym język przemocy w debacie publicznej.

To przebadany mechanizm obronny: „Ja pierwsza się z siebie zaśmieję, zanim ktoś mnie zrani” – strategia kontroli narracji osoby, która boi się ośmieszenia. Niestety kij ma dwa końce. Jeśli osoby publiczne, politycy ubiegający się o wysokie stanowiska, apanaże, zaufanie społeczne sami siebie tak etykietują skutecznie obniżają poziom i jakość komunikacji społecznej. Biorą czynny udział w deprawacji językowej, otwierając przestrzeń publiczną na narrację rodem z meliny.

Czy gwiazdorzę, przesadzam, brak mi dystansu, poczucia humoru?

Słowo jest narzędziem, które służy nie tylko do opisu, ale przede wszystkim kreowania świata. W potoku codziennych rozmów, komentarzy w internecie, krzyków z ulicy – słowa „chwast”, „lewacki”, „prawacki”, „kibolski”, „katolski” padają lekko, jak pierwsze łatki śniegu, będąc jednocześnie najgorszą trucizną dla umysłów. Kryją w sobie ładunki pretensji, napięcia, agresji. Kotwiczą niepokój, lęk, strach, które tylko czekają na swoją kolej. Kto tym zarządza? Ci, którzy chcą nas podzielić i skłócić.

W języku potocznym „lewacki / lewak / lewactwo” stało się szyderczą etykietą rzucaną na tych, którzy są (lub by się wydawali) zbyt liberalni, zbyt emancypacyjni, zbyt odmieniający stary porządek. W niektórych ujęciach „lewactwo” ma w sobie odcień radykalizmu, ekstremizmu, ba, nawet zboczenia – staje się oskarżeniem o brak umiaru i polityczną chęć przewrotu. W polskich opracowaniach językoznawczych „lewak” definiuje się jako osobę o skrajnie lewicowych poglądach.

Analogicznie „prawacki / prawak / prawactwo” często bywa używane jako wulgarny, pogardliwy epitet – ktoś z tzw. „prawa” staje się automatycznie podejrzany: konserwatywny, nietolerancyjny, zabetonowany. „Kibol”z kolei to etykieta, która wywodzi się z półświatka piłkarskich stadionów, oznacza człowieka skłonnego do agresji, łamania prawa, używania siły – od wyborów prezydenckich „kibolstwo” stało się … zaletą, przywilejem, oznaką przynależności do elit walczących o dobre imię Polski, synonimiem rycerstwa i obrony tradycyjnych wartości.

„Katol” – od tożsamości do obelgi

Będąc mistrzynią świeckich ceremonii pogrzebowych często spotykam się pod moimi publikacjami z tym słowem. Słowo „katol” pochodzi od słowa katolik – wyznawca Kościoła Katolickiego. Ale w języku potocznym, zwłaszcza w mediach społecznościowych, „katol” coraz częściej staje się obelgą. Nie oznacza już kogoś wierzącego – tylko kogoś ślepo posłusznego, nietolerancyjnego, skostniałego w dogmatach. „Typowy katol” – pisze ktoś pod artykułem o przemocy domowej, sugerując, że religia = hipokryzja. „Katolskie państwo z kartonu” – ironizuje inny.

„Katol” stał się kodem pogardy wobec nie tyle samej wiary, ile wobec pewnego sposobu bycia Polakiem. Tak, jak „lewacki” bywa pogardą dla ludzi progresywnych, a „prawacki” – dla konserwatywnych, tak „katol” stał się skrótem do odrzucenia: nie trzeba się z kimś spierać – wystarczy nazwać go „katolem”, by unieważnić jego sposób myślenia. To właśnie mechanizm wykluczenia językowego. Niechęć, przebrana w ironię, sarkazm, wyższość, która zamiast dialogu buduje plemiona: my, oświeceni kontra oni, ciemnogród.

Taki język niebezpiecznie upraszcza, polaryzuje i redukuje, złożone przecież jednostki, do symboli ostrzyżonych z jakichkolwiek niuansów. Jest nośnikiem agresji – niekoniecznie w sensie prawnym, ale w sensie społecznym i psychologicznym.

Wyrwać chwasta, dorżnąć watahę, nie bądźcie fujarami – gdy słowo staje się bronią

Agresja słowna to nie tylko wyzwiska czy wulgaryzmy. To także podprogowy apel do pogardzania, dehumanizacji, budowania wrogości. W kontekście politycznym – gdy nazwa staje się etykietą wroga – język jest bardzo skutecznym narzędziem przemocy.

W badaniach nad mową nienawiści – a także w analizach mediów społecznościowych – zauważa się, że ataki personalne (imidżowanie przeciwnika, celowe tworzenie lub przypisywanie komuś określonego wizerunku) częściej pojawiają się w wypowiedziach, niż racjonalne, analityczne argumenty.

Słowa typu „katol”, „kibol”, „lewactwo”, „prawactwo” (w domyśle: robactwo) pełnią funkcję mobilizującą. „Jednostki ‘inne’ są obrzydlistwem, zagrożeniem, trzeba być czujnym. Co więcej, taki język wspiera mechanizm, który w socjologii i analizie ekstremizmów określa się jako dehumanizację przeciwnika: nie tyle zauważam człowieka o poglądach, lecz – kastę bliżej niedookreślonych, złych ludzi, których natychmiast należy wyeliminować z debaty.

W retoryce skrajnych ruchów prawicowych – język często wplata metafory wojny, choroby, skażenia – „oni są zakałą”, „chwastem”, „infekcją”, „czerwonym ścierwem”, „lewacką, tęczową zarazą”, „feminazi”. Takie opowiadanie o świecie zaciera granicę między obrazem figuratywnym a “realnym niebezpieczeństwem”. To już nie pytanie „dlaczego myślisz tak?”, lecz „czym ty musisz być, że tak myślisz?”.

A słowo ciałem się stało – faszyzm

Dlaczego to, jak o sobie i do siebie mówimy ma znaczenie w kontekście faszyzmu? Faszyzm najlepiej pączkuje w kulturze wykluczenia, dzielenia, walki z wyimaginowanym wrogiem, niewidzialnym zagrożeniem, wojny domowej języka i idei. Język w każdej ideologii pełni szczególną rolę, jest ostrym jak brzytwa narzędziem w przygotowaniu gruntu: demonizuje przeciwników, wymazuje ich z przestrzeni moralnej i intelektualnej, usprawiedliwia represje.

Historycznie: retoryka faszystowska nasycona była słowami „czystości”, „zdrowia narodu”, „oportunistów”, „zdrajców”, „bolszewików”, „żydów” – słowami, które najpierw wykluczały słowem, a potem – czynem. Jak każda ideologia faszyzm zaczyna się od sukcesywnego, niezauważalnego zawłaszczania języka, zmiany kodu kulturowego, redefiniowania podstawowych wartości – „normalności”, „wroga” i „nas”. Współcześnie: rozwój skrajnej prawicy często idzie w parze z radykalizacją języka – nie tylko używa motywów, językowych figur nacjonalistycznych, ale także stosuje retorykę agresji, demonizacji, w różnych tonach – od „dobrotliwych” żartów, sarkazmu, subtelnych aluzji, po konkretne wezwania do działania. Język taki służy stopniowemu przesuwaniu granic – co dzisiaj wypowiedziane jest jako obelga, jutro może być „uzasadnionym ostrzeżeniem”, a kiedyś – realną represją.

W teorii analizy ekstremizmów zwraca się uwagę, że faszystyczne i quasi-faszystowskie ruchy nie zaczynają od zakupu czołgów, jawnej agresji i przemocy – ich początkiem zawsze jest słowo, język i symbolika. To one robią grunt, kształtują percepcję, od nowa definiują to, co jest dopuszczalne, co „normalne”, kogo można piętnować, kogo odrzucić jako element zakłócający „porządek”.

„Oczywiście, że ludzie nie chcą wojny (…), ludzi zawsze można zmusić do uległości wobec przywódców… Wystarczy powiedzieć im, że są atakowani i potępić pacyfistów za brak patriotyzmu… Działa to tak samo w każdym kraju.”

Ten fragment wypowiedzi Hermmana Göringa pochodzący z zapisu rozmów psychologa-więziennego Gustave’a Mark Gilberta z osadzonymi podczas procesu (Nuremberg Diary, wydanie pierwsze 1947), mówi więcej niż tysiąc słów o tym, co nas czeka jeśli nie zatrzymamy się.

Zatem, gdy w debacie publicznej normalizuje się zwyczaj stosowania określeń typu „lewacki”, „prawacki”, „kibolski”, „katolski” – bez odpowiedzialności za kontekst czy konsekwencje – w pewien sposób buduje się grunt dla mentalności, w której relacje między ludźmi oparte są na antagonizmie, a nie dialogu.

Kluczowa jest tu rola profesjonalnych dziennikarzy, aby dbali o kulturę i czystość języka debaty. Nie ma dla mnie znaczenia z kim sympatyzują. To powinien być wspólny mianownik w tym zawodzie. Nie chodzi przecież o zakazywanie słów jako takich, bo demokracja nie polega na cenzurze, lecz na kulturze dialogu, braniu i dawaniu odpowiedzialności za słowa.

Język demokracji oparty na inteligencji emocjonalnej, społecznej polega na rozpoznawaniu, kiedy język staje się narzędziem wykluczenia, agresji lub przygotowania gruntów dla przemocy i szybkim reagowaniu.

Jak radzić sobie z dzieleniem i rozgrywaniem nas w debacie publicznej?

  • Etyczny dystans do etykiet – Zanim komuś powiesz „lewacki idiota” czy „prawactwo do wora, a wór do jeziora”(autentyczny komentarz) – przypomnij sobie: czy mówisz o poglądach, czy o człowieku? Czy redukujesz go do wrzutu ideologicznego, czy chcesz z nim rozmawiać?
  • Wrażliwość na potencjał eskalacji – Język agresji – nawet metaforyczny – ma tendencję do eskalacji. To, co dziś pada w zapalczywym komentarzu, jutro może stać się częścią narracji „oni są zagrożeniem”. Warto pilnować granicy między krytyką a poniżeniem.
  • Rozpoznanie retoryki radykalnej – Jeśli w dyskursie pojawiają się metafory wojny, zarazy, trucizny – to jest oczywisty red flag, innymi słowy wiedz, że ktoś próbuje zbudować w tobie wrogość. Warto wtedy powstrzymać się od wejścia w tę grę, na ten sam poziom i zwrócić uwagę na język, a nie tylko treść.
  • Budowanie przestrzeni dyskusji – Kiedy polityka debaty sprowadza się do rzucania etykietek, to koniec dialogu. Wyjdź, przełącz kanał, pomyśl samodzielnie. Pytaj o motywacje, źródła, empatię – to nie słabość, lecz fundament demokracji.

Nie tyle powinniśmy bać się słów – ile uczyć się zauważać, kiedy słowo staje się narzędziem przemocy. I na koniec – kim są kibole? Nie znam żadnego, znam za to wielu kibiców, których podziwiam za niezłomną wiarę w swoje drużyny. Którzy chodzą na stadiony z dziećmi, na randki dziewczyną, spędzić czas z babcią i dziadkiem. Jest to dla nich święto sportu, a nie okazja do obrażania premiera, opozycji, kibiców przeciwnej drużyny.

A może zaczniemy oczyszczać swoje środowiska z prawaków, lewaków, kiboli, katoli? Bądźmy katolikami, ludźmi o poglądach lewicowych, prawicowych i kibicami. Ludźmi ze swoim historiami, poglądami, którzy się wzajemnie w tych różnicach szanują, a jedynym narzędziem w debacie publicznej jest stary dobry, inteligentny, partnerski oparty na wzajemnym szacunku dialog. ©℗

Agata BARYŁA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500