Poniedziałek, 19 sierpnia 2024 r. 
REKLAMA

Wigilia na zesłaniu

Data publikacji: 24 grudnia 2017 r. 17:55
Ostatnia aktualizacja: 09 lipca 2019 r. 11:59
Wigilia na zesłaniu
 

Polacy w Wigilię spotykali się w dużej drewnianej świetlicy. Do jedzenia były tylko ryby omule i pierogi, a zamiast opłatka dzielili się kawałkami chleba, składając sobie życzenia powrotu w zdrowiu do domu. Komendantem obozu w Biestobie był wtedy enkawudzista, który nazywał się Jarosz. Za jego czasów było jeszcze nieźle. Polacy byli tu traktowani lepiej niż zesłańcy w innych miejscach Syberii. Przed wyjazdem na front do Stalingradu komendant ten przyznał, że jego matka była Polką.

– Bolszewicy wpadli do nas do domu w nocy. Krzyczeli, że za pół godziny mamy być spakowani na podstawione sanie, które zawiozą nas na pociąg i dalej pojedziemy na Sybir. Babcia cała się trzęsła z nerwów i biegała po domu, nie wiedząc, co ze sobą zabrać – zaczyna opowieść Irena Antonow z Goleniowa. Jej nie było jeszcze wtedy na świecie. Od bliskich dowie się później, że tylko jej mama, mimo że miała dopiero 16 lat, zachowała tamtej strasznej nocy zimną krew. Organizowała załadunek sań, krzycząc: „Zabierajcie pierzyny, jedzenie i jak najcieplejsze ubranie, żebyśmy tam nie zamarzli na śmierć”.

Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 22 grudnia 2017 r.

Henryk Z. ZAWADZKI

Na zdjęciu: Polscy zesłańcy na Syberii

Fot. arch.

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA