Kilka dni temu u pani Maryli zadzwonił domofon. Nie otworzyła. Mimo to za chwilę ktoś zapukał do drzwi. Mężczyzna. Powiedział, że jest z administracji. Kobieta z jakiegoś powodu nie wpuściła go do środka. Niezrażony poszedł więc do sąsiadów z góry. Dziś policja szuka dwóch osób okradających ludzi metodą „na pracownika spółdzielni”.
Dwóch mężczyzn? Tak. Jeden z nich był „panem z administracji”. Drugi duchem, który wchodził do mieszkania, kiedy ten pierwszy opowiadał gospodarzom o rzekomej usterce w łazienkowej kanalizacji. Pod koniec stycznia z mieszkania przy ul. Chopina duch wyniósł wyciągnięte z portfelika 250 zł, 50 euro i zbiór monet przywiezionych z wakacyjnych podróży.
Metoda jest niezwykle prosta – jeden warunek: złodzieje muszą ze sobą ściśle współpracować. Pierwszy ma za zadanie skupić na sobie uwagę gospodarzy. Zaabsorbować ich jakimś wymyślonym wcześniej problemem. W tym przypadku oszust zasugerował lokatorom, że doszło do awarii kanalizacji. Prosząc ich, by puścili wodę z kranu, musiał jednocześnie zadbać o to, by w łazience znaleźli się wszyscy domownicy.
Wtedy do akcji ma się włączyć duch. Nie niepokojony przez nikogo wchodzi do mieszkania i zagląda w miejsca, w których zwykle znajdują się rzeczy wartościowe. Wystarczy chwila. Zaraz znika. A „pan z administracji” konstatuje, że w tym pionie żadnego przecieku nie ma. Trzeba więc odwiedzić sąsiadów z góry. Tam powiela opracowany wcześniej schemat.
W styczniu panowie buszowali po os. Arkońskim przy ul. Fryderyka Chopina w Szczecinie. Nie wiadomo, ile mieszkań odwiedzili. Nie wiemy też, ile osób okradli. Dlaczego?
– Nie otrzymaliśmy żadnego zgłoszenia – dowiedzieliśmy się od rzecznika prasowego Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie.
Jak się okazuje, to nie jest odosobniony przypadek. Okradzeni bardzo często nie wzywają policji. A jeśli to zrobią, to potem nie składają oficjalnego zawiadomienia o zaistniałym przestępstwie.
– A my możemy wszcząć postępowanie w takiej sprawie wyłącznie na wniosek okradzionego – podkreśla policjant.
O wizycie „pana z administracji” w mieszkaniu przy ul. Chopina powiadomiła nas pani Maryla, sąsiadka pokrzywdzonych. Nie jest stroną, więc nie może zgłosić kradzieży. Tłumaczy, że sąsiadka (jak wielu innych) wstydzi się swojej łatwowierności i nie chce sprawy nagłaśniać.
– To źle. Po pierwsze, to żaden wstyd – ofiarą kradzieży może paść każdy – pani Maryla wie, co mówi, z zawodu jest psychologiem. – Po drugie, sprawia, że złodzieje są bezkarni.
Jakby na potwierdzenie jej słów dwa dni po zdarzeniu w tym samym budynku ktoś włamał się do piwnic. „Pan z administracji”?
(lw)
Fot. Marek Klasa