Od 1 kwietnia br. w Chojnie nie będzie już straży miejskiej. Jej działalność zbyt mocno obciążała kasę gminy. Z budżetu trzeba było za to wydawać co roku ponad 200 tys. złotych na 3 etaty, benzynę i materiały biurowe.
Likwidacja straży miejskiej stała się jednym z elementów programu naprawczego, który jesienią ubiegłego roku przyjęli chojeńscy samorządowcy. Podniesiono m.in. wysokość czynszów i opłat, w tym za przedszkola, zlikwidowano 5 etatów w ratuszu, w tym jeden kierowniczy, zamrożono wynagrodzenia urzędników gminnych i pracowników podległych placówek.
Wdrażanie programu naprawczego potrwa do końca 2017 roku.
– Chodzi o uzyskanie długofalowych efektów finansowych, które pozwolą uzyskać nadwyżkę operacyjną w budżecie – wyjaśnia Agnieszka Górska, skarbnik gminy.
Wprowadzenie programu naprawczego, którego jednym z punktów była likwidacja straży miejskiej, było także warunkiem wdrożenia drugiej części programu pomocowego dla tej zadłużonej gminy. Chodzi o pożyczkę, której Chojnie udzielić ma Skarb Państwa. Jej wysokość to ponad 8 mln złotych.
Wniosek o pożyczkę gmina złożyła w ministerstwie 24 listopada 2015 roku. Obecnie procedura jej przyznania jest na etapie konsultacji i wyjaśnień.
Straż miejska w Chojnie – w przeciwieństwie do innych gmin – nigdy nie generowała dużych dochodów, choćby dzięki fotoradarom. Powód był prosty - nigdy nie posiadała fotoradarów. Paradoksalnie więc radni nie mieli, z punktu widzenia strażników budżetu, argumentów, by tę miejską służbę utrzymywać. Z działalności „upominawczej” (chodzi o mandaty) do kasy gminy wpływało rocznie zaledwie około 2,5 tys. złotych. ©℗
Tekst i fot. R.K. Ciepliński
W ciągu roku niespełna trzy tysiące złotych uzyskuje gmina Chojna z mandatów, w tym za złe parkowanie.