Wszystko w tym niby-szpitalu jest jak prawdziwe – wchodząc tu, ma się wrażenie, że to kolejna szczecińska klinika. Z tą różnicą, że tutaj pacjenci nie cierpią. I przede wszystkim nie umierają. Bo są symulatorami. Niezwykłymi, bo bardzo drogimi, nafaszerowanymi elektroniką fantomami.
Można powiedzieć, że w Szczecinie powstał nowy szpital ze wszystkimi możliwymi klinikami: kardiologiczną, internistyczną, pediatryczną… łącznie ze szpitalnym oddziałem ratunkowym, salą operacyjną, porodową, a nawet własnym ambulansem. Jest w nim już nawet dwunastu „chorych”, których „leczyć” będą studenci Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego.
Prawdziwych pacjentów nigdy w nim nie będzie. Tylko fantomy, które można tak zaprogramować, że będą chorować na każdą możliwą chorobę. A studenci medycyny będą musieli je rozpoznać i starać się je wyleczyć.
– To będzie miejsce, gdzie jeszcze można popełnić błąd – tłumaczy dr n. med. Beata Wudarska, kierownik projektu. – Pomyłka nic nie kosztuje, a podjęcie niewłaściwej decyzji nie przysparza pacjentowi dodatkowego cierpienia. Nie prowadzi też do pogorszenia jego stanu zdrowia, ani jego zgonu.
Mowa o Centrum Symulacji Medycznej PUM. Powstało w kompleksie uczelnianym przy ul. Żołnierskiej w Szczecinie (w miejscu, gdzie do niedawna działała stara uczelniana pralnia – w pobliżu Wydziału Nauk o Zdrowiu PUM). Jeszcze nie jest udostępnione studentom.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 4 lutego 2019 r.
Tekst i fot. Leszek WÓJCIK