Skala przygotowań Rosji do ćwiczeń Zapad-2017 jest niepokojąca; doniesienia dotyczące m.in. liczby platform kolejowych do przewozu sprzętu wojskowego zamówionych przez Rosję mogą być jednak częścią wojny informacyjnej z Zachodem - ocenia prezes Fundacji Pułaskiego Zbigniew Pisarski.
Zdaniem Pisarskiego Rosji może chodzić o postraszenie tym, że "szykuje się ogromne przemieszczenie wojsk z tzw. Zachodniego Okręgu Wojskowego Federacji Rosyjskiej jeszcze bardziej na Zachód, w tym wypadku do Białorusi".
Ćwiczenia Zapad-2017 odbędą się we wrześniu. W ubiegłym roku rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu zapowiedział, że scenariusz manewrów uwzględni zwiększenie aktywności wojsk NATO w pobliżu granic Państwa Związkowego Rosji i Białorusi. Według mediów niezależnych na Białorusi prezydent Alaksandr Łukaszenka, który wzmacnia zachodnie skrzydło swojej polityki, nie chce jednak być wciągnięty w konflikt między światowymi graczami i będzie musiał lawirować.
"Patrząc na to, w jaki sposób Rosjanie przygotowują się do ćwiczeń Zapad-2017, czyli Zachód-2017, chociażby zwiększając w sposób nieproporcjonalny do lat poprzednich zamówienia na logistykę, takie jak na przykład transport kolejowy z Rosji do Białorusi, to jest to bardzo niepokojący sygnał, bo mówimy tutaj o zwiększeniach kilkunastokrotnych" - podkreśla Pisarski. "To są zdecydowanie gesty mało przyjazne, mało pozytywne" - dodaje.
Jednak, jak podkreśla Pisarski, "wielu ekspertów wskazuje na to, że taka liczba platform kolejowych (do przewozu sprzętu wojskowego) zamówionych przez Rosję może być częścią wojny informacyjnej z Zachodem po to, by postraszyć, że szykuje się ogromne przemieszczenie wojsk z tzw. Zachodniego Okręgu Wojskowego Federacji Rosyjskiej jeszcze bardziej na Zachód, w tym wypadku do Białorusi".
Ekspert z Fundacji Pułaskiego podkreśla, że tak naprawdę nie wiemy, jaki scenariusz będzie rozgrywany podczas ćwiczeń Zapad-2017. "Możemy zakładać, że to będzie próba jakiejś lądowo-morskiej agresji na kierunku zachodnim, mówimy tutaj przede wszystkim o krajach bałtyckich i Polsce" - ocenia.
Według niego takie ćwiczenia nie są na rękę Białorusi. "Wiele wskazuje na to, że Białoruś jest tym bardzo zaniepokojona i zmartwiona" - ocenia. Świadczy o tym fakt - dodał ekspert - że prezydent Białorusi nie zdecydował się pojechać na szczyt Unii Euroazjatyckiej do Petersburga. "Wielu interpretowało to tak, że jego wywiad przekazał mu informację, że może dokonać się jakiś zamach stanu czy to w Mińsku, czy też, że może mieć problemy z powrotem z terenu Federacji Rosyjskiej" - wyjaśnił Pisarski.
"To pokazuje, że są napięcia nawet pomiędzy bliskimi sojusznikami, jak Rosja i Białoruś" - dodał. Jako "próbę przeciągania liny" Pisarski ocenił wyciąganie ręki do Białorusi m.in. przez Amerykanów, którzy w zeszłym roku nawiązali współpracę wojskową z Białorusią, czy ostatnie "deklaracje i inicjatywy polityczne dotyczące współpracy Polski i Białorusi".
"Można powiedzieć, że jest to taka próba przeciągania liny, innymi słowy my jako sąsiedzi Białorusi wolimy Białoruś jako strefę neutralną, aniżeli strefę o kolorze czerwonym, związaną i zależną od Federacji Rosyjskiej. Jest to gest z naszej strony dobrej woli, czas pokaże czy władza w Mińsku będzie w stanie to docenić i odwzajemnić" - ocenił ekspert.
W Polsce w ostatnich dniach przebywała delegacja Izby Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego Białorusi. Wcześniej, w grudniu 2016 r. wizytę w Mińsku złożył marszałek Senatu Stanisław Karczewski; jednym z głównych punktów wizyty był udział w posiedzeniu Rady Republiki, podczas którego wyższa izba parlamentu jednogłośnie opowiedziała się za ratyfikacją polsko-białoruskiej umowy oświatowej.
W październiku wizytę na Białorusi złożył wicepremier Mateusz Morawiecki. (pap)
Fot. Max071086 (Wikipedia)