Rzesze chińskich gejów żenią się z lesbijkami, by ukryć swoją orientację przed otoczeniem i uszczęśliwić rodziców. Wolą zachowywać pozory niż znosić presję społeczeństwa. Wiele z takich „lawendowych małżeństw”, jak się je nazywa, ma również dzieci.
Starsze pokolenie Chińczyków, wierne tradycji konfucjańskiej, nie akceptuje homoseksualizmu. Od dzieci wymagają przede wszystkim potomka i przedłużenia rodu.
- Rodzice naciskali, żebym znalazł żonę. Myślałem o ucieczce, o wyjeździe do innego miasta. Ale wtedy oni by dzwonili i naciskali dalej. Wtedy znajomi geje powiedzieli mi o takim rozwiązaniu. Postanowiłem spróbować - opowiada 35-letni przedsiębiorca i homoseksualista z Kantonu, posługujący się imieniem Tim. Zalogował się na jednej z kilkudziesięciu grup w mediach społecznościowych, gdzie geje i lesbijki z Kantonu szukają kandydatów na małżonków na niby.
Ani sam pomysł, ani nazwa „lawendowe małżeństwo” nie pochodzą z Chin. Terminem tym określa się na Zachodzie związki zawierane w celu ukrycia prawdziwej orientacji jednego lub obojga małżonków – jak choćby dwa małżeństwa podejrzewanego o homoseksualizm kultowego hollywoodzkiego amanta Rudolfa Valentino.
Jednak w Chinach fenomen ten stał się masowy. Tylko jeden z portali internetowych kojarzących lawendowe pary ma ponad 388 tys. zarejestrowanych użytkowników. Serwis chwali się, że za jego pośrednictwem pobrało się już prawie 47 tys. par.
Na grupie społecznościowej Tim poznał pięć dziewczyn. Choć żadna mu do końca nie odpowiadała, zdesperowany wybrał jedną z nich. Jak wspomina, od razu ustalili, że po ślubie zachowają pełną wolność osobistą, a wydatki na dziecko podzielą na pół. Mieli też zamieszkać w mieszkaniu należącym do Tima. Prawie zostali zdemaskowani.
- Ślub odbył się w mieszkaniu moich rodziców i tam też spędzaliśmy noc poślubną. Spałem na podłodze. Rano obudziło mnie pukanie do drzwi, instynktownie wskoczyłem do łóżka. W ostatnim momencie, bo do pokoju zajrzała moja matka - wspomina z uśmiechem.
Ślub to jednak zaledwie pierwszy krok do uszczęśliwienia chińskich rodziców. Presja ustała dopiero rok temu, gdy Timowi urodziło się dziecko. Nie żałuje on swojej decyzji, choć przyznaje, że między nim a żoną nie ma miłości. (pap)
Fot. Paulina Sikora