Sobota, 23 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Polskie plagi i ludzka kondycja

Data publikacji: 08 maja 2017 r. 13:08
Ostatnia aktualizacja: 08 listopada 2018 r. 02:45
Polskie plagi i ludzka kondycja
Plenerowy "Silence/Cisza w Troi" poznańskiego Teatru Biuro Podróży - bardzo mocne otwarcie Kontrapunktu. Fot. Robert Stachnik  
Udany, choć z kilkoma potknięciami – tak chyba najkrócej podsumować można zakończony tydzień temu 52. Przegląd Teatrów Małych Form „Kontrapunkt”. Festiwal odbywał się w przejściowej formule, która jednak pozwoliła na to, co najważniejsze: postulowane od lat odświeżenie imprezy.

Po zmianie dyrekcji (wieloletnia dyrektor Anna Garlicka zrezygnowała z kierowania przeglądem w ubiegłym roku, jej następcą został Marek Sztark) nowe szefostwo na skompletowanie listy festiwalowych wydarzeń miało ledwie kilka miesięcy. Nierozstrzygnięte w terminie konkursy na dofinansowanie z ministerstwa komplikowały sprawę dodatkowo, nie pozwalając na rozwinięcie skrzydeł. Udało się jednak mimo wszystko skonstruować program spójny, ciekawy i wartościowy, z konkretnym hasłem przewodnim – „Kto ty jesteś?”. Konkursowe spektakle zostawiały widza z pytaniem o genezę zła, patriotyzm i nacjonalizm, tożsamość. Poruszały też kwestie typowo teatralne – kim jest widz, a kim aktor, jak wytworzyć między tymi biegunami więź.

Jurorzy o Kontrapunkcie:

Robert Talarczyk: – Nie ma spektakli doskonałych, ale po długich dyskusjach uznaliśmy, że „Punkt zero: Łaskawe” to przedstawienie, które w pełni opowiada o pewnej sprawie. Oglądaliśmy wiele przedstawień, sporo o nich dyskutowaliśmy, stąd w naszym werdykcie kilka tytułów. Muszę podkreślić udział Adama Ziajskiego i jego spektaklu. Trochę żałujemy, że nie brał udziału w konkursie, bo może wówczas wyniki byłyby zupełnie inne. Nie dyskredytuję tu „Punktu zero”, bo to dzieło szczególne, ale indywidualnością festiwalu bez wątpienia jest dla nas właśnie Adam Ziajski, który namówił ludzi nieparających się teatrem, ze swoimi problemami, na absolutną szczerość. W dzisiejszym teatrze, który jest czasami bardzo koniunkturalny, to rzadkie zjawisko.

Ogromnym atutem Kontrapunktu jest różnorodność. Sądząc po tym, jak licznie pojawiała się publiczność, jest to dla niej fantastyczne doświadczenie. Tym bardziej, że nie była to publiczność zorganizowana, branżowa, tylko ludzie, którzy wcześniej kupili bilety. Widzieliśmy ogromny entuzjazm, to, jak przedstawienia rezonowały. To niezwykłe oglądać taki odzew.

Edwin Bendyk: – Konstrukcja festiwalu sprawia jurorom niezwykłą trudność. Mamy mnogość różnych form, podejmowanych tematów, kategorii. Nie mieliśmy złych spektakli, pomyłek. Szukaliśmy tego, co jest najpełniej jakąś sumą, pewnym sposobem na wyrażenie siebie wszystkimi instrumentami, jakie teatr daje, wysłanie mocnego komunikatu o uniwersalnym, aktualnym przekazie. „Punkt zero” to spektakl, w którym wszystko jest na swoim miejscu: od gry aktorskiej, scenografii, pewnych środków wyrazu, rozwiązań pozostających w pamięci i poruszających tak jak tekst samej książki, której jest adaptacją.

Jestem pierwszy raz na Kontrapunkcie i jestem pod wrażeniem publiczności i jej siły. Na warszawskich festiwalach widownia jest zwykle jednorodna, w Szczecinie odwrotnie – bardzo różnorodna: i wiekowo i pod kątem doświadczeń społecznych.

Wszystkie nasze trudne sprawy

Z ośmiu konkursowych spektakli jury swoją główną nagrodę przyznało „Punktowi zero: Łaskawe” z lubelskiego Teatru Provisorium, w reżyserii Janusza Opryńskiego, przedstawieniu opartemu na książce „Łaskawe” Jonathana Littella, uznawanej za jeden z najważniejszych tekstów ostatnich dekad. To historia zwykłego człowieka, „dobrego Niemca”, który daje się uwieść zbrodniczemu systemowi, stając po ciemnej stronie Mocy. Przejmujący spektakl w obecnych czasach (jak napisali jurorzy w uzasadnieniu – „kiedy przestrzeń publiczną zaczyna zatruwać ksenofobia, język nienawiści i pogardy, a w polityce na całym świecie zaczynają odżywać projekty podszyte skrajnym nacjonalizmem i rasizmem”) zyskał drugie dno i stanowił swoiste wprowadzenie do innego konkursowego zjawiska – wyreżyserowanej przez Piotra Ratajczaka „Białej siły, czarnej pamięci” z Teatru Dramatycznego w Białymstoku. To z kolei opowieść o współczesnej Polsce, trapionej plagami nietolerancji, ciemnoty, bandytyzmu. W której niewygodne fakty się wypiera, a wszelką inność niszczy. I w której jest na to przyzwolenie tzw. autorytetów.

Tematyka ludzkiej kondycji, borykania się z problemami, szukania sposobów na radzenie sobie z nimi zdominowała tegoroczny Kontrapunkt: w różny sposób podejmowali ją twórcy spektakli: „moja mama leczy się u doktora oetkera”, „Każdy dostanie to, w co wierzy”, „Reykjavik’74”, „Zapolska Superstar” czy pozakonkursowego „Nie mów nikomu”. „Zapolską” z Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu widzowie nagrodzili swoim Grand Prix, zauważyli ją też w swoim werdykcie jurorzy. Jednych i drugich urzekła bezpretensjonalna w formie biografia kobiety, dla której niezależność i wolność były wartościami najwyższymi. „Nie mów nikomu” to z kolei pierwszy chyba w historii Kontrapunktu przypadek, kiedy przedstawienie pozakonkursowe wyjechało z nagrodą od jury. Co więcej, przedstawiciele oceniającego składu podkreślali, że gdyby dzieło Adama Ziajskiego, zrealizowane z udziałem osób niesłyszących i traktujące o ich problemach, zdecydowano się pokazać w konkursie, wyniki Kontrapunktu mogłyby być całkiem inne.

Dobre zmiany, słabe punkty

Na plus nowej ekipie trzeba zaliczyć przede wszystkim przewietrzenie formuły. Dzięki rezygnacji z karnetów, rezerwowanych rok wcześniej, udało się wreszcie – między stałych kontrapunktowych gości – wpuścić na widownię nowe twarze. Nienumerowane miejsca sprawiły, iż każdy mógł siedzieć gdzie chce i obok kogo chce (w większości wypadków, o czym za chwilę). Mniej spektakli w konkursie pozwoliło też uniknąć zmęczenia, efektu gonitwy niezbyt sprzyjającej refleksji nad tym, co się właśnie zobaczyło. Świetnie, że inaczej wyglądał plener: zamiast ogranego już w Szczecinie Theater Titanick z surrealistyczno-onirycznymi widowiskami dostaliśmy poznański Teatr Biuro Podróży ze spektaklem dotykającym naszej współczesności, z wojną na Bliskim Wschodzie, złem i dobrem, uchodźcami i ich oprawcami.

Były jednak i wpadki. Największa na finał, gdy na krzesełkach i ławeczkach ustawionych na scenie Teatru Współczesnego upchano zdecydowanie zbyt dużą liczbę widzów. Nie można się dziwić pretensjom ludzi, którzy kupili drogi bilet, a w zamian dostali perspektywę spędzenia dwóch godzin w ścisku, bez oparcia lub na dostawce w przejściu między rzędami. Kilka lat temu zdarzyła się sytuacja analogiczna, tym bardziej więc zastanawia brak umiejętności wyciągania wniosków. Drugi znak zapytania to przystanek Schloss Brollin-Berlin. O ile kolejną z rzędu wizytę w Deutsches Theater, gdzie o dobry spektakl trudniej niż o szóstkę w Lotto, da się usprawiedliwić krótkim czasem przygotowań, jaki na festiwal miała nowa ekipa, to wpadkę w Brollinie potraktować trzeba znacznie surowiej. Bo czy można postawić plusa za przedstawienie, w którym za największe ofiary II wojny światowej w polskiej Łodzi uznani są Niemcy? Czy tak trudno było podjechać do nieodległego przecież Brollina i zorganizować wizytę festiwalową jak należy, oferując publiczności coś więcej niż płaskie, szkolne jednostronne widowisko? Trzeci minus – Mały Kontrapunkt. Jak na imprezę dla dzieci, za dużo w niej było dorosłych.

Do przemyślenia pozostaje też system głosowania. Dzielenie na dwa etapy (wrażeniowa ocena po spektaklu plus głosowanie na konkretny tytuł), wyciąganie procentów i hierarchizowanie ich skończyły się dziwacznym zamętem i przegraną spektaklu, który zebrał większą liczbę głosów. Poprzedni sposób wybierania zwycięzcy przez posiadaczy karnetów na wszystkie spektakle był czytelniejszy i chyba sprawiedliwszy.

Za rok kolejny festiwal, tym razem, miejmy nadzieję, zrealizowany już przez nową dyrekcję w cywilizowanych warunkach. Oby udało się kontynuować dobry trend i wyeliminować tegoroczne potknięcia. Oby też obyło się bez kiepskich fauli w rodzaju zamknięcia „pleciugowej” kawiarni i toalet dla kontrapunktowiczów wyjeżdżających do Berlina.

Katarzyna Stróżyk

Nagrody

Grand Prix (10 tys. zł): „Zapolska Superstar (czyli jak przegrywać, żeby wygrać)”, Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu, reż. Aneta Groszyńska

Główna Nagroda Jury (10 tys. zł): „Punkt Zero: Łaskawe”, Teatr Provisorium w Lublinie, reż. Janusz Opryński

Nagroda im. Zygmunta Duczyńskiego dla indywidualności artystycznej festiwalu (3 tys. zł): Adam Ziajski

Nagroda promocyjna im. Kazimierza Krzanowskiego (3 tys. zł) dla zespołu aktorskiego spektaklu „Zapolska Superstar (czyli jak przegrywać, żeby wygrać)” Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu

Nagroda Przewodniczącego Rady Miasta Szczecin (5 tys. zł): „Każdy dostanie to, w co wierzy”, Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie, reż. Wiktor Rubin

Dwa równorzędne wyróżnienia (2 tys. zł) za literacką inspirację dla spektakli:
– Marcin Kącki – „Biała siła, czarna pamięć” Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku,
– Piotr Gęglawy, podopieczny szczecińskiej fundacji Pod Sukniami – spektakl Wrocławskiego Teatru Lalek „Po sznurku”, w reżyserii Joanny Gerigk.

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

śledziomówca
2017-05-08 23:12:57
Wnikliwa analiza festiwalu godna najtęższych umysłów lokalnego firmamentu dziennikarstwa kulturalnego! Bohater Littela to "zwykły Niemiec", który stanął po ciemnej stronie Mocy! :))) Albo nie widziała, albo nie zrozumiała, albo poziom gimbaza, albo wszystko razem? Wiadomo, że wziąć to wszystko "poogarniać" to trudna sprawa, można się "sfazować", to może najlepiej to drugie, zamiast wysilać się i udawać, że się cokolwiek wie i potem pisze o spektaklach?
kntr
2017-05-08 13:28:51
Rzeczywiście, główna nagroda dla chłopa przebranego za babę - sztuka przez wielkie ...g.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA