O festiwalu Euromusicdrama opowiada dyrektor artystyczny tej imprezy – Jean Marc Fessard
– Czy pana zdaniem muzyka teatralna jest ciągle niedoceniana?
– Myślę, że nie tylko jest niedoceniana, ale też coraz częściej powierza się ją przypadkowym kompozytorom. Dawniej muzyczni geniusze, takiej rangi jak Witold Lutosławski, Krzysztof Penderecki czy Dariusz Milhaud, komponowali na zamówienia teatrów. Dziś teatr zbyt często ucieka się do muzyki elektronicznej, nagrywanej przez syntetyzatory, tak mało przypominające prawdziwe wibracje, które możemy odczuć dzięki prawdziwym instrumentom. Nie zapominajmy, że to także te wibracje pozwalają nam odczuć „katharsis”.
– Jestem ciekawa, jaką pozycję ma muzyka teatralna w pana ojczyźnie.
– Dziś można mówić o zjawisku teatru europejskiego, który rządzi się wszędzie takimi samymi prawami, powiela tendencje i mody. Tak jak na polskich scenach, we Francji teatr wymaga od muzyki podkreślenia wyjątkowych momentów dramaturgicznych i wzmocnienia jej emocjonalności pozostając w cieniu historii. To trochę jak z makijażem pięknej kobiety: musi być dyskretny, aby pokazać jej piękno. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 16 listopada 2018 r.
Monika GAPIŃSKA
Fot. Archiwum