– Przysięgam, że nigdy nie współpracowałem, ale miałem swoje metody walki – powiedział we wtorek (7 lutego) w Gdańsku Lech Wałęsa. Zapowiedział, że jego prawnicy wystąpią prawdopodobnie o nową opinię grafologiczną dotyczącą akt TW "Bolka".
Tydzień temu IPN poinformował, że z opinii biegłych grafologów Instytutu Sehna w Krakowie dotyczącej teczek TW "Bolek" wynika, że zobowiązanie do współpracy z Służbą Bezpieczeństwa podpisał Lech Wałęsa. Były prezydent był w tym czasie na zjeździe noblistów w Kolumbii i dopiero w poniedziałek wrócił do Polski.
– Ja mogę postawić 100 grafologów, którzy powiedzą odwrotnie – powiedział we wtorek dziennikarzom Wałęsa. Tłumaczył, że po stłumionym strajku w grudniu 1970 r. uznał, że trzeba zmienić sposób walki z komunistyczną władzą.
Walka z góry przegrana
– Widząc, że nie mamy szansy na zwycięstwo postanowiłem jako szef strajku zaoszczędzić tych ludzi i nie wpychać ich w walkę z góry przegraną. I dlatego rzeczywiście hamowałem głupie ataki czy wychodzenie na ulicę, bo byłem przeciwnikiem bijatyk i przegrywania. Mogłem postąpić tak jak w powstaniu warszawskim – wykrwawić naród, ale ja lubię zwyciężać, a nie mordować swoich ludzi (...) W związku z tym postanowiłem, że będę rozmawiał. Będę – możecie nawet powiedzieć – współpracował – ale nie zasadzie zdrady, poddania się, opowiedzenia się po stronie komunistów – podkreślił Wałęsa.
Pytany o dalsze kroki ws. oskarżeń o agenturalną przeszłość, Wałęsa odpowiedział: "Będę wyszydzał bohatera Zybertowicza, wyszydzał Cenckiewicza, speca od papierów, który nawet nie wie, jak powstały teczki Kiszczaka (...) Żaden ten tekst (badany przez grafologów – PAP) nie jest moim tekstem. Nigdy nie byłem po tamtej stronie".
Pomożecie?
Tłumaczył, że został wezwany na przesłuchanie po tym, jak służby specjalnie dowiedziały się, że nie odpowiedział wraz z innymi robotnikami "pomożemy" na wezwanie I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka podczas jego wizyty w Stoczni Gdańskiej.
– Na filmach złapali mnie, że nie krzyczę. I na komendzie zaśpiewali mi, że Gierek to Zachód i będzie lepiej, i pytają mnie: "Polska jest w trudnej sytuacji. Czy pan będzie przeszkadzał, czy pan pomoże nam wyjść z tego wszystkiego?". Takie sytuacje są, że nie ma innego wyjścia – dodał. Zastrzegł, że podpisywał po przesłuchaniu to samo, co inne osoby.
– Podpisywałem wszystko to, co inni podpisywali, a więc "sznurówki oddajemy". Jeden tekst był tylko niebezpieczny, że nie powiem nic, co było na przesłuchaniu. To były standardowe papiery dla wszystkich takie same. W tamtym czasie oni byli tak butni, że nie zaproponowali mi współpracy – ja byłem nawet trochę obrażony. Ale oni mieli tak dobrych, mądrych i wykształconych ludzi, że robotnik taki jak ja nie był im potrzebny (...) Ja chciałem ich nawracać i dlatego rozmowy moje były w tym kierunku. Walczyłem bowiem z systemem, a nie z ludźmi – mówił. Wałęsa opowiadał, jak przebiegało przesłuchanie po jednym z zatrzymań.
– Wszystko wyśpiewałem, bo ja nie miałem nic złego – nie biłem się, nie kradłem – ale to nie były donosy. Walczyłem z otwartą przyłbicą, mówiłem co mi się nie podoba, tak byłem bezczelny (...) Mnie nikt nigdy nie złamał i nie złamie – mówił. Kategorycznie zaprzeczył, że brał jakiekolwiek pieniądze od SB.
Dwie teczki
Jak dodał, "były dwie teczki pod nazwą «Bolek»".
– Jedna ta legalna – która prowadziła do tego, żeby mnie postawić przed sądem, a finał miał być, że jestem szpiegiem amerykańskim – taki finał proponowała tamta strona – te dokumenty sto procent, 100 tomów zostało zniszczonych w Świeciu. I była druga teczka, którą teraz tu pokazują. Ta teczka to była "nielegalna walka z Wałęsą", a polegało to na tym, że zbierano, podrabiano różne papiery. I – nie mogąc pokonać Wałęsy – próbowano zniechęcić społeczeństwo do Wałęsy jako agenta i donosiciela – powiedział b. prezydent.
Jak wypowiedział się o władzy: "Mnie ubliżają w wolnej Polsce. Zniszczyli Solidarność przez takie gadki, że zdrajcy byli na czele. Zniszczyli nasz wielki dorobek. I są to albo głupcy i szaleńcy albo zdrajcy i rzeczywiście agenci, którym zależy, żeby zniszczyć polski dorobek".
Na podstawie podsłuchów
Wałęsa tłumaczył, że donosy TW "Bolka", analizowane przez grafologów, zostały napisane przez funkcjonariuszy SB na podstawie podsłuchów założonych w miejscach, gdzie przebywali robotnicy.
– Te podsłuchy tak przepisane są bardzo podobne do donosów. I te podsłuchy generał Kiszczak wykorzystywał kserami wysyłając je różnym ludziom, w tym pani Walentynowicz. Tak próbowano mnie złamać, zastraszyć, ale nie dałem się złamać, nie dałem się przekupić – dodał. Następnie – według Wałęsy – treść posłuchów była wykorzystywana podczas przesłuchań w taki sposób, żeby przesłuchiwani zaczęli się wzajemnie podejrzewać o donosicielstwo.
– Doprowadzono nas do takiej sytuacji, że wszyscy się podejrzewaliśmy – ja podejrzewałem wszystkich kolegów, z którymi rozmawiałem, a oni podejrzewali mnie. I do dziś tak się podejrzewamy. Tym sposobem rozwalono w tamtym czasie, w latach 70. naszą solidarność – ocenił.
(pap)
Fot. PAP/Adam Warżawa