Rozmowa z Andrzejem Wróblewskim, dyrektorem Polskiej Żeglugi Morskiej
– Kieruje pan PŻM od niedawna. W jakiej kondycji zastał pan firmę?
– Tak duże przedsiębiorstwo wymaga w pierwszym rzędzie poznania sytuacji w wielu obszarach jego działalności – w obszarze operacyjnym, inwestycyjnym i finansowym. Od 1,5 miesiąca mam przyjemność zasiadać w fotelu dyrektora, a w ciągu pierwszych tygodni zrobiłem wstępne rozeznanie wspomnianych aktywności, pogłębione przez moich współpracowników i muszę powiedzieć, że sytuacja okazała się znacznie lepsza niż opisywały to wcześniej niektóre media. Przyznaję, że spodziewałem się gorszej. Większą część życia zawodowego spędziłem w firmach będących w restrukturyzacji lub wychodzących z niej, bądź dla których – niestety – nieraz już nie było żadnej szansy, a tu zastałem sytuację stabilną, opisaną. Kluczem dla mnie jest zasób kadrowy, ludzki i myślę, że bazując na tym, rozszerzymy swoje kompetencje i strategię na kolejne pięć lat.
– Pandemia uderzyła w światową gospodarkę, również morską. Jak sobie z tym radzi największy polski armator?
– Sytuacja firmy jest stabilna. Po pierwsze, mamy pełne zatrudnienie wszystkich jednostek. Marynarze po chwilowym okresie utrudnionego podmieniania naszych załóg wrócili do pewnego normalnego rytmu. Tam gdzie się to jeszcze nie zdarzyło, myślę, że w ciągu kilku tygodni nadrobimy te zaległości, które są związane głównie z niemożliwością dotarcia do naszych załóg ze względu na ograniczenia w ruchu lotniczym. Jeżeli chodzi o finanse, według stanu na 30 czerwca, są całkowicie stabilne. Płacimy wszelkiego rodzaju zobowiązania, także kredytowe, w związku z tym z większym spokojem patrzymy na kolejne miesiące. Należy tu dodać, że nasze dwie, można powiedzieć, bardzo silne „nogi”, tzn. hotel Radisson oraz Unity Line, odnotowują coraz lepsze wyniki i powoli wracamy do normalności. Co prawda ten rok pasażersko i hotelowo można uznać za stracony, niemniej dzisiejsze obłożenie promów, jak i hotelu Radisson jest dobrym prognostykiem na kolejne miesiące, myślę więc, że w przyszłym roku nadrobimy straty z nawiązką.
– Jaka jest obecnie sytuacja na rynku frachtowym?
– Nadal trwa regres we wszystkich typach ładunków, które przewozi nasza firma. Chociaż indeksy dla średnich masowców idą powoli w górę, jednak żadnego pewnego trendu ani ożywienia w naszej strukturze przychodów nie widzimy. Liczymy, że w kolejnych miesiącach podstawowe rynki, tzn. amerykański – po przejściu gigantycznej pandemii, której dzisiaj jesteśmy świadkami – i rynek chiński oraz hinduski wywołają pierwsze impulsy ożywienia gospodarki światowej. Myślę, że dopiero pierwszy kwartał przyszłego roku będzie porządniejszy, jeżeli chodzi o fundamentalne wyniki firmy, czyli takie, które zapewniają nam pokrycie wszystkich kosztów, w tym planowanych na inwestycje w 2021 roku.
– Czy w przeszłości PŻM musiała się zmagać z podobnym kryzysem?
– W tej firmie jestem od niedawna, ale pracuję na tych rynkach bardzo długo i nie przypominam sobie tak trudnego kryzysu, w tak wielu aspektach. Bo jeżeli chodzi o rynek światowy, to przeżywaliśmy już niejedną „pandemię”. Były kryzysy finansowe, związane z latami nadpodaży tonażu, przypominamy sobie różne trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, natomiast nigdy aż w takim zakresie ruch pasażerski czy lotniczy nie został zachwiany w Europie i na świecie.
– Poprzedni program inwestycyjny PŻM został zrealizowany, wszystkie zamówione statki odebrano. Co dalej? Będą kolejne inwestycje?
– Na rynek masowców zasadniczy wpływ ma sytuacja światowa, natomiast dzisiejsze dane gospodarcze Polski za drugi kwartał są szokująco dobre – jako jedyny kraj w strefie euro i w ogóle w Europie zanotowaliśmy wzrost – w związku z tym być może jeszcze bardziej przyjrzymy się ruchowi lokalnemu. Mówię tutaj o odnowieniu tonażu promowego w ruchu ze Skandynawią, który jest kluczowym dla nas rynkiem. Bardzo liczymy, że to ożywienie będzie miało charakter trwały, a finanse, którymi dysponuje Unity Line – przy wsparciu PŻM oraz instytucji finansowych – pozwolą śmielej i być może szybciej wdrożyć kolejne elementy tego planu inwestycyjnego. Mówię tu konkretnie o zakupie nowych jednostek promowych dla Unity Line. Mamy już wypracowane modele i pomysły, jak czasowo uzupełnić stan naszej floty promowej i przejść intensywnie do działań inwestycyjnych opartych na wiedzy eksploatatorów z Unity Line oraz kolegów, którzy koordynują dział techniczny i inwestycyjny w zakresie nowego tonażu.
– A co z masowcami?
– To tradycyjna działalność firmy, a nacisk inwestycyjny będzie położony najpierw w tych miejscach, gdzie nasze statki osiągają bardzo dobrą marżę, jak choćby jeziorowce. Oprzemy się dalej na tradycyjnych rynkach w tym zakresie tonażu, który mamy, biorąc pod uwagę sugestie kolegów z działu eksploatacji. Jestem zwolennikiem koncentracji w okolicach tych jednostek, które przynoszą największe przychody naszej firmie.
Za pięć lat widzę we flocie PŻM co najmniej kilkanaście jednostek więcej. Średnia wieku musi być absolutnie utrzymana na takim poziomie, który jest dzisiaj. Chciałbym, żeby ten tonaż był cały czas sukcesywnie, regularnie odnawiany, żebyśmy uciekali konkurencji, jeżeli chodzi o rozwiązania proekologiczne, tak żeby rating naszej firmy, statków i załóg, wiarygodność naszego tonażu była na możliwie najwyższym światowym poziomie. A tylko poprzez ciągłe inwestowanie będziemy mogli tę pozycję ugruntować. Starszy tonaż, ten, który jest chodliwy na rynku, będziemy się starali sukcesywnie upłynniać, ale tylko w ramach rozwoju i inwestycji. Jestem optymistą i wszyscy, którzy znają mnie z poprzednich miejsc pracy, wiedzą, że liczba statków to jest mój naprawdę czuły punkt.
– Inwestycje w pracowników też będą?
– Dokonałem pobieżnego przeglądu naszych kadr i muszę je pochwalić – dysponujemy bardzo dobrymi zasobami kadrowymi, w tym czterdziestokilkulatków, którzy są bardzo chętni do kontynuowania pracy na wyższych szczeblach kierowniczych. We wszystkich działach – mam na myśli frachtowanie, pion techniczny czy finansowy – spotkałem osoby, które z powodzeniem w przyszłości zastąpią swoich obecnych dyrektorów i na to bardzo liczę. Będziemy też stawiali na regularne zwiększanie udziału szkoleń w naszym życiu codziennym. Część kadry już dzisiaj uczestniczy w szkoleniach typu MBA. Pozwoli to tym osobom w najbliższych kwartałach objąć funkcje członków rad nadzorczych, tak żeby powoli stawali się naszymi naturalnymi następcami w przyszłości we wszystkich obszarach, w których firma prowadzi działalność związaną z grupą kapitałową.
– Na co mogą liczyć marynarze?
– Załogi pływające zgłosiły szereg swoich życzeń, wątpliwości, postulatów, których do tej pory nie mogły wyartykułować, dlatego że trwający niemal cztery lata pewien proces naprawczy związany z działalnością PŻM uniemożliwiał funkcjonowanie organów takich jak Rada Pracownicza, które są przewidziane w przedsiębiorstwie państwowym. Mówimy tu o wszystkich problemach, głównie płacowych, związanych z warunkami pracy, z podmianami załóg, z czasem pozostawania na burcie, z liczbą pracowników i obowiązków. Chciałbym być pierwszym odbiorcą tych wszystkich postulatów, bo to są często sprawy ważne dla nas wszystkich, dla całego przedsiębiorstwa. Wcześniej nie docierały z powodu braku chociażby wspomnianej Rady Pracowniczej, której działalność była zawieszona w okresie zarządu komisarycznego. Podczas regularnych spotkań z Radą Pracowniczą będziemy mogli sobie opowiedzieć, co boli poszczególne obszary statkowe, lądowe, ale też będziemy oceniali się nawzajem, mówili, które relacje są dobre dla firmy, a które złe, które nam przynoszą zysk, a które nie. To jest najważniejsze.
– Są chętni do pracy na morzu?
– Są. Będziemy też pracowali nad zmianą złej struktury wiekowej w naszej firmie, dlatego że coraz bardziej wszyscy, jako kadry, się starzejemy, nad czym każdy z nas ubolewa, ale pewna naturalna średnia wieku powinna zostać utrzymana. Dlatego pracujemy nad unowocześnieniem naszej siatki płac i w ogóle całego systemu wynagrodzeń, tak żeby na każdym stanowisku była ta średnia wieku, która jest porównywalna co najmniej z panującą w branży, a Polska Żegluga Morska jako płatnik, armator i wielka firma w regionie była bardzo atrakcyjnym pracodawcą także pod względem wysokości wynagrodzeń.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Elżbieta KUBOWSKA
Fot. Elżbieta Kubowska
Andrzej Wróblewski, zgodnie z decyzją Rady Pracowniczej Polskiej Żeglugi Morskiej, został dyrektorem tego państwowego przedsiębiorstwa 15 czerwca br. Jest absolwentem Wydziału Ekonomii i Zarządzania Politechniki Gdańskiej. Studiował też na Wydziale Ekonomii i Marketingu Otto-Friedrich Universitaet w Bambergu. Posiada dyplom MBA Warszawskiej Wyższej Szkoły Biznesu. Karierę zawodową rozpoczynał w sektorze bankowym. W 2008 r. został dyrektorem finansowym, członkiem zarządu Stoczni Gdynia, jednocześnie będąc członkiem zarządu Korporacji Polskie Stocznie. W tym czasie rozpoczął też pracę na kierowniczych stanowiskach spółki Aranda. W 2014 r. przeszedł do Pol-Euro Linie Żeglugowe (Grupa PLO), gdzie był wiceprezesem ds. finansowych, jednocześnie pełniąc tę funkcję dla PLO. W październiku 2016 r. został członkiem rady nadzorczej Polskiej Żeglugi Bałtyckiej. Od lutego 2017 r. był członkiem zarządu ds. inwestycji tonażowych PŻB.
W strategii kierowania PŻM, przedstawionej Radzie Pracowniczej, zapowiedział m.in. opracowanie planu rozwoju floty masowców i promów na kolejne lata. Obecnie armator posiada 58 masowców i cztery promy. Tymi ostatnimi zarządza spółka Unity Line z Grupy PŻM. Największy polski armator zatrudnia ok. 2500 osób.