Nie jest łatwo uruchomić produkcję dużych statków w stoczni, która przez wiele lat ich nie budowała, fachowcy rozjechali się po świecie, nie ma biura konstrukcyjnego, a majątek do produkcji został częściowo zdekompletowany. Z takim problemem zmaga się obecny rząd. Ale jak zapowiedział Marek Gróbarczyk, minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, pierwsza duża jednostka będzie gotowa za półtora roku.
Są opóźnienia w projektowaniu promu, który ma powstać w Szczecinie – przyznał w tym miesiącu szef resortu. Dlatego zdecydowano się kupić gotowy projekt jednostki pasażersko-samochodowej. Marek Gróbarczyk obiecał, że statek zostanie skończony na przełomie lat 2020-21.
– Cztery lata temu, gdy objęliśmy władzę, jednoznacznie stwierdziliśmy, że przemysł stoczniowy musi zostać odbudowany, to właśnie było priorytetem powołanego Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej – przypomniał minister. – Dwa lata temu położyliśmy stępkę pod prom. Mówiliśmy, że to stępka symboliczna, jednak pod konkretny statek inicjujący serię promów, które mają być budowane w Stoczni Szczecińskiej. Bo taki był i jest nasz cel. Aby tutaj, na Pomorzu Zachodnim, budować duże jednostki, żeby realizować dla naszych armatorów zlecenia i żeby stworzyć długofalowe możliwości pod funkcjonowanie Stoczni Szczecińskiej, jak i Gryfii.
Minister przypomniał, że w tym czasie została wykonana bardzo duża praca organizacyjna. Podmioty znajdujące się w różnych agencjach czy instytucjach zostały skonsolidowane, ponieważ weszły w skład Funduszu Rozwoju Spółek, który posiada kapitał na inwestowanie w stocznie. Z drugiej strony nawiązana została bardzo bliska relacja z polskimi armatorami, Polską Żeglugą Morską i Polską Żeglugą Bałtycką.
Gróbarczyk przypomniał jednak, iż na początku tego roku odbyła się konferencja, na której przedstawiono harmonogram budowy promu dla PŻB w oparciu o konsorcjum.
– Niestety, stwierdziliśmy, że mamy opóźnienia w zakresie organizacyjno-projektowym, dlatego wprowadzamy drugie rozwiązanie – nabycie gotowego projektu promu dla obydwu armatorów i wprowadzenie serii czterech promów, co było już określone wcześniej, o długości 235 metrów każdy – zapowiedział.
Nie zarzucono jednak pierwotnej koncepcji promu, którego projektowanie jest spóźnione. Potrwa ono jeszcze około roku.
– To bardzo piękny projekt, polska myśl techniczna – mówił podczas spotkania z dziennikarzami w stoczni minister Gróbarczyk.
Do nadrobienia opóźnienia i zakupu gotowego projektu skłoniły inwestora porozumienia ze stroną szwedzką.
– Sztywne umowy, które zostały zawarte pomiędzy portami Świnoujście i Ystad, zobowiązują nas do wprowadzenia jednostki już w roku 2021-2022. Promu znacznie większego niż te, które obecnie eksploatują armatorzy, o długości minimum 235 metrów, gdyż nabrzeże w szwedzkim porcie będzie miało 250 metrów. Takich jednostek nie ma jeszcze na rynku – tłumaczył minister, co należy rozumieć, że niemożliwy byłby zakup używanej jednostki.
Jak dodał szef resortu, zakup gotowego projektu promu jest na finiszu, a finansowanie budowy jednostki zorganizuje Agencja Rozwoju Przemysłu. W efekcie budowa pierwszego z serii promów dla PŻM i PŻB ma ruszyć jeszcze w tym roku.
Odnosząc się do krytyków, którzy zarzucają, że stępka pod prom została położona już dwa lata temu, Marek Gróbarczyk wyznał: – To, że ta stępka została położona, było najważniejszą decyzją w świetle sytuacji, w jakiej były wówczas firmy stoczniowe, ponieważ dziś wiemy, jak trudno odbudować przemysł okrętowy.
Minister zauważył, że w wielkiej firmie, w której niegdyś tętniło życie, dziś spawane są pojedyncze sekcje.
– Dla nas celem jest powrót do skali produkcji sprzed 2009 roku, gdy stocznia sobie radziła i potrafiła budować duże jednostki. Dlatego w oparciu również o stocznie trójmiejskie, przy wykorzystaniu potencjału Szczecina zakupione projekty promów będą realizowane na tej pochylni (Wulkan – przyp. red.) – potwierdził szef resortu.
Monika Kozakiewicz, prezes spółki Corbridge Investments SA, potwierdziła zaawansowanie prac nad przedsięwzięciem.
– Na początku roku rozpoczęliśmy współpracę z podmiotami związanymi z MGMiŻŚ w sprawie tego projektu – mówiła. – Została powołana specjalna spółka w ramach grupy kapitałowej Agencji Rozwoju Przemysłu. Jestem jej prezesem. We współpracy z Fundacją Rozwoju Spółek i polskimi armatorami spółka ma za zadanie nabyć projekt i następnie współuczestniczyć w organizowaniu finansowania budowy promów.
Głos zabrał również Paweł Brzezicki, zarządca komisaryczny Polskiej Żeglugi Morskiej oraz prezes Funduszu Rozwoju Spółek.
– Podmioty, które są zaangażowane w budowę statku, a tak naprawdę w odbudowę przemysłu stoczniowego, musiały same ze sobą dojść do porządku – podkreślił. – Być może państwo już nie pamiętają, ale PŻM zaczynała 2017 rok ze stratą 700 mln złotych, a skumulowana strata z ostatnich pięciu lat wyniosła 1,5 mld zł. Z kolei PŻB była na minusie po nieszczęsnej próbie prywatyzacji do spółek niewiadomego pochodzenia.
Paweł Brzezicki przypomniał, iż niektóre media sugerowały z kolei, że stocznia Gryfia nadaje się do rozebrania i zagospodarowania przez deweloperów.
– Stocznia Szczecińska? Nie było czegoś takiego jak Stocznia Szczecińska, gdyż to była część Śląskiej Grupy Kapitałowej – zauważył. – Na dzień dzisiejszy wszystkie te podmioty wykazują wyniki dodatnie i w związku z tym posiadają zdolność inwestycyjną i kapitałową do rozpoczęcia dalszych kroków.
Dla prezesa FRS stępka pod prom to symbol. Natomiast celem jest odbudowa przemysłu stoczniowego na Pomorzu Zachodnim.
– Oczywiście, odbudowa musi być dokonywana wokół czegoś, czyli wokół stępki, wokół projektu, który powstaje – przekonywał Paweł Brzezicki. – Jeszcze wiele elementów na terenie Stoczni Szczecińskiej i stoczni Gryfia wymaga uzupełnienia. Po prostu zostały one swego czasu oddane na złom. Proszę nie zapominać, od czego rozpoczynaliśmy. Musieliśmy zapłacić potężne rachunki za naszych poprzedników. To były miliardowe straty. Dziś jesteśmy na plusie, idziemy do przodu i myślę, że atencja pana ministra Gróbarczyka oraz zespołu ministerstwa jest nam niezbędna do dalszego prowadzenia prac, niezależnie od krytykanctwa, które odbywa się wokół stępki.
Andrzej Wróblewski, członek zarządu Polskiej Żeglugi Bałtyckiej, zadeklarował, że armator ten jest zainteresowany istnieniem silnych podmiotów produkcyjnych, jak i remontowych w Szczecinie, aby mógł tutaj remontować swój obecny tonaż i przyszłe promy.
– Potwierdzamy nasze zainteresowanie jedną lub dwoma jednostkami dla PŻB działającej pod marką Polferries – zaznaczył.
Artur Trzeciakowski, prezes Morskiej Stoczni Remontowej „Gryfia”, także potwierdził zamiar rozpoczęcia budowy pierwszego promu w tym roku.
O Stoczni Szczecińskiej jako miejscu skupiającym produkcję różnych spółek mówił Marek Opowicz, jej prezes.
– Jak państwo widzą, praca na pochylni Wulkan jest prowadzona – stwierdził. – Nie bezpośrednio przez Stocznię Szczecińską, która w tej chwili sprawuje funkcję operatora tych nieruchomości. Staramy się zorganizować nasz przedmiot działalności jako hub, który zbiera działające na rynku firmy zajmujące się przemysłem stoczniowym. Organizujemy im możliwości pracy i rozwoju, co, jak widać i słychać, dzieje się.
Prezes Opowicz ma nadzieję, że specjaliści, którzy pozbawieni pracy po upadku stoczni, rozjechali się za chlebem po świecie, powrócą.
– Pochylnia jest gotowa, by budować duże elementy konstrukcyjne, mamy wszystkie certyfikaty – mówił. – Te wszystkie suwnice mogą pracować, bo też mają certyfikaty. Czekamy na czas, gdy w tę pochylnię będzie można wlać życie w wielkim wymiarze.
Branża stoczniowa cierpi na niedobór rąk do pracy. Aby budowa pierwszego promu ruszyła, musi być wystarczająca liczba fachowców. Niedawno z inicjatywy Towarzystwa Okrętowego i Stoczni Szczecińskiej ruszył projekt ich pozyskiwania.
„Już w najbliższych miesiącach spodziewane są pierwsze efekty w postaci kontraktów z pracownikami sprowadzanymi z zagranicy. Pierwsze firmy wyraziły zainteresowanie ich pozyskaniem, partnerzy projektu wspólnie podejmują kroki w celu dokonania niezbędnych formalności. Przygotowywane są szczegóły projektu, w tym rozwiązania ułatwiające uzyskania pozwoleń na pracę, kalkulacje kosztów zatrudnienia, warunki zakwaterowania i pobytu sprowadzanych do Szczecina obcokrajowców. Plany przewidują sprowadzenie blisko tysiąca pracowników o odpowiednich kwalifikacjach” – czytamy w komunikacie inicjatorów.
Małgorzata Jacyna-Witt, przewodnicząca rady nadzorczej Stoczni Szczecińskiej, poinformowała niedawno, że w grę wchodzą m.in. spawacze z Filipin, którzy mogliby się znaleźć na szczecińskich pochylniach już na przełomie roku.
Filozofię przygotowań do budowy promu wyłuszczyła podczas spotkania z dziennikarzami.
– Widzą państwo jedną część kadłuba, za nami następna – powiedziała M. Jacyna-Witt. – Na terenie Stoczni Szczecińskiej prywatne firmy budują elementy statków. Tym firmom – jak powietrze – potrzebne są duże projekty, bo gdy one będą, te firmy będą się mogły rozwijać. Te projekty wymagają ogromnego kapitału. Może go zapewnić tylko Skarb Państwa i spółki, które z nim współpracują. Stąd te firmy muszą opierać się na dużych firmach. Taką gwarancję dajemy im my jako Stocznia Szczecińska i MSR „Gryfia”, jako te wszystkie podmioty, które dbają o polski interes narodowy, dbają o rozwój przemysłu stoczniowego, dbają po pierwsze o odbudowę, a później o rozwój przemysłu stoczniowego. Firmy te (podmioty działające na terenie stoczni – przyp. red.) skonsolidowały się w ramach Towarzystwa Okrętowego. Będą współpracować ze sobą, ale i będą współpracować z tymi dużymi podmiotami.
To zapowiedź coraz ściślejszej współpracy małych i dużych wokół wielkich projektów.
(br)