Piątek, 22 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Pływający akademik

Data publikacji: 22 września 2016 r. 12:52
Ostatnia aktualizacja: 22 września 2016 r. 12:52
Pływający akademik
 

Imponująca konstrukcja powstała w Szczecińskim Parku Przemysłowym i jest częścią znacznie większej inwestycji. Pływający akademik dla studentów z Kopenhagi zacumował już przy jednym z nabrzeży w stolicy Danii, ale w przeciągu najbliższych lat kolejne tego typu budowle powinny przemierzyć Bałtyk i dołączyć do wykonanego już prototypu. Bo to opłacalne, funkcjonalne i po prostu – taka jest przyszłość!

A może tak zamieszkać na wodzie?

Na łamach „Kuriera Szczecińskiego” opisywaliśmy szczegóły związane z inwestycją od chwili, gdy zaczęła powstawać, do końca jej realizacji i dalej transportu do miejsca przeznaczenia. Na sześciokątnym pontonie betonowym wybudowanym przez firmę Erbud postawiono kontenery. Na dachu jednego z nich specjaliści zamontowali solary, na drugim powstał ogród, a na trzecim taras. W kontenerach są pokoje, toalety i pomieszczenie techniczne z pralnią. To prototyp kopenhaskiego akademika na wodzie.
Całość kosztowała około pół miliona złotych. Po wybudowaniu pozostało tylko tę specyficzną budowlę przetransportować bezpiecznie ze Szczecina, przez Świnoujście, do Kopenhagi. Tym zajęła się firma Fairplay Towage Polska. Transport takiej konstrukcji nie jest łatwy, bo pogoda musi być spokojna, a prędkość jednostki holującej nie może być zbyt duża. Jak opowiadali nam członkowie załogi Argusa, który holował „pływający akademik” przez Bałtyk, fale nie mogą mieć więcej niż pół metra, a prędkość na morzu może wynosić maksymalnie około trzech węzłów. Zanim akademik popłynął do Danii, przez kilka dni konstrukcję mogli podziwiać przy Wybrzeżu Władysława IV w Świnoujściu spacerowicze. – A może tak rzucić wszystko i zamieszkać w takim cudzie? Zwiedzalibyśmy świat bez wychodzenia z domu – śmiali się.
Jeszcze innych nachodziła refleksja. W filmie „Wodny świat” Kevin Costner przedstawił postapokaliptyczną wizję świata, w którym roztopiły się czapy lodowców, a ocalali zmuszeni są do życia w świecie bez lądu, w sztucznych atolach i na łodziach. W przypadku katastrofy może lepszą pozycję wyjściową mieliby ci, którzy zainwestowali w domy na wodzie niż ci mieszkający w blokach i domkach z ogródkiem…

Na Zachodzie to norma

Boom na domy na wodzie nastąpił w Europie i USA w latach 80. Spory wpływ miały na to m.in. coraz wyższe ceny gruntów. Entuzjaści tego typu mieszkań wyliczają szereg korzyści: nie trzeba kupować działki budowlanej, można w domu na wodzie mieszkać jak w każdym innym „normalnym” domu, za to bliżej natury, a dodatkową zaletą jest to, że od czasu do czasu można zmieniać widok z okna.
W niektórych krajach chodziło także o względy praktyczne. W Holandii ludzie inwestują w tego typu konstrukcje ze względu na topnienie lodowców i fakt, że coraz więcej wody wdziera się w głąb lądu. Domy na wodzie są także popularne w Niemczech i Francji. W Holandii, gdzie natura sama zmusiła ludzi do mieszkania na wodzie, istnieje kilkanaście tysięcy pływających domostw. W Amsterdamie czy Hamburgu istnieją całe osiedla domów na wodzie, a otoczenie rzek w przeciągu kilku lat całkowicie zmieniło oblicze.
Moda na tego typu konstrukcje dotarła także do Polski. Pierwszy dom na wodzie powstał kilka lat temu we Wrocławiu. Początkowo mało kto wierzył w powodzenie projektu. Ale niewykluczone, że podobnie podchodziło się do podobnych innowacji kilkadziesiąt lat temu na Zachodzie. W każdym razie coś, o czym w Polsce myśli się w kategoriach novum stało się normą w zachodniej Europie. Jak to wygląda w praktyce? W domu na wodzie można mieszkać cały rok. Prąd pobiera się z brzegu, na wodę i ścieki potrzebne są zbiorniki, a gaz jest z butli. Na wodzie powstają już nie tylko domy, ale chociażby wspomniane akademiki, hotele i obiekty sportowe. Na Zachodzie uregulowano i dopracowano także kwestie prawne związane z mieszkaniem na wodzie.

Pewny i stabilny rynek

Akademik na wodzie, który został wybudowany w Szczecinie, to odpowiedź na ogromne zapotrzebowanie na mieszkania dla studentów w stolicy Danii. Można się spodziewać, że budowane będą kolejne tego typu konstrukcje. Jak tłumaczą przedstawiciele Urban Rigger, firmy odpowiedzialnej za projekt, już w 2025 roku w Europie deficyt na łóżka studenckie będzie wynosić cztery miliony. Już teraz w samej Danii rocznie 24 tysiące studentów pozostaje bez mieszkań. Przy coraz większej urbanizacji, wzroście populacji, napływie uchodźców i coraz większej liczbie osób starszych z roku na rok będzie coraz gorzej. Władze Unii Europejskiej rozpaczliwie dzisiaj szukają dzisiaj rozwiązań problemu z brakiem miejsc dla studentów i chcą wspierać budowę akademików. Według Urban Rigger, pływające akademiki to jedna z najbardziej stabilnych inwestycji na najbliższe 20 lat. Obecnie konstrukcje tego typu umiejscawia się w dużych miastach. Firma nadal jednak poszukuje nowych miejsc 
„z potencjałem” w różnych miastach i ludzi chętnych do współpracy. ©℗

Bartosz TURLEJSKI

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA