Piątek, 22 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Plony z Lizbony

Data publikacji: 18 marca 2021 r. 11:14
Ostatnia aktualizacja: 18 marca 2021 r. 11:14
Plony z Lizbony
Projekt gazoportu z dwoma basenami  

Terminal LNG im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu działa piąty rok, a do tzw. gazoportu przypływają z różnych stron świata ogromne statki ze skroplonym gazem. Zanim rozpoczęto budowę terminalu, trwał spór o jego lokalizację. Region zachodniopomorski rywalizował z pomorskim. Ostatecznie wskazano na Pomorze Zachodnie i Świnoujście. Czasy, w których zapadały te ważne decyzje, doskonale pamięta kapitan żeglugi wielkiej Józef Gawłowicz, który z dużym zaangażowaniem osobistym wspierał tę inwestycję.

Kapitan Gawłowicz w 2006 roku został powołany przez ówczesnego (niedawno zmarłego) wiceministra transportu Zbigniewa Wysockiego na dyrektora Urzędu Morskiego w Szczecinie. Stanowisko to objął w połowie kwietnia. Nieco później pierwszy przewodniczący Komisji Europejskiej, Portugalczyk Josè Manuel Barroso, zaprosił na początek września unijnych dyrektorów urzędów morskich do Lizbony, aby uczcić przeniesienie Agencji Bezpieczeństwa Żeglugi z Brukseli do stolicy swego kraju.

– Urzędowe dziewczątko przygotowujące delegacje zaproponowało mi zamówienie pokoju hotelowego w Lizbonie za 298 euro, gdyż hotel mieści się nieopodal budynku Agencji – wspomina kpt. Józef Gawłowicz. – Byłem wcześniej w Lizbonie dziewięć razy statkami ze zbożem, ale ten jubileuszowy dziesiąty postanowiłem lepiej wykorzystać. Mówiono namiętnie w tym czasie o ewentualnej lokalizacji polskiego gazoportu, więc przeczytawszy w internecie o portugalskim Sinas, gdzie taka inwestycja była już zaawansowana, zdecydowałem się ją obejrzeć, zamiast po konferencji zjeść langustę, wypić lampkę wina i wracać do kraju. W tymże internecie znalazłem całkiem przyzwoity i niedrogi hotel Zurique, tyle że oddalony od miejsca konferencji. Wiedząc, że w kraju Vasco da Gamy żadnemu umundurowanemu kapitanowi nie ubliża poruszanie się publicznymi środkami lokomocji, zamówiłem tygodniowy pobyt, aby mieć czas na podróże do Sinas, a także do La Coruña, gdzie była dwa lata wcześniej katastrofa statku „Prestige” zawiniona przez urzędasów. Aby przytrzeć nosa posłom i wysłannikom zarabiającym na kilometrówkach i fałszywych rachunkach hotelowych, zachowałem fakturę oraz bilety autobusowe.

Kapitan odwiedził Sinas dwa razy.

– Zorientowałem się w zaawansowaniu ich prac, a za drugim razem poprosiłem jednego z konstruktorów o analizę mojego projektu dla Świnoujścia (z użyciem istniejącego falochronu wschodniego, obecnie centralnego), zakładającego wprowadzanie do portu statków wielkości panamaxów – opowiada. – Na wschód od projektowanego nowego falochronu zasugerowałem projekt następnego, dającego możliwość zawijania baltimaxów. W obu basenach przewidziałem zapory przeciw rozlewom. Po przyjeździe do kraju i kontakcie z inż. Bronisławem Gazińskim z Bimoru przedyskutowaliśmy projekt, zatwierdzając go później u notariusza.

Jak dodaje kapitan Gawłowicz, jeszcze przed wakacjami jego zastępca w Urzędzie Morskim Henryk Ramęda zorganizował grupę miejscowych ekspertów z różnych dziedzin, zlecając opracowanie segmentów budowy gazoportu.

– Poświęcili swoje wakacje na wykonanie tych projektów i zaprezentowali na konferencji, zaś rezultat przeszedł wszelkie oczekiwania: zatwierdzono budowę w Świnoujściu zamiast w Gdańsku! – podkreśla kapitan. – Dla dumnego Trójmiasta to był szok! Zrobiliśmy 400-stronicowe opracowanie dla fachowców i 80-stronicowy bryk dla parlamentarzystów, a projekt przywieziony z Sinas został przez rektora Akademii Morskiej w Szczecinie, profesora Stanisława Gucmę i naczelnika ds. bezpieczeństwa żeglugi, kapitana Tadeusza Wojtasika (późniejszego dyrektora Urzędu Morskiego) zaadaptowany po analizach komputerowych, m.in. kierunek osłonowego falochronu zmieniono o 13 stopni na północ.

Warto dodać, że sympozjum pt. „Lokalizacja gazoportu LNG w Świnoujściu” odbyło się 5 września 2006 roku na Wydziale Techniki Morskiej ówczesnej Politechniki Szczecińskiej. Niemały wkład w jego organizację wniosło szczecińskie Stowarzyszenie Starszych Mechaników Morskich, które mocno wspierało ideę tejże lokalizacji. Funkcję sekretarza sympozjum powierzono st. of. mech. Zbigniewowi Łosiewiczowi.

W spotkaniu tym wzięło udział ok. 160 przedstawicieli nauki, gospodarki morskiej, firm żeglugowych i z branży gazowniczej oraz władz regionu wszystkich szczebli i ministra gospodarki morskiej. W 17 referatach szeroko przedstawiono problematykę budowy gazoportu.

– Po dyskusji i podsumowaniu materiału sympozjum jednoznacznie stwierdzono, że racje ekonomiczne, geograficzne, gospodarcze, bezpieczeństwa i społeczne przemawiają za lokalizacją gazoportu w Świnoujściu – czytamy w archiwach SSMM.

Gdy już decyzja o lokalizacji zapadła, kapitan Gawłowicz zgłosił w ministerstwie, że pierwszy statek z gazem wprowadzi dla prestiżu do nowo zbudowanego portu.

– Przed objęciem urzędu odbyłem dwa kontrakty na 70-tysieczniku m/s „Ethnos” i dwa na nowiutkim, flagowym 74-tysięczniku kompanii Hamburg Süd m/s „Belgrano”, a wcześniej pływałem 11 miesięcy na „mamucie” o nośności 160 tysięcy ton m/s „Yukona”, wożącym kanadyjską rudę do Europy – uzasadnia kapitan. – Rozmiary kadłubów tych statków były podobne (ale z większym zanurzeniem) jak w przypadku gazowców. Ten ostatni miał 315 m długości i 52 m szerokości, a panamaxy – 226 m długości i 32 m szerokości.

Do realizacji tego pomysłu jednak nie doszło.

– Podczas drugiego pobytu w Sinas zabrałem się samochodem inżynierów do Lizbony – kontynuuje wspomnienia z Portugalii kapitan Gawłowicz. – W rewanżu zaprosiłem ich na zwiedzanie zbiorów wybitnego kolekcjonera Calouste Gulbenkiana w budynku fundacji jego imienia. Po wojnie kupił on okazyjnie mały wzgórek w centrum miasta nieopodal stadionu Benfiki, przewidując, że ten obiekt będzie przeniesiony na peryferie. Wkrótce tak się stało, a Gulbenkian zbudował na wzgórku okazałą siedzibę na swoją kolekcję o ogromnej wartości artystycznej i materialnej. Przyjaźnił się z francuskim geniuszem jubilerki Renė Lalique’m i kupował sukcesywnie jego arcydzieła, gromadząc w osobnej salce. Zgromadził ich 127, a każde ma dziś wartość domku jednorodzinnego. Zwróciłem uwagę moich nowych przyjaciół z Sinas na diadem, który jest pamiątką z dziecięcych lat artysty, gdy dwóch dryblasów z sąsiedztwa jego rodziców udławiło mu kamieniem ulubionego kogutka. Opisałem to w mojej noweli „Kloszard z Nantes”, która podobała się aktualnemu dyrektorowi Instytutu Literackiego „Kultura”. Portugalczycy przyrzekli, że gdy się ukaże francuskie wydanie tego utworu, załatwią przekład na język portugalski, gdyż o tłumacza z polskiego jest bardzo trudno.

Jak zauważa kapitan, o projektach z Sinas dziwnie zapomniano.

– Nie zlecono mnie i mojemu zastępcy ani jednej godziny doradczej przy gazoporcie, zaś na przestrzeni lat naliczyłem w publikacjach równo dziewięciu ojców tego inwestycyjnego sukcesu – podsumowuje.

(ek)

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA