Prace przy sztandarowej inwestycji Urzędu Morskiego w Szczecinie, czyli „Modernizacji toru wodnego Świnoujście – Szczecin do głębokości 12,5 metra” są mocno zaawansowane. W ślad za nimi dostosowywane są najważniejsze nabrzeża i baseny szczecińskiego portu. Przy okazji prac pogłębiarskich spod wody wydobyto wiele zabytkowych przedmiotów. Zostały uratowane przed zezłomowaniem i powiększyły muzealne kolekcje.
Poprawa dostępu do portu w Szczecinie w rejonie Kanału Dębickiego i Basenu Kaszubskiego to obecnie dwie flagowe inwestycje Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. Chodzi o dostosowanie kluczowych nabrzeży do przyjmowania i sprawnej obsługi jednostek o większym zanurzeniu i większej ładowności niż dotychczas. Akweny portowe uzyskają głębokość 12,5 m, czyli taką samą jak modernizowany właśnie tor wodny Świnoujście – Szczecin.
– W porcie Szczecin prowadzimy przedsięwzięcia związane z pogłębieniem toru wodnego do 12,5 m – przypomina Krzysztof Urbaś, prezes ZMPSiŚ SA. – Choć samo pogłębienie toru jest zadaniem leżącym w gestii Urzędu Morskiego w Szczecinie, to rolą Zarządu Portu jest dostosowanie portowych nabrzeży w Szczecinie do nowych parametrów toru. Wraz z tą inwestycją do portu w Szczecinie wkracza nowa jakość. Kolejne nabrzeża to kolejne terminale i dalsze zwiększanie potencjału przeładunkowego, a co za tym idzie, większa ilość obsługiwanych towarów.
Wspomniane zadania inwestycyjne mają dofinansowanie unijne.
Ponad sto ton zabytków
Podczas prac pogłębiarskich na torze wodnym wyciągnięto spod wody ponad sto ton zabytkowych przedmiotów. Pochodzą z różnych okresów: od średniowiecza do współczesności. Są to zarówno stare boje, kotwice, śruby czy różne części jednostek pływających, jak też militaria. Wiele z nich trafiło do Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu. Część artefaktów pojechało do Świnoujścia (można je oglądać w Forcie Zachodnim i Forcie Gerharda oraz przy latarni morskiej), a także do innych zainteresowanych miejscowości (np. do Stepnicy). Niektóre pozostały w Szczecinie.
Bardzo dużo przedmiotów z toru wodnego trafiło do Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu, gdzie znajduje się jedyny w Polsce skansen morski.
– Do niedawna nie mieliśmy żadnej kotwicy, a teraz prezentujemy ich ponad 50 – mówi kierownik skansenu Stanisław Domke, adiunkt w muzeum. – Wiele z nich zostało wyciągniętych z dna toru wodnego Świnoujście – Szczecin. Od ponad roku pozyskujemy różne eksponaty znalezione podczas prac pogłębiarskich.
Utworzono kolekcję różnego rodzaju kotwic: zarówno metalowych, jak i tzw. martwych. Są kamienne i betonowe, betonowo-stalowe i stalowe. Zgromadzono też zabytkowe boje oraz elementy wyposażenia jednostek pływających.
Jest sporo militariów, głównie z czasów II wojny światowej. To, przykładowo, elementy zatopionego w Świnoujściu pancernika „Lützow”. Największy z nich, tylna ścianka wieży artyleryjskiej 280 mm, waży aż dziewięć ton. Wśród ciekawostek jest zestaw przeciwlotniczy Zwillingsockel 36, element lawety podwójnego działa przeciwlotniczego czy dodatkowy zbiornik paliwa z niemieckich jednostek patrolowych. W tym roku wydobyto także tzw. fumator, czyli urządzenie w kształcie beczki, które służyło do wytwarzania zasłony dymnej maskującej Police podczas nalotów. Znaleziono również podstawę najprawdopodobniej niemieckiego działka przeciwlotniczego.
Jak zaznacza dyrektor Ostasz, uratowano je przed zezłomowaniem.
– Te wszystkie rzeczy są segregowane, a później trafiają w ręce fachowców, którzy się zajmują czyszczeniem i konserwacją – wyjaśnia. – Trzeba dużo sił i środków, żeby je doprowadzić do stanu wystawienniczego. Cała akcja jest możliwa dzięki Urzędowi Morskiemu w Szczecinie, a przede wszystkim dyrektorowi tego urzędu, któremu za to dziękujemy. Jesteśmy też wdzięczni zachodniopomorskiemu wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków.
Niedawno zostały wydobyte unikatowe zabytki, związane z jednej strony z historią II wojny światowej, z drugiej – z burzliwą i trudną historią Szczecina. Efekty prowadzonych prac przy pogłębianiu toru wodnego Świnoujście – Szczecin zaskakiwały już wiele razy. Dotychczasowe działania Urzędu Morskiego w Szczecinie zaowocowały uratowaniem wielu, często niezwykle cennych, zabytków techniki morskiej, militarnej, również lotniczej. W ostatnim czasie, decyzją UMS oraz zachodniopomorskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków, zbiory kołobrzeskiego muzeum wzbogaciły się o elementy legendarnej amerykańskiej Latającej Fortecy.
Historia Latającej Fortecy
Boeing B-17 Flying Fortress to amerykański czterosilnikowy samolot bombowy dalekiego zasięgu o konstrukcji całkowicie metalowej. Został zaprojektowany i zbudowany w połowie lat 30. XX wieku w amerykańskim koncernie lotniczym Boeing Airplane Company. Miał 22 m długości, rozpiętość 31 m, masę własną 16 ton, uzbrojenie – 13 karabinów maszynowych M-2 Browning kal. 12,7 mm oraz do 7983 kg bomb w komorze bombowej w środkowej części kadłuba. Samoloty te podczas wojny były używane do realizacji nalotów na ważne cele militarne hitlerowskich Niemiec.
W trakcie prowadzonych na torze wodnym prac został wydobyty m.in. silnik Wright, który był jedną z czterech jednostek napędowych amerykańskiej maszyny. Bombowiec Boeing B-17G o numerze płatowca 44-8046 z 457. Grupy Bombowej 750. Eskadry Bombowej Sił Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych został zestrzelony 7 października 1944 r. nad Zalewem Szczecińskim. Ostatni raz był widziany przez naocznych świadków o godzinie 12.52. Muzeum Oręża Polskiego jest w posiadaniu kopii odtajnionych akt, które otrzymało od amerykańskiej agencji rządowej Defense POW/MIA Accounting Agency (DPAA). Właśnie dzięki tej dokumentacji można poznać ostatnie, tragiczne chwile lotu. Na pokładzie bombowca znajdowało się 11 członków załogi.
Samolot wystartował z lotniska o kryptonimie Station 130 w Anglii. Cała grupa licząca 149 bombowców B-17, wchodząca w skład 8. Armii Lotniczej Stanów Zjednoczonych, miała za zadanie zbombardować fabrykę benzyny syntetycznej w Policach. Po zakończonej misji do bazy nie powróciło 17 zestrzelonych maszyn, a z tych, które wróciły, 106 było uszkodzonych. Nasz B-17 już podczas zbliżania się do celu, w wyniku intensywnego i celnego ognia niemieckiej artylerii przeciwlotniczej, został uszkodzony. Zgodnie z zeznaniami naocznych świadków, najpierw zapalił się silnik nr 2, a potem prawdopodobnie silnik nr 3. Po zapaleniu się silnika nr 2 samolot wypadł z szyku i wszedł w stromy ślizg, przez chwilę był pod kontrolą, a później zaczął spadać ostro po spirali, odpadło prawe skrzydło, a potem część ogonowa, następnie eksplodował w powietrzu i rozpadł się na wysokości około 15 000 stóp. Według raportu, wszystkie fragmenty samolotu spadły do Zalewu Szczecińskiego. Świadkowie zeznają, że widzieli również od 2 do 9 spadochronów, z czego jeden w płomieniach. Samolot prawdopodobnie nie zrzucił bomb, ponieważ drzwi od komory bombowej były zamknięte. W odtajnionych aktach znajdują się informacje o niektórych członkach załogi. I tak, sierż. John W. Koehler zmarł w szpitalu w Szczecinie 7.10.1944 r. i został pochowany na Cmentarzu Wojskowym w Szczecinie. Ciało por. Edwarda A. Jr. McNeala zostało wyrzucone na brzeg w dniu wybuchu samolotu i również pochowane na cmentarzu. Dowódca – płk James R. Luper, por. William J. Morrow i mjr Norman A. Kriehn zostali wyciągnięci z wody przez jednostkę niemieckiej marynarki wojennej i trafili do niewoli. Williama Morrowa przewieziono jako jeńca wojennego do Szpitala Marynarki w Świnoujściu. Por. Frederick N. Asbell został wzięty do niewoli w miejscowości Święta niedaleko Polic w dniu katastrofy. Ciężko ranny kpt. Henry P. Loades zmarł i pochowano go na cmentarzu w Szczecinie. Według współpracującej z kołobrzeskim muzeum Katedry Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie oraz amerykańskich historyków z organizacji Defense POW/MIA Accounting Agency, w pozostałościach samolotu leżących gdzieś w Zalewie Szczecińskim, oprócz uzbrojenia i ładunku bomb mogą się znajdować szczątki czterech zaginionych członków załogi.
Silnik do końca czerwca br. można oglądać na dziedzińcu Muzeum Narodowego w Szczecinie – Muzeum Tradycji Regionalnych (ul. Staromłyńska 27). W lipcu zostanie przewieziony do Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu (ul. Emilii Gierczak 5), a docelowo trafi do Muzeum Lotnictwa i Techniki Wojskowej w Rogowie.
Dyrektor Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu Aleksander Ostasz składa szczególne podziękowania za pomoc w ratowaniu zabytków techniki lotniczej: Arkowi Siewierskiemu „Woodhaven”, Michaelowi Polczyńskiemu z DPAA, Piotrowi Brzezińskiemu oraz pracownikom muzeum, a szczególnie Marcinowi Bojanowskiemu i Magdalenie Chmielewskiej.
Elżbieta KUBOWSKA