Spółki, które oszukały ludzi na kilkaset tysięcy zł, a być może i więcej, a ich udziałowcy są na bakier z prawem, bez konsekwencji spokojnie działają. Korzystają z funduszy instytucji wspierających przedsiębiorczość, niepełnosprawnych pracowników czy wręcz z pomocy publicznej - otrzymały z tzw. tarczy covidowej prawie dwa miliony zł wsparcia.
Prezes rządził z więzienia
Spółki, o których mowa, zatrudniały ludzi na stanowiskach prezesów, którzy nawet nie wiedzieli, że nimi byli. Jeden z „prezesów" Rafał B. z Dargosławia koło Brojc podpisywał dokumenty, siedząc w więzieniu i dowiedział się o tym, że był prezesem jednej ze spółek - od… prokuratora. Oficjalnie był zatrudniony w niej jako konserwator. Podobnie było z paniami, które pracowały jako pokojowe, a zrobiono z nich prezeski.
Mózg całego przedsięwzięcia pieczętował karty zdrowia pracowników, posługując się pieczątką nieżyjącego koszalińskiego lekarza Remigiusza F. Dzięki temu ZUS mógł wspomagać oszustów zasiłkami. Ci zaś zatrudniają ludzi i często natychmiast ich zwalniają. Nie płacą im pensji. Niektórzy z pracowników nie wiedzą nawet, że nie są za nich płacone składki ZUS, bo po chwili zarejestrowania pracownika w ZUS jest on natychmiast wysyłany na bezpłatny urlop – tyle tylko że on tego nie wie. To działa tak od wielu lat.
Różne spółki, ale…
Ewmar, Ever Grupa, Tess, Gastro-Team Świnoujście, Gastro-Team Koszalin, Gastro Developer, Kolonie.Turystyka (taka jest pisownia: z kropką), Ramstad i Fundacja Nowy Początek – to nazwy wielu spółek, w których cały czas pojawiają się te same osoby. Zmieniają się tylko nazwy, zmieniają prezesi, ale o to przecież chodzi, by wierzyciele nie wiedzieli, gdzie szukać swoich straconych pieniędzy. Spółka znika, prezesi i wspólnicy są już w innej spółce, a oszukani ludzie zostają z niczym. – Ja nie mam z długami nic wspólnego. Spółka już nie istnieje – mówią im.