Czwartek, 21 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Bluesowa historia Szczecina. Tu grały największe polskie i zagraniczne gwiazdy

Data publikacji: 24 czerwca 2023 r. 22:48
Ostatnia aktualizacja: 10 listopada 2023 r. 10:39
Bluesowa historia Szczecina. Tu grały największe polskie i zagraniczne gwiazdy
Fot. Magdalena KLYTA  

Z Agnieszką i Andrzejem MALCHERKAMI, muzykami i założycielami Free Blues Club, rozmawia Magdalena KLYTA

– Dzięki państwu Szczecin stał się bluesową stolicą Polski. Czy zauważyli państwo jakieś zmiany w muzyce i mentalności przez te 31 lat prowadzenia klubu?

Andrzej: – Na początku lat 90., kiedy zaczynaliśmy, codziennie odbywało się tutaj jam session. O g. 20 pod klubem ustawiały się kolejki, nie dało się wejść do środka. Na scenie wiele się działo, nawet jeśli danego dnia nie odbywał się koncert, to ludzie po prostu przychodzili i grali, bo tu zawsze była superatmosfera. Także dzięki temu, że sprzęt był rozstawiony i dostępny. Przynajmniej raz w miesiącu, a czasami częściej, dawaliśmy tutaj swój koncert, bo Free Blues Club powstał, by poza szerzeniem muzyki bluesowej Free Blues Band miał gdzie grać i robić próby, a przeistoczył się w znany na całym świecie klub muzyczny. Dzięki działalności klubu wielu zagranicznych muzyków dowiedziało się, że istnieje Szczecin. Dla wielu Amerykanów Polska to jest kraj gdzieś tam koło Kamczatki i dopiero jak napisaliśmy, że to 120 km od Berlina, to coś im to mówiło.

– Na tej scenie grały przecież największe polskie i zagraniczne gwiazdy, jak chociażby Ian Paice z Deep Purple, Johnny Winter, John Mayall, Mike Stern, John Scofield, TM Stevens, The Animals, SBB, Tadeusz Nalepa, Dżem, Waglewski, Sojka i wielu innych. Czy to prawda, że wraz ze statusem muzyka rośnie ich lista wymagań?

Agnieszka: – Nie. Wiadomo, że dostajemy czasem tzw. ridery, czyli listę rzeczy, które powinniśmy zapewnić, ale to są zazwyczaj rzeczy oczywiste i absolutnie podstawowe. Zauważyliśmy jednak taką zależność, że im wyżej, tym więcej pokory i właśnie te największe gwiazdy mają jej w sobie najwięcej. To są bardzo mili ludzie, z którymi można o wszystkim porozmawiać.

Andrzej: – Nie można tego jednak powiedzieć do końca o polskich muzykach, mamy taki trochę syndrom komuny, zupełnie niepotrzebny. Ta spina wykonawcza i chęć udowodnienia psują efekt, są po prostu bez sensu. Wielu polskich wykonawców jest dużo dalej niż ci znani z wielkich afiszy. To w wielu przypadkach marketing.

– Państwo sami są muzykami, którzy tchnęli życie w to miejsce. Czy to prawda, że na początku próby zespołu odbywały się tutaj w pomieszczeniu 6 x 3 metry?

Andrzej: – Miejsce, w którym się znajdujemy, było wcześniej plakaciarnią – piwnicą, w której robiono plakaty, także propagandowe:-) Najpierw próby Free Blues Band odbywały się w Studenckim Klubie Kontrasty, gdzie prowadziliśmy czwartki bluesowe. Z tych, już nieistniejących, Kontrastów przeprowadziliśmy się właśnie tutaj, na al. Powstańców Wielkopolskich 20. Ówczesne władze uczelni Pomorskiej Akademii Medycznej były bardzo przychylne wszelkim inicjatywom prokulturalnym. W miejscu, gdzie przebiega przewód wentylacyjny nad sceną, była ściana i faktycznie nasza kanciapa do prób miała około 3 x 6 m. Zrobiliśmy z tego miejsca prawdziwy klub bluesowo-jazzowy, zmieniliśmy układ pomieszczeń, ustawiliśmy scenę, wykonaliśmy wszystkie instalacje wodn.-kan., went. i elektryczne oraz przeprowadziłem cały przewód zmiany sposobu użytkowania pomieszczeń, tak aby legalnie mógł tu być klub! Za te pieniądze mielibyśmy już małą willę na Pogodnie. Pamiętam pozytywne zdziwienie władz uczelni z przeobrażenia piwnicy w profesjonalny klub muzyczny i że udało nam się zaangażować tak wielkie środki. Pamiętam pierwszą wizytę władz uczelni na imprezie z okazji otwarcia, zobaczyli ten lokal i po prostu zwariowali z radości!!! – takie to były czasy:-) bo myśleli, że my tu tylko jakieś wstążeczki powiesimy, a zrobiliśmy prawdziwy klub muzyczny. Ówczesny kanclerz PAM Jerzy Łuczak i Waldemar Pomorski przyczynili się do powstania Free Blues Club.

– Klub otworzył się oficjalnie w październiku 1992 roku i udało się zaprosić tutaj największe gwiazdy bluesa. I to w czasach bez internetu!

Andrzej: – Od tego czasu odbyło się już w tym miejscu ponad 3,5 tysiąca koncertów i jam sessions. W związku z tym, że my jako Free Blues Band sporo jeździliśmy po różnych festiwalach muzycznych, to ja miałem możliwość zbierania kontaktów do różnych muzyków. Wtedy nie było takich sprawnie działających mediów, ale były telefony. Przez to, że z różnych festiwali my też byliśmy znani, bo nieskromnie powiem, że w większości z nich byliśmy laureatami, więc do nas też zgłaszali się interesujący muzycy. Zadbałem także o to, żeby to było miejsce profesjonalnych koncertów, myślę tutaj o nagłośnieniu i sprzęcie. Wiele światowych gwiazd łącznie z Mikem Sternem powiedziało, że zagrali tutaj jeden z najlepszych koncertów w życiu, chwalili wspaniały dźwięk. Nagrano tu parę materiałów na płyty długogrające. Zresztą opinie można prześledzić na ponad 1000 różnych wpisach w internecie. Obecnie nawet jeśli nie odbywa się koncert, a klub jest otwarty, to udostępniamy pełen zestaw sprzętowy dla osób chcących uczestniczyć w jam session. Wszystko co stoi na scenie jest do dyspozycji muzyków bezpłatnie. Finansuję to osobiście bez pomocy, bez sponsorów. Uważam, że klub muzyczny to misja. Każdy może wejść na scenę, pograć i pośpiewać – byle by bluesował. Oczywiście każdy słuchacz niegrający jest mile widziany.

– Klub prowadzą państwo razem, razem państwo grają i koncertują. Jak udaje się łączyć wspólną pracę, pasję i życie?

Agnieszka: – Mój mąż jest typem organizatora, a ja podtrzymuję przy życiu mojego męża. Jakoś dzielimy się tymi obowiązkami. Kiedy przyjeżdżają muzycy do klubu, to czasami moją kwestią jest ugoszczenie ich na domowym obiedzie. Trzeba po prostu zadbać o to, żeby muzycy dobrze się czuli, żeby był komfort, bo wtedy zupełnie inaczej się gra, inaczej się podchodzi do publiczności. Taka anegdotka, kiedy John Mayall grał u nas, przygotowałam mu bezowy tort, który tak mu zasmakował, że po koncercie wziął go sobie do reklamówki i jadł później w aucie. To jak ktoś się u nas czuje, wbrew pozorom się składa z wielu drobnych rzeczy, które trzeba wykonać.

Andrzej: – No wie pani… ma być tak, jak powiem…

– Można powiedzieć, że muzyczna jest cała rodzina, państwa syn i córka również związali się z muzyką. Nie mieli państwo obawy, że ten świat nie da im stałej pracy?

Agnieszka: – Syn jest superarchitektem, gra też na wiolonczeli i na gitarze, a córka skończyła dyrygenturę i uczy z wielkim powodzeniem śpiewu, a także udziela się artystycznie jako TaMalcherek, więc ułożyli sobie to życie po swojemu. Moją maksymą jest to, aby można było robić piękne rzeczy we względnej wolności. Przymus zarabiania „na chleb” może zabić artystycznego ducha.

Andrzej: – Tutaj ktoś złapie z tym, tutaj z tamtym, robi się projekty, a jak trzeba, to zagra się nawet ukraińskie disco polo dla Niemców na majówce. Dlatego uważam, że zawodowy muzyk to oksymoron. Oczywiście fajnie jak jest z tego jakaś kasa, ale to raczej z powodu dojazdów na koncerty, sprzętu, przygotowania. Chodzi o to, żeby do muzyki podchodzić w sposób artystyczny, a żeby to się nie wiązało tylko z zarabianiem pieniędzy, bo robi się z tego po prostu to co nas otacza – komercja, czyli komercyjny poziom podaży sztuki, taki aby się sprzedał. Straszne!

– Można powiedzieć, że klub wychował już kilka pokoleń muzyków i melomanów.

Andrzej: – Mamy tutaj takiego kolegę, który na jam session przychodzi ze swoim ojcem. Ojciec siedzi sobie przy kawie, a młody gra. Do naszego klubu przychodzą osoby w różnym wieku, nie ma konkretnego jednego wieku, nieważne czy ktoś ma 99 czy 9 lat. Często tak się dzieje, że przychodzi ojciec, syn i jeszcze ten syn może przyprowadzić swoje dziecko, żeby posłuchać dobrego koncertu. To po prostu blues, taki trochę planowany rozgardiasz, jak ogrody angielskie. U nas jest typowo jam session w stylu angielskim, dlatego że każdy może zagrać, co chce, każdy może przyjść i zaproponować coś swojego. Ta formuła jest też o tyle trudna, że nawet jak wejdzie superzawodowy muzyk, który wszystko umie i najpiękniej gra, to nic nie zrobi, jak mu siądzie pierwszoklasista na bębnach i ktoś kto nie za bardzo jeszcze gra na basie. Położą mu występ, dlatego znalezienie się w takich warunkach, że nie zawsze się trafi na swoją sekcję, powoduje to, że ktoś kto chce na przykład zagrać, a słyszał, że ktoś dobrze gra, to zaczynają się dobierać, dając przykład innym. I to jest fascynujący socjologiczny operat na żywo, w dodatku zawsze od 31 lat wstęp wolny!

– To jest właśnie najbardziej niezwykłe, że muzycy, którzy się nie znają, potrafią razem świetnie zgrać bez tygodnia prób.

Andrzej: – To właśnie dlatego że muzyka to jest jedyna ze sztuk, która bezpośrednio ma jakby połączenie z naszą duszą. Dlatego tak ważne jest pilnowanie tego, czego się słucha, czym sami siebie ładujemy. Czy to jest bezmyślne słuchanie radia, czy na przykład słuchanie konkretnych koncertów. Muzyka służy do wymiany właśnie emocji i dzięki temu potrafi łączyć bez żadnego języka, bo muzyka jest tym połączeniem dusz.

Agnieszka: – Czasami tutaj jest tak fantastyczna atmosfera i tak pięknie grają, że aż żałuję, że ktoś ze znajomych nie mógł przyjść na dany występ. Niektórzy wychodzą naprawdę ze łzami w oczach, bo czegoś takiego jeszcze nie przeżyli.

– Można powiedzieć, że stworzyli państwo bluesową markę Szczecina.

Andrzej: – Dziękuję! Dzięki klubowi wielu muzyków na świecie dowiedziało się, gdzie leży Polska i Szczecin, i wielu z nich zagrało jedyny koncert w naszym kraju, tylko u nas. To też widać po opiniach.

– Jak maluje się przyszłość klubu?

Andrzej: – Nie jest to do końca jasne. Do tej pory współpracę z właścicielem budynku, obecnie Pomorskim Uniwersytetem Medycznym, można zaliczyć do wzorowych. Chodzi o to, że pojawiła się idea przywrócenia klubu uczelni czy też zrobienia klubu na uczelni, ale kosztem istniejącego klubu – Free Blues Club, który do tej pory spełniał częściowo te funkcje, w sensie dostępności dla studentów PUM. 31 lat to się dzieje i nikt nigdy nie miał z tym problemu. Jest to dla mnie trochę dziwne. Niech się wypowiedzą raczej nasi bywalcy i ci, którzy uczestniczyli w koncertach. Czas pokaże, co z tym dalej robić. Ja uważam, że zawsze warto porozmawiać. ©℗

(Tekst ukazał się w Kurierze Szczecińskim 23 czerwca 2023 r.)

W internecie można podpisywać się pod petycją przeciwko likwidacji klubu. Zrobiło to już ponad dwa tysiące osób. 

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

za wieniec
2023-11-10 09:48:00
byłem parę razy, ale nigdy mi się tam nie podobało
Przedmiot sporu
2023-11-08 12:58:35
Nikt nie kwestionuje prawa instytucji wyższej użyteczności jaką jest Uniwersytet, do zarządzania infrastrukturą i nieruchomościami, budynkami i piwnicami po starej kotłowni, zaadaptowanymi przez entuzjastów do działalności kulturalnej. Dlaczego zatem odmawia się prawa do dorobku kulturotwórczego tychże, którzy wykładają "karty na stół", otrzymując w odpowiedzi bezduszne i małostkowe uzasadnienie na poziomie kodeksu cywilnego, który w tym wypadku nie wyczerpuje przedmiotu sporu.
@->Ojciec Inwestor
2023-11-08 12:13:27
Co stoi na przeszkodzie aby studenci pili ulubione napoje i zaprezentowali umiejętności wokalne, sceniczne czy instrumentalne? Zdaje się że istnieje już taki Klub Remedium, który odpowiada na zapotrzebowanie nieco hermetycznej frakcji środowiska medycznego, nie wnosząc nic specjalnego.
@@Atak na PUM
2023-11-07 21:54:54
PUM jako właściciel budynku ma prawo użytkować go dla swoich potrzeb - tak jak uważa za stosowne. No a opowieści o światowej sławie tego klubu i jego bywalcach wsadźcie między bajki. Jeżeli się upieracie, że są one prawdziwe, to na pewno niejeden właściciel znakomitego lokalu w mieście będzie zabiegał o to by FBC u niego zagościł
Ojciec Inwestor
2023-11-07 15:15:07
Tak naprawdę to Klub Seniora gdzie jakiś Dziaders z kumplami piją piwo i brzdąkają na gitarze Nic dla studentów.
@Atak na PUM
2023-11-07 08:47:37
Czego nie rozumiesz, człowieku? Oni chcą dostać budynek, zwariowałeś? Wynajmują od PUM-u piwnicę od ponad 30 lat i płacą za to. Ale PUM-owi z jakiegoś powodu się nie podobają i chce ich wywalić. PUM ich nie finansuje, ani miasto. Sami się finansują.
Atak na PUM
2023-11-07 00:16:58
To niby PUM ma im oddać ten budynek za darmo? Skoro są tacy sławni, podobno "na cały świat" to zapewne utrzymają klub w każdym innym miejscu. Może taką światową wizytówkę miasta niech finansuje miasto. Mówiąc poważnie to PUM jest prawdziwą wizytówką miasta, bo jest jedną z najlepszych uczelni medycznych w kraju. Innych takich uczelni Szczecin nie ma.
do @blues
2023-11-06 09:43:08
W miejsce pałacyku Agencji Artystycznej najchętniej miasto wybuduje kolejny wieżowiec. Taka u nas tradycja.
Bogdan
2023-11-06 09:39:29
Śmiechu warte gdy likwiduje się w mieście znaczące i znane na świecie obiekty tradycji czyli Pionier, czy klub muzyczny. Kino Kosmos uznane jako zabytek szczelnie schowano aby nikt nie wiedział gdzie jest. Przecież takie postępowanie to wstyd.
Rozwiązanie
2023-11-05 23:31:44
Z kina Pionier zrobić kinoklub bluesowy i po kłopocie, miejsce już jest, poza tym obok Pioniera jest chyba budynek kina Kosmos... Może warto byłoby to jakoś spiąć klamrą...
Petycja
2023-11-05 22:54:04
Jaka petycja przeciwko likwidacji klubu? Przecież nikt nie likwiduje klubu tylko to jest wypowiedzenie dzierżawy piwnicy zgodne z umową. Zamiast wprowadzać w błąd dajcie nową propozycję lokalizacji od miasta dla klubu
Wolny rynek
2023-11-05 22:45:10
powinien rozstrzygać takie sprawy...
do pani autorki
2023-11-05 21:42:31
a moze PUM ma plan na inne wykorzystanie tej działki, kawalek dalej sa wiezowce na Mieszka I w druga strone i vis a vis osiedle siemaszki 6 pięter i wyższe ? stare kino, biblioteka, ciasny parking i klub muzyczny. nic nie ujmujac operatorom klubu, to budynek juz jest przestarzaly. taki los najemcy lub franczyzobiorcy, ze o niczym nie decyduje. gdyby byla koniecznosc zmiany lokalizacji klubu to prowadzacym zycze sukcesu i zdrowia. duzy plus ze nie blagaja o pieniadze od miasta.
Baca
2023-11-05 20:33:43
Taki renomowany klub zasługuje na miejsce równie dobre jak Ogrody Śródmiejskie jak nie jeszcze lepsze ze względu na swój rozmach i tradycję. Co na to miasto, będzie się przyglądać czy bierze pod skrzydła taki ikoniczny klub bluesowy?
@blues
2023-11-05 20:22:52
Właściciel ma prawo do swojej własności a dla klubu niech miasto wskaże dobrą lokalizację ze swoich zasobów i pustostanów. Niech PUM do czasu nowej lokalizacji pozwoli im działać. Co się dzieje w dawnym pałacyku Agencji Artystycznej?
Blues
2023-11-05 19:05:16
Gdyby to właściciele klubu byli winni, artykuł można by odebrać jako rozmiękczanie, ale w tym przypadku niech PUM zobaczy, jaki wizerunkowy strzał w stopę robi sobie i całej społeczności medycznej, dla której taki klub jest najlepszą wizytówką. Najlepsza uczelnia w kraju (niby), a tak traktuje klub z taką długą tradycją!
@Bluesmani
2023-11-05 19:03:52
Tu nie chodzi o pieniądze. Klub się sam utrzymuje, płaci czynsz itp. Nie chcą żadnych pieniędzy, w przeciwieństwie do prywatnych właścicieli Pioniera.Na to kino mają się złożyć wszyscy mieszkańcy, zapłacić prywatnej osobie. A ten klub chce tylko zostać w tym miejscu. Chodzi o to, że właścicielowi obiektu (PUM), który wynajmuje im piwnicę, się ta muzyka (? ) lub ktoś konkretnie nie podoba. Więc się mają wynosić, mimo tego, że przynoszą uczelni dochód.
Bluesmani
2023-11-05 18:48:05
Free Blues Club to kultowe miejsce dla Szczecina, miasto powinno pomóc i wykupić jak drugą ikonę Szczecina czyli kino Pionier. Tu musi być wsparcie
W Szczecinie
2023-11-05 18:40:10
nie ma nikogo kto potrafi grać czysty jazz tradycyjny jak z lat 30-tych, 40-tych. Nie ma takich. Nazywanie się z angielska to b. mało.
Amerykan
2023-06-25 15:54:32
Właściciel czuje bluesa, bo nawet jeździ odpowiednim samochodem - super pasja :D
extrude
2023-06-25 08:53:15
Świetnie ,gdy pasję można połączyć z pracą .Gratulacje.
A dobrego swing'a
2023-06-24 23:10:43
potrafią zagrać??

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA