Rozmowa z aktorem i reżyserem Markiem Żerańskim
- Jak zaczęła się pana przygoda z aktorstwem? Czy był pan dzieckiem, które popisywało się „u cioci na imieninach"? Czy może w czasach szkolnych wygrywał pan konkursy recytatorskie?
- Nie byłem na żadnym konkursie recytatorskim prócz występów na szkolnych akademiach. W domu rzeczywiście trochę błaznowałem. Pierwszym widzom, czyli babci i dziadkowi, to się bardzo podobało. Potem zdarzyło się tak, że w Warszawie przy ulicy, przy której mieszkałem, kręcono film. Ja byłem w tłumie gapiów i wtedy pani charakteryzatorka pogłaskała to rude dziecko po głowie i powiedziała mi: „Ty byś się nadawał zagrać w filmie". Nie zagrałem w nim, ale taka zachęta podziałała. Kolejny taki impuls to była wycieczka do telewizji na ul. Woronicza. W montażowni pani redaktor montowała właśnie „Teleranek" i zaproponowała, bym przyszedł na zdjęcia do tego programu. Miałem wtedy dwanaście albo trzynaście lat. Prowadziłem zatem ten program przez kilka lat, najpierw sam, później na spółkę z kolegą. Niestety, trudno zlokalizować informacje na ten
...