Pozwolę sobie na pewne uogólnienie, które to zawsze oprócz ryzyka zawiera w sobie potencjał wyjątków. Proces upadku dziennikarstwa – a jest on moim zdaniem faktem – rozpoczął się u zarania dziejów tego fachu, podobnie zresztą jak innych zawodów o statusie zawodów „publicznych”, wymagających odpowiedzialności i uczciwości. Upadek i erozja wartości – stwierdzenie jakże banalne – są bowiem zjawiskami uniwersalnymi i dotykają wielu innych bytów na tym padole. Jednak to, co się dzieje w ciągu ostatnich dekad w świecie tzw. mediów (media to też woda, gaz, prąd, ale i… ścieki) to temat osobny.
Początki tego stopniowego upadku prasy, którego kulminacją zdaje się być to, co się dzieje „w świecie dziennikarstwa” obecnie (określeniem „prasa” posługuję się mając na myśli także wydawców tv, radiowych, a później także – internetowych) wydaje się być moment, kiedy do Polski wkroczył potężny kapitał z zagranicy. W ciągu kilku lat wielkie koncerny podzieliły rynek prasy między siebie, opanowały kanały i ośrodki dystrybucji reklam, z których to głównie żyje prasa, wprowadziły własne sprofilowane przekazy, dzięki którym „wychowały” sobie odbiorców. Nastąpił szybki odpływ pieniędzy z branży dziennikarskiej do wydawców… obcych. „Kurier Szczeciński”, który jako jedna z niewielu polskich gazet postanowił pozostać w rękach pracowników, szybko odczuł – i wciąż odczuwa – wrogie działania rynku. Dziś jest jedyną niezależną gazetą regionalną w Polsce.
Skutki tego – przynajmniej dla samych dziennikarzy, ale również w konsekwencji dla czytelników, słuchaczy, telewidzów a później internautów – były raczej ponure. Nastąpiła szybka pauperyzacja zawodu. Ubożenie branży prasy papierowej nastąpiło najszybciej, co też zbiegło się z rewolucją internetową.
Oddając rynek prasy w obce ręce Polska straciła szansę na budowę własnego, silnego, tożsamego z interesem kraju, rynku wydawców lokalnych, regionalnych i ogólnokrajowych, a stała się polem gry kapitałowej i ideologicznej ośrodków zewnętrznych. Dziennikarz niezależnej prasy papierowej to dziś nędznie opłacany pracownik. Takie są skutki wydrenowania rynku prasy przez wielki kapitał, odpływu reklam do internetu i tv. Ciekawy zawód, który przestał być atrakcyjny dla młodych ludzi, zawód, który już nie budzi zbyt wielkiego szacunku. A przecież na taki zasługuje. Do tego doszła wojna polsko-polska, która rozpoczęła się dwadzieścia lat temu, czyli mniej więcej w czasie początku erozji rynku prasy w naszym kraju. Wszystko zaczęło być polityczne, także dziennikarstwo. Co ciekawe, puchnąć zaczęły biura prasowe wszystkich instytucji, oferując dotychczasowym dziennikarzom znacznie lepsze warunki finansowe za pisanie „pod dyktando”, świetnie sobie także radzą tzw. media handlowe.
To, co się dzieje obecnie wokół tzw. mediów publicznych to nic innego jak ciąg dalszy procesu, który rozpoczął się wówczas. Dla polityków w Polsce dziennikarz to narzędzie walki politycznej. Jedynie instrument. Są więc „dobrzy” i „źli” dziennikarze, „propagandyści” i „niezależni”, „uczciwi” i „nierzetelni”… Niestety, część dziennikarzy, z których uczyniono najemników pozbawiając ich statusu wolnego zawodu i zakwestionowano prawo do niezależności – na taki status się godzi. Są więc znowu „partyjne” gazety jak w PRL-u, partyjne telewizje o określonej opcji politycznej i ideologicznej.
Telewizja publiczna w Polsce zawsze była nie „publiczna”, lecz – rządowa. Tak było w czasie rządów PO-PSL, jak i rządów PiS. Trudno zapomnieć „programy informacyjne” w TVP za czasów premiera D. Tuska, gdzie wyśmiewano PiS, prezesa albo gdy w tendencyjny sposób pokazywano Marsze Niepodległości. Propaganda była wówczas, była też później za rządów PiS, kiedy robiono to samo, co wcześniej, tylko – odwrotnie. Dziś chyba mało kto już wierzy naprawdę, że zapewnienie, iż „propaganda w TVP to przeszłość” jest wiarygodne. Chyba, że władza będzie miała taki kaprys i zrezygnuje z narzędzi, którymi się posługuje od dawna… To raczej mało prawdopodobne.
Osobny temat to internet; kiedyś przestrzeń wolności, dziś zniewolenia, inwigilacji, wręcz zamordyzmu. Stworzone przez wszechpotężnych dysponentów algorytmy ideologiczne są skuteczniejsze niż cenzorzy w czasach realnego komunizmu. Prasa papierowa wydaje się być dziś oazą wolności… Po wydrukowaniu nikt nie wykasuje niepoprawnych politycznie treści.
Niezależne dziennikarstwo to dziś rzadkość, można powiedzieć – margines. A przecież powinno być odwrotnie. To jeden z najciekawszych, jeden z najbardziej fascynujących zawodów świata. ©℗
Roman CIEPLIŃSKI
Roman Ciepliński, redaktor naczelny "Kuriera Szczecińskiego"