Poniedziałek, 31 marca 2025 r. 
REKLAMA

Radio Swoboda, czyli największy grzech Trumpa

Data publikacji: 2025-03-23 10:19
Ostatnia aktualizacja: 2025-03-26 09:34

Czy na Kremlu strzelają korki od szampana? Pewnie tak. Po pierwsze jednak Rosjanie mają świadomość nieprzewidywalności Trumpa. Po drugie wiedzą, że w Ameryce, inaczej niż w Rosji, prezydent nie dysponuje nieograniczoną władzą, więc jego prorosyjskie zapędy mogą napotkać opór innych instytucji. Po trzecie, Putin z pewnością nie ufa Waszyngtonowi na sto procent, i bierze pod uwagę, że obecny reset może być częścią jakiegoś większego planu. Planu, który niekoniecznie musi być na rękę Rosji. Tak czy inaczej, z pewnością władca Kremla jest bardzo pozytywnie zaskoczony dotychczasowym biegiem wydarzeń. Wątpliwe, by podejrzewał, że Trump ustąpi mu na tak wielu różnych polach.

Można jeszcze zrozumieć, że obecna administracja Białego Domu chce przehandlować Ukrainę w zamian za załatwienie ważniejszych dla siebie spraw w innych częściach świata. Na upartego da się wytłumaczyć naciski na Zełenskiego (i kłamstwa na jego temat), ograniczenie pomocy dla Kijowa, komplementy pod adresem Putina, sprzeciw wobec rezolucji ONZ, potępiającej inwazję i nazywającej agresora po imieniu, a nawet niechęć do ścigania rosyjskich zbrodniarzy wojennych. W końcu moralność nie jest synonimem polityki, której celem jest realizacja twardych interesów. Jeśli niepodległość Ukrainy (albo jej przynależność do świata zachodniego) nie jest zdaniem Trumpa w interesie Stanów Zjednoczonych, to niech ją sobie bierze Putin. Oczywiście, wciąż nie wiemy, czy taki będzie ostateczny i konsekwentnie realizowany kierunek polityki amerykańskiego prezydenta, ale coraz więcej sygnałów każe tak sądzić.

Te wszystkie wyżej wymienione ustępstwa budzą niepokój na Ukrainie, w Polsce i generalnie w Europie, ale z perspektywy Waszyngtonu dadzą się jeszcze zrozumieć. Ale ustępstwem absolutnie pozbawionym sensu i szkodliwym dla wszystkich, oprócz Rosji, jest wstrzymanie środków dla Agencji ds. Globalnych Mediów. To oznacza zagłodzenie rosyjskojęzycznych amerykańskich mediów, takich jak Radio Swoboda i Gołos Amieriki (Głos Ameryki) czy telewizja Nastojaszczeje wriemia (Czas teraźniejszy). Trump de facto likwiduje niezwykle skuteczne narzędzie amerykańskiej, a także generalnie zachodniej, miękkiej siły, zdolnej oddziaływać na Rosjan. Radio Swoboda, jak wiadomo, pełniło tę rolę jeszcze w czasach sowieckich. Pomyślane było właśnie jako propagandowa broń, wymierzona w geopolitycznego rywala. Broń niejednokrotnie bardziej skuteczna niż czołgi czy armaty. A to dlatego, że pozwalała w sprytny, nieinwazyjny sposób zdobywać rząd dusz za żelazną kurtyną.

Decyzja Trumpa oznacza całkowitą propagandowo-kulturowo-informacyjną kapitulację Stanów Zjednoczonych przed Rosją. Oczywiście, gospodarz Białego Domu zapewne zamierza w ten sposób jeszcze bardziej udobruchać Putina, jeszcze bardziej zachęcić go do pokoju na Ukrainie, jeszcze bardziej przeciągnąć na swoją stronę w skomplikowanych grach geopolitycznych w innych, niż Europa Wschodnia, z perspektywy Waszyngtonu ważniejszych, częściach świata. W pewnym sensie jest to odważny krok w ramach procesu rozbrojeniowego. Gdyby jednak to był obustronny, wzajemnie korzystny proces rozbrojeniowy, Putin odwzajemniłby się Trumpowi, redukując albo wstrzymując finansowanie własnej miękkiej siły w postaci chociażby propagandowej telewizji RT. Nic z tych rzeczy. Trump zwija swoją propagandę, adresowaną do Rosjan. Putin swojej propagandy, adresowanej do odbiorców anglojęzycznych, zwijać nie zamierza.

Oczywiście, można zadać pytanie: „a po co Trump ma utrzymywać swoją propagandę, skoro chce się z Putinem dogadać? Po co drażnić Rosję?”. Ale Radio Swoboda nie jest nachalną, rusofobiczną szczekaczką, której prowadzący każdą audycję kończą rytualnym apelem o zniszczenie Rosji. Przeciwnie: mamy w końcu do czynienia z soft power. Z mediami, które prowadzą subtelną propagandę. Z mediami, których celem jest nie tyle ordynarne dążenie do obalenia władz Rosji, ile powolne, systematyczne, ale łagodne prezentowanie rosyjskojęzycznemu odbiorcy zachodniego punktu widzenia. Nie ma absolutnie żadnego uzasadnienia, aby Waszyngton miał z tak poręcznego narzędzia rezygnować. Taka rezygnacja to niepotrzebna oznaka słabości. Jest to tak naprawdę rezygnacja z ambicji wpływania na rosyjskie społeczeństwo. A co, jeśli w pewnym momencie wzajemne relacje się pogorszą? Putin będzie miał nadal swoje anglojęzyczne narzędzia wpływu na świat zachodni, natomiast Ameryka analogicznych narzędzi będzie pozbawiona. Trump zatem niepotrzebnie sam siebie pozbawia argumentów. Argumentów, dodajmy, pokojowych, miękkich. Za jakiś czas Putin może więc powiedzieć Trumpowi to samo, co Trump swego czasu powiedział Zełenskiemu: „nie masz żadnych kart”. ©℗

Maciej Pieczyński

Komentarze

mbc
2025-03-26 09:28:04
Jaką grę prowadzi Trump wobec Putina: zdradź dla mnie przyjacielu Chiny, tak jak ja zdradziłem dla ciebie Europę? Może wystarczy mu, że Chiny w pewnym momencie poczują się zdradzone? Ale Rosja musiałaby zdradzić jeszcze Koreę Płn. i Iran, to może być dla Kremla zbyt wiele w zamian za niepewną i raczej nieszczerą amerykańską "przyjaźń". Dla Rosjan trwalszy wydaje się być sojusz z Chinami niż z USA, gdzie co 4 lata odbywają się wybory, chwilowo w grze o Ukrainę mogą skorzystać z polityki Trumpa.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500