Wyborcze zwycięstwo Karola Nawrockiego wywołało falę komentarzy w mediach ukraińskich i rosyjskich. Nowy prezydent Polski po obu stronach frontu budzi niechęć, nieufność lub niepewność. Przytoczę dwa istotne głosy – jeden z Ukrainy, drugi z Rosji, reprezentatywne dla opinii publicznej w obu tych państwach.
„Polski Trump” – tak o Nawrockim pisze Jurij Panczenko, publicysta portalu „Europejska Prawda”, będącego podstroną bodaj najpopularniejszego nad Dnieprem serwisu internetowego „Ukraińska Prawda”. Panczenko uchodzi w ukraińskich mediach, słusznie zresztą, za eksperta od polskiej polityki. Nawrockiego porównuje z Trumpem z dwóch powodów. Po pierwsze – odporność na kompromaty i afery. Po drugie – niechęć do Ukrainy. A ponadto, zauważa, że Trump poparł Nawrockiego. „Zwycięzca wyborów w Polsce aktywnie walczył z „ideologią banderowską”, obiecał nie dopuścić do „ukrainizacji Polski”, stawiał Kijowowi warunki wstąpienia do UE, a nawet obiecał blokować przyjęcie Ukrainy do NATO” – tłumaczy swoim czytelnikom Panczenko. Zwycięstwo Nawrockiego nazywa „pierwszym triumfem Trumpa w Europie”, po tym, jak wybory przegrali faworyci Białego Domu w Niemczech i w Rumunii. Zauważa też, że pod wieloma względami prezydentowi elektowi bliżej do Konfederacji niż do PiS, co tylko przyspieszy koalicję tych dwóch partii. To zaś nie jest dla Ukrainy dobra wiadomość, bo Nawrockiego z partią Mentzena łączy chociażby sceptyczny stosunek do Kijowa. To jednak nie oznacza prorosyjskości. Panczenko nie podejrzewa, by Nawrocki miał zaprzestać wsparcia wojskowego dla Ukrainy. W najgorszym wypadku zażąda za to wsparcie sowitej zapłaty. Dlatego ukraiński publicysta konstatuje, że Kijów musi zapomnieć o „romantycznych relacjach” z Polską, tylko nastawić się na politykę „racjonalnego dialogu”, opartą na wzajemnych korzyściach i transakcyjności.
A jak wybór Polaków oceniają Rosjanie? Wadim Jegorow na portalu prokremlowskiej, konserwatywnej, prowojennej telewizji Tsargrad o Nawrockim pisze tak: „Wróg Putina i Zełenskiego znokautował globalistów”. Publicysta podkreśla, że głową państwa został „były pseudokibic, uczestnik krwawych ustawek, profesjonalny bokser”. Zauważa też, że choć Nawrocki jest „aktywnym ideologicznym przeciwnikiem dzisiejszej Ukrainy, przekonanym, że Kijów powinien oficjalnie przeprosić za Wołyń, dla Ukrainy zaś nie ma miejsca ani w NATO, ani w UE”, to jednak nigdy nie będzie dla Moskwy takim sojusznikiem jak Fico czy Orban.
Jegorow zauważa, że Nawrockiego za jego politykę historyczną krytykował były szef Ukraińskiego IPN Wołodymyr Wiatrowycz. Rosyjski propagandysta również negatywnie ocenia działalność prezydenta elekta z czasów, gdy był on jeszcze szefem polskiego IPN. Oczywiście, krytykuje go za to, za co Nawrocki jest ścigany przez Rosję listem gończym – czyli za demontaż sowieckich pomników. Co ciekawe, Jegorow oburza się również na to, że w IPN przyszły prezydent forsował narrację, w myśl której Polska była ofiarą II wojny światowej, „nie biorąc pod uwagę tego, z jaką pasją, przy akceptacji III Rzeszy, (Polacy) brali udział w rozbiorze Czechosłowacji. Podkreślmy: rosyjski propagandysta zarzuca Polakom kolaborację z Hitlerem. Oczywiście, zajęcie Zaolzia nie przynosi nam chluby, ale nie da się tego porównać z paktem Ribbentrop-Mołotow (którego Rosjanie dziś się wypierają, albo który pokrętnie usprawiedliwiają)… Tak czy inaczej – kłamliwa narracja o sojuszu Polski z III Rzeszą jest w kremlowskiej propagandzie rozpowszechniona.
Z kolei rosyjski bloger Jurij Podolaka, cytowany przez Jegorowa, zauważył: „Nawrocki nie jest przyjacielem Rosji. Przeciwnie – jest jej wrogiem (tak w ogóle to nie wyobrażam sobie, żeby w dzisiejszej Polsce prezydentem został rusofil). Podobnie jak i jego „przyjaciel” Donald Trump. Oni dwaj są natomiast wrogami Brukseli. To zaś oznacza, że (po zwycięstwie Nawrockiego) rozłam w UE tylko się powiększy. Ten fakt pozwala z pewną dozą satysfakcji przyjąć wynik tych wyborów”. Jegorow na temat Nawrockiego przeprowadził też krótki wywiad z prokremlowskim politologiem Wadimem Truchaczowem. Truchaczow studzi potencjalny optymizm, podkreślając, że Nawrocki jest człowiekiem „rusofoba” Kaczyńskiego. Zdaniem politologa, nie ma nic dziwnego w tym, że nowy prezydent Polski wyznaje poglądy zarówno antyrosyjskie, jak i antyukraińskie. Taka postawa, zdaniem Truchaczowa, jest nad Wisłą powszechna. W jego ocenie większość Polaków uważa Rosję za większe zło, Ukrainę – za mniejsze. Najważniejsze z tej perspektywy jest użycie Ukrainy do powstrzymania Rosji. A po osiągnięciu tego celu można będzie rozprawić się z „banderyzmem”. Jedynie Konfederacja – według Truchaczowa – uważa oba państwa za tak samo dla Polski niebezpieczne.
Politolog, zapytany o ogólne wnioski dla Rosji z wyniku polskich wyborów, przekonuje: „Nawrocki jest dla nas wygodny w tym sensie, że gra po stronie Trumpa przeciwko globalistom. I występuje z dość ciekawymi inicjatywami – utworzenia narodowej, niezależnej od NATO polskiej armii (to akurat nieprawda, bo Nawrocki krytykował pomysł utworzenia europejskiej armii, zaś o NATO wypowiadał się zawsze pozytywnie – red.) i przeciwko wprowadzeniu euro w Polsce. Ponadto zamierza domagać się od Niemiec reparacji (…). Z drugiej strony, jak każdy nienawistnik Rosji, nie może być postawiony w jednym rzędzie z takimi mądrymi liderami jak Orban czy Fico. Jednak ostre konflikty wewnątrz UE (wywołane przez Nawrockiego – red.) będą działać na naszą korzyść, ponieważ zahamują tę liberalną Międzynarodówkę w jej kolejnym Drang nach Osten” – konkluduje Truchaczow. ©℗
Dr Maciej Pieczyński to rusycysta, ukrainista i literaturoznawca, wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego oraz publicysta.