Niedziela, 25 maja 2025 r. 
REKLAMA

„Polska – wspólny wróg Rosji i Ukrainy”

Data publikacji: 2025-05-25 10:18
Ostatnia aktualizacja: 2025-05-25 10:18

Rosjanie na relacje polsko-ukraińskie patrzą z zupełnie innej perspektywy, niż my czy Ukraińcy. „Rzeczpospolita” w ustach kremlowskiego propagandysty nie oznacza po prostu innej nazwy współcześnie istniejącego państwa. Kojarzy się przede wszystkim z dawną, I (względnie II) Rzeczpospolitą. Czyli z regionalnym mocarstwem, które toczyło z Moskwą rywalizację o panowanie nad regionem, i tę rywalizację bezpowrotnie przegrało, zaś obecnie odczuwa fantomowy ból po utracie dawnej imperialnej świetności. I jeśli chce wspierać Ukrainę, to po to, aby ją skolonizować lub podbić. Jak dawniej.

„Wspólnie z wrogiem. „Pomagać Ukrainie” gotowi są tylko ci, którzy zawsze chcieli ją podbić” – to nie żart, tylko tytuł śmiertelnie poważnego artykułu Denisa Dawydowa, publicysty prokremlowskiej agencji Regnum. Punktem wyjścia do rozważań autora jest są wysiłki dyplomatyczne Niemiec, Polski, Francji i Wielkiej Brytanii na rzecz Kijowa. Zdaniem Dawydowa, państwa te są „historycznymi wrogami Ukrainy i szerzej – Rusi, ponieważ oddzielne państwo ukraińskie (podobnie jak i naród) pojawiło się nie tak dawno”. Ten punkt widzenia wpisuje się w typowe myślenie rosyjskiego agresora i ukraińskiej ofierze. W końcu „specoperacja” miała przynieść „wyzwolenie”, a nie zniewolenie. Rosjanie traktują Ukraińców jako swoich rodaków, którym wrogowie Rosji wmówili, że są oddzielnym narodem. Dawydow kreśli typowy dla kremlowskiej polityki historycznej obraz odwiecznej jedności prawosławnej, wschodniosłowiańskiej Rusi. Jej część – przyszła Ukraina – „stała się obiektem agresywnej polskiej ekspansji i propagandy katolicyzmu, który w Rzeczpospolitej był religią państwową”. Kijów przekonuje dziś swoich obywateli, że walka narodowowyzwoleńcza przeciwko Rosji trwa od czterech stuleci, odkąd Kozacy znaleźli się pod panowaniem moskiewskim. Dawydow przekonuje, że narodowowyzwoleńcza walka z Polską w wypadku Rusi (a więc również Ukrainy) trwa od tysiąca lat. Odkąd w 1018 r. polski książę Bolesław Chrobry nie stanął po stronie swojego zięcia Świętopełka w jego walce o władzę w Kijowie z bratem Jarosławem Mądrym. Oczywiście, polska interwencja w wojnie domowej na Rusi to fakt historyczny. Jednak Dawydow nie wspomina, że historia konfliktów polsko-ruskich jest jeszcze dłuższa. Datuje się od 981 r., kiedy to ówczesny książę kijowski Włodzimierz Wielki zajął Grody Czerwieńskie. Dawydow o tym „zapomniał” być może dlatego, że to nie pasowałoby do jego wizji dziejów – stroną agresywną bowiem była w tym wypadku nie Polska, lecz Ruś. Zresztą, wiemy o tym z „Powieści lat minionych” – najstarszej i najważniejszej staroruskiej kroniki, którą sami Rosjanie do dziś traktują jako bardzo istotne źródło historyczne. Przy czym trzeba pamiętać, że walki o Grody Czerwieńskie to był zwykły spór graniczny, w którym nie chodziło o podbój całego państwa – porównywanie tamtych czasów z dzisiejszymi nieszczególnie ma sens.

Dawydow opisuje całą historię polsko-ukraińsko-rosyjskich relacji. Słusznie akurat zauważa, że Kozacy Chmielnickiego sami poprosili Moskwę o pomoc w walce z Polakami, i sami zgodzili się uznać zwierzchność cara. Wtedy akurat katolicka Rzeczpospolita rzeczywiście mogła się jawić jak wspólny wróg prawosławnych Słowian wschodnich. Winę za rozbiory przypisuje Dawydow samym Polakom, zaś wszelkie zrywy narodowowyzwoleńcze postrzega nie tyle jako sprawiedliwą walkę z zaborcami w imię niepodległości, tylko jako próbę przywrócenia dawnej imperialnej świetności. I dawnych granic, obejmujących również ziemie etnicznie ruskie. Z tej perspektywy tłumienie powstań przez carów jawi się niemal jak działalność w obronie Ukraińców przed „polskimi panami”. Również antypolską działalność OUN Dawydow traktuje jako słuszną odpowiedź na antyukraińską politykę II RP. Zwraca też uwagę na jego zdaniem „ksenofobiczną retorykę pod adresem ukraińskich uchodźców” podczas obecnej kampanii wyborczej nad Wisłą.

Ale nie tylko w Polsce widzi Dawydow „wspólnych wrogów Rosji i Ukrainy”. Dostrzega ich także w pozostałych członkach „koalicji chętnych”. Francja? Przecież w 1812 r. Napoleon najechał Rosję! A cztery dekady później, podczas wojny krymskiej, Francuzi oblegali Sewastopol! W obu tych konfliktach po stronie Rosji walczyli Ukraińcy. Wielka Brytania? Starmer tylko udaje przyjaźń z Zełenskim, przecież wiadomo, że Anglicy wykorzystują Ukraińców jako mięso armatnie przeciwko Rosji, zaś uchodźców z Ukrainy przyjmują niechętnie. Niemcy? Wiadomo – kiedy ostatnio stali na czele „integracji europejskiej”, były to lata 40., kiedy „wagony pełnie ukraińskich niewolników jechały do Rzeszy”. Hitler chciał wykończyć wszystkich Słowian. Na szczęście, miliony Ukraińców walczyły po słusznej stronie – w szeregach Armii Czerwonej. Ramię w ramię z Rosjanami.

Reasumując, Dawydow ubolewa nad tym, że w swej długiej historii Ukraińcy tak często wybierali stronę „prawdziwych wrogów Rusi”. Czyli również swoich własnych wrogów. Bo w końcu „Ruś jest wspólna dla Rosjan i Ukraińców”. I wie to rzekomo sam „naród ukraiński”, tylko źli rządzący wszystko zawsze psują. A to z Hitlerem się dogadają, a to z NATO. I - chciałoby się dodać – nie potrafią być wdzięczni za braterską niewolę i braterskie bomby, zrzucane im na głowy przez braterską armię… ©℗

Maciej PIECZYŃSKI

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500