14 lutego odbędą się polskie preselekcje do Eurowizji. Zapewne niejeden czytelnik zdziwi się, że poruszam tak mainstreamowy temat. Co wspólnego ze Wschodem ma jakiś kiczowaty konkurs piosenki?! – ktoś zapyta. Ma wiele. Ze Wschodem, ale też z polską kulturą i tożsamością. Ale po kolei.
Nie podzielam głosów, bagatelizujących kulturowe znaczenie Eurowizji. Jest z nią trochę jak z disco polo – wszyscy ją wyśmiewają, ale każdy po cichu ogląda. To w końcu ogromne wydarzenie, arena, na której każdy europejski (i nie tylko) kraj może pochwalić się rodzimą kulturą przed wielomilionową, międzynarodową publicznością! Teoretycznie powinno to być zatem wielkie święto różnorodności, ale nie tej, rozumianej politycznie, ideologicznie czy światopoglądowo, tylko prawdziwej różnorodności. Czyli wielokulturowości, polegającej na współistnieniu niezależnych, autentycznych kultur. W praktyce jednak większość wykonawców wstydzi się własnego pochodzenia i, licząc na tani poklask, śpiewa po angielsku. Zamiast się wyróżniać, próbują, kierowani kompleksami, możliwie najbardziej upodobnić się do anglojęzycznego mainstreamu. Oczywiście są chlubne wyjątki. Najczęściej ze wschodu i południa Europy. Niestety, Polacy, jak to Polacy, z reguły wstydzą się własnego języka.
W preselekcyjnej stawce większość utworów jest po angielsku właśnie. Dwa po polsku, jeden – po podlasku. I tu pojawia się Wschód. Chodzi oczywiście o utwór „Lusterka” w wykonaniu duetu Sw@da i Niczos. Oboje są z Podlasia. Producent Sw@da ma korzenie kolumbijskie. Niczos, czyli Nika Jurczuk, to wokalistka i autorka tekstów, wcześniej związana z podlaskimi zespołami ludowymi.
Teoretycznie śpiewa w mikrojęzyku podlaskim (mieszanka wschodniosłowiańskich gwar pogranicza), ale gdy utwór „Lusterka” podbił internet, rozgorzała językowa debata. Jedni słyszeli białoruski, inni ukraiński, niektórzy internauci z Podlasia zarzekali się, że piosenka z ich językiem nie ma wiele wspólnego (argument o tyle nieuprawniony, że na Podlasiu mówi się różnie, w zależności od regionu). Zdaniem ekspertów, w tekście słychać głównie literacki białoruski (którego Jurczuk uczyła się w szkole; sama jest Polką), ale też słowa gwarowe, rosyjskie, a nawet wymyślone przez autorkę. To tylko świadczy, że Niczos twórczo zobrazowała w tekście piosenki podlaską wielokulturowość. Z prawej strony internetu popłynęły głosy krytyki. Jedni wypisywali bzdury o tym, jakoby mikrojęzyk podlaski został wymyślony przez Rosjan, aby rozbić jedność Polski. Inni uznali, że „Lusterka” to… promocja banderyzmu. Bo język utworu przypomina ukraiński (przypadek? Nie sądzę), a tak w ogóle to teledysk został nakręcony w czarno-czerwonych barwach. W te brednie uwierzyło naprawdę wielu internautów, choć ani piosenka, ani wokalistka nie mają kompletnie nic wspólnego z ukraińskim nacjonalizmem. Równie dobrze ślad Bandery można dostrzec w barwach AC Milan albo coli zero…
Zastanawiające, że pseudopatriotom nie przeszkadzają piosenki po angielsku, przeszkadzają natomiast piosenki w języku, będącym miksem języków czy gwar wschodniosłowiańskich, od wieków obecnych na polskim Podlasiu. Żeby uznać, że lepiej śpiewać po angielsku niż po podlasku, trzeba mieć potężne kompleksy i wstydzić się własnej kultury.
Własnej – bo Podlasie to też Polska. Czy mamy udawać, że wszyscy jego mieszkańcy mówią najczystszą polszczyzną? Absolutnie nie. Czy istnieje ryzyko, że jeśli zaakceptujemy odmienność Podlasia, to skończy się, jak w przypadku Śląska, niebezpiecznymi mrzonkami o autonomii, ocierającymi się o separatyzm? Nic na to nie wskazuje. Na Podlasiu od wieków z reguły pokojowo (choć nie zawsze – nie czarujmy się) współistnieją różne kultury, wiary i narody. Każda grupa kultywuje własne tradycje, nie narzucając ich innym. Ale też żadna z grup nie głosi potrzeby separacji od Polski. To takie oswojone multi-kulti. Poprzez Podlasie można pokazać, że Polska jest różnorodna, ale w bezpieczny, inny niż na Zachodzie, sposób. Tutaj nikt ani w imię poprawności politycznej, ani w imię nacjonalizmu, nie głosi wyższości jednej kultury nad drugą. A i tak wiadomo, że te wszystkie kultury funkcjonują w ramach większej, polskiej całości. Białorusini i Tatarzy to też Polacy. Nie chcą autonomii. Pewnie dlatego, że są nieliczni i co do zasady mniej niż chociażby Ukraińcy nastawieni na narodową emancypację. Niezależnie jednak od przyczyn, dla mnie pewne jest jedno: Podlasie, dzięki swojej różnorodności i wielokulturowości, jest (obok Podhala) najciekawszym polskim regionem. Nieodłączną częścią polskiej tożsamości, nie zaś jej zaprzeczeniem. Bez Podlasia Polska nie byłaby taka sama. Byłaby uboższa.
Dlatego 14 lutego głosujmy na „Lusterka”! Niech Europa zobaczy, jak bogata jest polska kultura. ©℗
Maciej PIECZYŃSKI
Dr Maciej Pieczyński to rusycysta, ukrainista i literaturoznawca, wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego oraz publicysta.