Nie widać w tej chwili możliwości, aby jedna ze stron wygrała obecną wojnę w sposób przekonujący. Ani Rosja nie podbije całej Ukrainy, ani Ukraina nie odzyska wszystkich okupowanych terytoriów. Tym bardziej kuriozalnie wygląda „plan zwycięstwa”, przedstawiony przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego na forum Rady Najwyższej. Jego treść i wymowa w zasadzie nie są zaskakujące. Potwierdziły się wcześniejsze doniesienia mediów. Zełenski oczekuje: natychmiastowego zaproszenia Ukrainy do NATO; wzmocnienia ukraińskiego przemysłu zbrojeniowego; zniesienia zakazu przeprowadzania uderzeń rakietowych na cele wojskowe na terytorium Rosji; podpisania z partnerami zachodnimi specjalnej umowy o ochronie i wykorzystaniu znajdujących się na Ukrainie strategicznych surowców mineralnych. Wreszcie, plan pokojowy zawiera również ofertę rozmieszczenia w bazach na terenie Europy żołnierzy ukraińskich zamiast sił amerykańskich. Część z punktów planu zawiera niejawne załączniki.
Oczywiście, gdyby postulaty Kijowa zostały spełnione, zwycięstwo, rozumiane jako odzyskanie terenów okupowanych przez Rosję, stałoby się o wiele bardziej prawdopodobne niż obecnie. Problem jednak w tym, że plan jest nazbyt ambitny, a przez to, przynajmniej w tym momencie, nierealistyczny. Swoje propozycje Zełenski przedstawił już wcześniej zachodnim partnerom, w tym przede wszystkim Stanom Zjednoczonym, które są tutaj kluczowe. Wiadomo też, że Waszyngton tych propozycji nie zaaprobował. Nie tylko Donald Trump, ale również Joe Biden i Kamala Harris nie wyrazili entuzjazmu w tej sprawie. A przecież to oczywiste, że bez ich błogosławieństwa realizacja planu jest niemożliwa. Generalnie, każdy z punktów wymaga nie tyle nawet zgody, ile pomocy szeroko rozumianego Zachodu oraz węziej rozumianych NATO i USA.
Problem Zełenskiego jest taki, że przedstawił plan zwycięstwa, podczas gdy zachodni partnerzy ciszej lub głośniej oczekują planu pokoju. Oczywiście, Ukraina wciąż dzielnie walczy w dużej mierze dzięki własnej determinacji, ale bez finansowego i sprzętowego wsparcia sojuszników ta walka już dawno nie byłaby możliwa. Ponad dwa i pół roku po rozpoczęciu inwazji napadnięty kraj skutecznie broni swojej niepodległości, ale fatalnie radzi sobie z integralnością terytorialną. Pomimo kolejnych pakietów pomocowych, Kijów nie jest w stanie osiągnąć granicy sprzed wojny. Co więcej, rosyjska ofensywa postępuje. Ambitna wyprawa kurska nie przyniosła Ukraińcom nic, poza chwilowym podniesieniem morale żołnierzy. Rosjanie nie przejmują się, że przeciwnik zajął kawałek ich ziemi, i konsekwentnie, nawet jeśli powoli, zajmują kolejne tereny przeciwnika. Zachód jest zmęczony wojną, boi się eskalacji i nie chce dłużej inwestować bez pokrycia w syzyfową pracę, jaką jest walka o integralność terytorialną Ukrainy.
Po co zatem Zełenski ogłasza plan zwycięstwa, skoro sam najpewniej doskonale rozumie, że lista życzeń, które nigdy się nie spełnią? Odpowiedzią jest miejsce ogłoszenia tych nierealistycznych propozycji. Ukraiński prezydent na forum ukraińskiego parlamentu do swoich zwolenników i przeciwników politycznych w kraju mówi mniej więcej tak: „mam świetny plan, jak pokonać Rosję, ale niestety, Zachód nie chce nam pomóc. Co złego, to nie ja. Bronimy Europy przed najazdem barbarzyńców, nadstawiamy karku, a ci niewdzięcznicy palcem nie kiwną, byśmy pokonali Rosję”. Zełenski wie, że zamiast zwycięstwa, Ukrainę czeka podpisanie pokoju pod presją Zachodu. A to oznacza konieczność ustępstw terytorialnych na rzecz agresora. Ukraińcy są zmęczeni wojną, ale nie na tyle, żeby zaakceptować scenariusz „pokój za ziemię”. Jeśli uznają, że za taki obrót spraw odpowiada prezydent, nie wybaczą mu tego. Opozycja od dawna ma przygotowaną długą listę zarzutów pod adresem Zełenskiego, związanych z niewystarczającym przygotowaniem kraju do odparcia inwazji. Do tej listy, na razie jeszcze artykułowanej dość nieśmiało, z uwagi na warunki wojenne, zostanie dopisane: „oddał naszą ziemię Rosji”. Dlatego Zełenski pokazuje palcem na Zachód, mówiąc rodakom: „to oni są winni!”. Nawiasem pisząc, chętnie też będzie swoje oskarżenia precyzował, dając do zrozumienia, że winna jest w dużej mierze Polska. Bo utrudnia eksport zboża. Bo domaga się ekshumacji na Wołyniu. Bo od polityki historycznej uzależnia zgodę na wejście Ukrainy do UE. Czeka nas prawdziwy „miesiąc dziegciowy” w relacjach z Kijowem…
Plan zwycięstwa nie jest więc planem zwycięstwa nad Rosją, bo takowe jest dziś niemożliwe. Jest to plan zwycięstwa nad wewnętrzną opozycją. Plan przekonania Ukraińców, że może i wojny nie wygrają, ale przynajmniej nie z własnej (a nie ze swojego prezydenta) winy. To się może udać, bo zawsze łatwiej oskarżyć innych o swoje niepowodzenie. Najprawdopodobniej jednak Ukraińcy zwyczajnie uznają, że winni są i Zełenski, i Zachód. I nie będą bez racji. ©℗
Maciej PIECZYŃSKI
Dr Maciej Pieczyński to rusycysta, ukrainista i literaturoznawca, wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego oraz publicysta.