Odpowiedź na postawione w tytule pytanie wydaje się oczywista. Albo inaczej to ujmę: odpowiedzi wydają się oczywiste. Bo każdy czytelnik może mieć swoją. Ktoś, kto na fali kryzysu w relacjach polsko-ukraińskich nagle pokochał (albo pokochał bardziej, bo już wcześniej się podkochiwał) Putina, zmarszczy gniewnie brwi i „przypomni”, że przecież Rosjanie niczego się nie boją, bo są tacy twardzi i niepokonani, biją gejów i faszystów, aż miło. Z kolei ktoś, kto popiera Kijów, wyliczy mnóstwo powodów: „orki” umierają ze strachu przed carem, Ukraińcami, NATO, Polską, Amerykanami itp., itd. Albo przed rozpadem ich imperium, który – zdaniem niepoprawnych optymistów – czeka już za rogiem.
Ja jednak udzielę odpowiedzi nieoczywistej. A na pewno nieoczywistej dla tych, którzy Rosją zainteresowali się dopiero 24 lutego 2022 r. Otóż Rosjanie w swej masie boją się chaosu. Czyli sytuacji, w której władza państwowa jest stosunkowo słaba i nie panuje niepodzielnie nad swoim terytorium. Wtedy bowiem traci ona monopol na przemoc, która staje się domeną różnych grup interesu. Gangów, mafii, różnych obozów politycznych, różnych oligarchów. Krajem rządzą bogate, legalne lub nielegalne, rywalizujące ze sobą na śmierć i życie elity, niemające potrzeby, nawet do pozoru, dbać o interes zwykłych obywateli. Jedna, dyktatorska władza przynajmniej udaje, że przedkłada owych zwykłych Rosjan ponad zdegenerowanych bogaczy. Taka sytuacja – w powszechnym odbiorze społecznym i powszechnej dziś pamięci – miała miejsce w latach 90. Borys Jelcyn stworzył podwaliny dyktatury, ale sam nie miał na tyle siły, aby rządzić niepodzielnie. Poza tym kraj pogrążał się w kryzysie gospodarczo-politycznym, wywołanym nieudaną transformacją ustrojową. Zamiast kapitalizmu i demokracji były rządy gangsterów i oligarchów, którzy budowali prywatne biznesy kosztem państwa i społeczeństwa.
A po co o tym piszę, skoro lata 90. to odległa przeszłość? Po pierwsze, Władimir Putin nie podbiłby serc Rosjan, gdyby ich nie przekonał, że potrafi rozprawić się z jelcynowskim chaosem i zaprowadzić tak upragniony przez naród porządek. Zwalczył mafię (a dokładniej: podporządkował ją państwu, podobnie jak oligarchów; ale jednak przestępczość udało się ograniczyć), separatyzm czeczeński i dzięki koniunkturze usprawnił gospodarkę. Po drugie, w ostatnich kilku latach w Rosji wróciła moda na lata 90. Głównie w popkulturze, a dokładniej – w niezwykle popularnych serialach, osadzonych w tamtych czasach. Być może dlatego, że w warunkach wojennej cenzury bezpieczniej kręcić filmy o przeszłości niż o teraźniejszości. A najlepiej o obiektywnie mrocznej przeszłości, którą na śmietnik historii wyrzucił Putin. Jesienią 2023 r. rekordy popularności biło „Słowo pacana” – opowieść o młodzieżowych gangach epoki pierestrojki, grasujących w Kazaniu. Rok później na platformach streamingowych w podobnym czasie pojawiło się kilka kolejnych: „Kombinacja” (o zespole muzycznym, który powstał w tamtej epoce), „Dzieci przemian” (o trzech młodych chłopakach, z których jeden jest artystą, drugi uczniem, trzeci – gangsterem, ale wszyscy dorastają w latach 90., mierząc się z ówczesnymi problemami), wreszcie „Lichije”, o których warto napisać nieco więcej. Poza „Słowem pacana” to zdecydowanie najlepszy z seriali w tej tematyce. Tytuł odsyła do określenia „lichije diewianostyje”, czyli „liche lata dziewięćdziesiąte” – tak Rosjanie zwyczajowo określają tamtą epokę, co swoją drogą dużo mówi o jej współczesnym odbiorze. Jest to również nawiązanie do nazwiska tytułowych bohaterów. Myśliwy Pawieł Lichowcew zostaje zawodowym zabójcą i wciąga do mafii własnego, dwunastoletniego syna. Historia oparta jest na faktach. Rzecz się dzieje na rosyjskim Dalekim Wschodzie, gdzie niepodzielnie rządzi Dżem – gangster, aspirujący do roli ojca chrzestnego. Mowa o regionie, w którym spora część mieszkańców to potomkowie katorżników i więźniów łagrów, więc szacunek dla przestępców jest tu czymś oczywistym. Szczególnie, że Dżem pomaga trudnej młodzieży i byłym więźniom właśnie. Wyciąga ich z rynsztoka i oferuje sens, zatrudniając w… swojej mafii. W ten sposób wykonuje funkcję państwa. To też tłumaczy, dlaczego był niezwykle popularny wśród mieszkańców Dalekiego Wschodu. Jak gorzko stwierdził w jednej ze scen ścigający go śledczy, Dżema popierał prosty lud, a kto byłby tak odważny, żeby zadzierać z prostym ludem?!
W innej scenie oficer FSB Karmazow wygłosił coś, co można uznać za manifest putinizmu. Zapowiedział rozprawę z chaosem: „Odzyskamy nasz kraj. Jest nas mało, mamy związane ręce, ale potrafimy czekać. I potrafimy pracować”. Te słowa padły w latach 90. W serialu jest też druga linia fabularna, rozgrywająca się w czasach dzisiejszych, najpewniej już po inwazji na Ukrainę. Tunguz, gangster odsiadujący wieloletni wyrok, w rozmowie z Karmazowem ostrzega, że „w kraju jest mnóstwo broni”, że w którymś momencie to wszystko wybuchnie. To ostrzeżenie jest wyrazem obaw wielu Rosjan. Obaw przed powrotem do „lichych lat 90.”. W każdym kraju po wojnie wzrasta przestępczość. Z frontu wracają weterani z traumą, z PTSD, potrafiący zabijać, sfrustrowani i złamani moralnie. A teraz przecież wielu z nich to byli więźniowie, zaciągnięci w okopy w ramach Grupy Wagnera czy Sztormu Z. Udział w konflikcie zbrojnym raczej nie sprawił, że złagodnieli. Niezależnie więc od tego, czy, kiedy i na jakich warunkach dojdzie do zakończenia bądź zamrożenia działań wojennych, Rosjanie wiedzą jedno – władza nie może okazać słabości. Nie może dopuścić do powrotu do mrocznej przeszłości. Musi utrzymać monopol na przemoc. Choćby poprzez brutalne represje. ©℗
Maciej PIECZYŃSKI
Dr Maciej Pieczyński to rusycysta, ukrainista i literaturoznawca, wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego oraz publicysta.