Końca wojny nie widać. Bo też, jak wielokrotnie powtarzałem, Rosja nie chce pokoju, tylko podboju. Najlepiej całej Ukrainy, której prawa do niepodległości po prostu nie uznaje. Przypomnijmy: już latem 2021 r. w słynnym artykule „O jedności historycznej Rosjan i Ukraińców” Władimir Putin dowodził, że Ukraina jako odrębne państwo to wymysł Polaków i Austro-Węgrów, wprowadzony w życie przez Lenina, który tworząc w składzie Związku Sowieckiego osobną republikę ukraińską, tym samym podłożył pod rosyjską państwowość bombę z opóźnionym zapłonem. Gdy wybuchła, doprowadziła do rozpadu wielkiego imperium, do „największej katastrofy geopolitycznej XX w.”.
Władca Kremla jest historią zafascynowany i chętnie używa jej w swojej propagandzie. Popularnym memem stał się jego wywiad dla Tuckera Carlsona, w którym Putin odpowiedź na pytanie o przyczyny wojny zaczyna od opowieści o pradawnych dziejach średniowiecznej Rusi. Można było się z tego śmiać, jednak wielu zachodnich odbiorców, mających średnie pojęcie o faktach historycznych, mogło zwyczajnie tę zmanipulowaną putinowską narrację przyjąć za prawdę objawioną.
Nietrudno się zatem dziwić, że szefem rosyjskiej delegacji na rozmowy pokojowe z Ukrainą jest historyk z wykształcenia – doradca Putina, były minister kultury Władimir Miedinski. Bajki o przeszłości wykorzystuje również przy stole negocjacyjnym. Kilka dni temu skrytykował go za to sekretarz generalny NATO Mark Rutte. Stwierdził, że Putin powinien wymienić negocjatorów. Zamiast bowiem przedstawić konkretne propozycje pokojowe, „jakiś historyk opowiada jakieś historie o Rosji i Ukrainie z XII w.”. Rutte zasugerował, że tego typu dygresje świadczą o niepoważnym podejściu Moskwy do rozmów.
Tymczasem dla Rosji historia jest bardzo ważna – jako uzasadnienie imperialnych podbojów. Rutte doczekał się riposty „jakiegoś historyka”. Miedinski zaproponował, że wyśle gensekowi NATO podręcznik do historii średniowiecza, „ponieważ na pewno dowiedziałby się z niego, że Ukraina w XII w. nie istniała”. Zdaniem doradcy Putina, „gdyby wielki książę rostowski, smoleński i kijowski Włodzimierz Monomach dowiedział się, że mieszka na Ukrainie, prawdopodobnie byłby zaskoczony, a może nawet obrażony”. Rosyjskie media z aprobatą cytują ten komentarz byłego ministra kultury, który zresztą jest zarazem współautorem najnowszych podręczników szkolnych do historii Rosji i historii powszechnej.
Czy Miedinski miał rację? W pewnym sensie tak. Problem w tym, że w XII w. nie było nie tylko Ukrainy, ale również Rosji. O tym już się nadworny dziejopisarz Putina nie zająknął. Historia jest naprawdę bardzo istotnym polem sporu między Moskwą a Kijowem. Wiek XII jest tutaj bardzo symptomatyczny. Pierwsze wzmianki o Moskwie pochodzą z 1147 r. W ukraińskim – ale też zachodnim – internecie popularne są memy, zestawiające obraz Moskwy i Kijowa z początków XII w. Na miejscu Kijowa – piękne cerkwie, monastery, wielkie, potężne miasto. Stolica. Na miejscu Moskwy – las i bagna. Tu, podobnie jak u Miedinskiego, jest trochę prawdy i trochę manipulacji. Tak, Moskwa została założona dopiero w połowie XII w. Kijów natomiast stolicą dawnej Rusi został już w 882 r. Wcześniej jednak stolicą był Nowogród Wielki. Czyli gród, który dziś znajduje się w granicach Federacji Rosyjskiej. Na terenach etnicznie rosyjskich. Jeśli więc już bawić się w historyczne złośliwości, to można i Kijów z Nowogrodem porównać. Pamiętając przy tym, że w Nowogrodzie panowała swego rodzaju demokracja – o najważniejszych sprawach decydował wiec.
Niemniej, postarajmy trzymać się faktów, a nie ich nadinterpretacji. W ukraińsko-rosyjskiej wojnie o historię możemy sobie pozwolić na dystans, na który nie może sobie pozwolić ani państwo-agresor, ani państwo-ofiara. Obiektywne (albo w miarę obiektywne – pełen obiektywizm to przecież intelektualna utopia) spojrzenie na historię Rosji i Ukrainy, uwzględniające dorobek polskich, rosyjskich i ukraińskich historyków, w największym skrócie powinno wyglądać następująco. We wczesnym średniowieczu nie istniała ani Rosja, ani Ukraina. Istniała Ruś – wielkie państwo, powstałe z połączenia plemion wschodniosłowiańskich na terenach, obejmujących dzisiejszą Ukrainę, Białoruś i zachodnią część Rosji. Według legendy zostało założone przez skandynawskich Waregów, co część badaczy kwestionuje, niemniej obecność (taka czy inna) Skandynawów (którzy jednak szybko się zeslawizowali) w elitach państwowych jest faktem. Ruś przyjęła chrzest z Bizancjum, urozmaicając swoją tożsamość o prawosławie. Później się rozpadła, a spora jej część na stulecia dostała się w niewolę mongolsko-tatarską (ta, z której później wyrosło państwo rosyjskie). Dopiero w późnym średniowieczu zaczęły się kształtować trzy odrębne narodowości wschodniosłowiańskie. Księstwo moskiewskie najbardziej urosło w siłę, stało się carstwem i zaczęło używać greckiego wariantu nazwy Ruś – Rosja. Ukraińska tożsamość powoli rozwijała się w świecie Kozaków zaporoskich, by ukształtować się w pełni – również w kulturze – w XIX w. Pierwszym państwem z elementem ukraińskim w nazwie była Ukraińska Republika Ludowa, powstała w 1917 r. i szybko starta w proch w starciu odradzającej się Polski z Rosją Sowiecką.
To, że w XII w. nie istniała ani Rosja, ani Ukraina, nie znaczy, że te państwa i narody nie mogą powoływać się do tamtych czasów. Dawna Ruś to ich wspólny historyczny korzeń – czy to się podoba Miedinskiemu, czy nie. ©℗
Maciej PIECZYŃSKI
Dr Maciej Pieczyński to rusycysta, ukrainista i literaturoznawca, wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego oraz publicysta.