Czwartek, 02 stycznia 2025 r. 
REKLAMA

Cichy Don(bas)

Data publikacji: 2024-12-29 10:34
Ostatnia aktualizacja: 2024-12-29 20:36

Po inwazji na Ukrainę w Rosji pojawił się typ twórczości literackiej – tzw. Z-literatura, po pierwsze, sławiąca „specoperację”, po drugie, przedstawiająca tę wojnę z perspektywy zwykłych żołnierzy, walczących w szeregach armii rosyjskiej. Choć jej autorami są weterani walk lub korespondenci wojenni, to jednak z reguły jest to ciężka do przeczytania grafomania. Nie tyle nawet dlatego, że Z-pisarze są propagandystami, ile dlatego, że w większości nie potrafią dobrze pisać.

Ale jest jeden chlubny wyjątek. To Daniił Tulenkow, autor powieści autobiograficznej „Sztorm Z. Nie macie innych nas”. Chlubny nie z przyczyn moralnych. Mamy przecież do czynienia z propagandystą inwazji na Ukrainę. „Sztorm Z” jest chlubnym przypadkiem Z-literatury napisanej bardzo sprawnie (miejscami wybitnie), przede wszystkim zaś wymowa tego tekstu jest, najpewniej wbrew intencjom autora, niejednoznaczna.

Tulenkow trafił na front z kolonii karnej, gdzie, jako przedsiębiorca, odsiadywał wyrok za oszustwo. Żeby wyjść na wolność, zaciągnął się w szeregi tytułowego „sztormu Z”, czyli oddziału, rekrutującego się z byłych więźniów. Otwarcie przyznaje, że tacy jak on byli mięsem armatnim. Opisuje armię rosyjską jako zbieraninę maruderów, złodziei, zbrodniarzy wojennych, alkoholików, narkomanów czy tchórzy. A jeśli zdarzy się jakiś prawdziwy, nieustraszony bohater, to w przerwach między jednym bojem a drugim brutalnie bije i maltretuje podkomendnych. Tulenkow oskarża Ukraińców o zabijanie jeńców, przyznaje jednak, że Rosjanie robią to samo. Opowiada też bardzo wymowną historię, która nie pasuje ani do narracji Moskwy, ani do narracji Kijowa. Ciężko ranny żołnierz rosyjski chce się poddać Ukraińcom, ci go jednak dobijają. Siostra zabitego nie mogła uwierzyć, że jej brat „okazał się zdrajcą”. Co ciekawe, nikt z towarzyszy broni – zdaniem Tulenkowa – tak o swoim koledze nie myślał. Autor usprawiedliwia nawet tych, którzy po dostaniu się do niewoli zaczęli w ukraińskich mediach krytykować Putina. To wszystko jednak nie oznacza postawy antywojennej. Bynajmniej – Tulenkow zarazem nazywa Ukrainę „państwem z gówna i patyków”, „burdelem, w którym mieszka pijany Taras”. Autor jest nieprzejednanym antyukraińskim szowinistą, nienawidzącym Zachodu, a przede wszystkim Stanów Zjednoczonych.

Opozycyjni rosyjscy publicyści dziwią się, jakim cudem „Sztorm Z” mógł się w ogóle ukazać w Rosji. Przecież gdyby cenzorzy wnikliwie przeczytali tę powieść, niechybnie znaleźliby w niej jednoznaczną dyskredytację armii! Tymczasem, znając historię literatury rosyjskiej oraz rosyjską mentalność, można zaryzykować stwierdzenie, że powieść Tulenkowa idealnie odpowiada propagandowym potrzebom Kremla.

Po pierwsze, jest to, jak już zaznaczyłem, bodaj jedyny dobrze napisany utwór, poświęcony „specoperacji”. Taka literatura łatwiej podbija serca czytelników. Po drugie, Tulenkow krytykuje sposób prowadzenia wojny, ale w żadnym zdaniu nie neguje konieczności walki z Ukrainą i Zachodem. Po trzecie, przedstawia w wielu miejscach patologiczny obraz armii rosyjskiej, jednak jej żołnierze są przez to bardziej ludzcy, prawdopodobni. Taki jest też sens podtytułu: „nie macie innych nas”, czyli: „może i jesteśmy bandą maruderów, złodziei i morderców, ale innych nie będzie”. Po czwarte, co prawda, przyznaje, że Rosjanie dokonują zbrodni wojennych, ale nie czyni z tego powodu zarzutu. Można odnieść wrażenie, że jest to normalna praktyka na froncie. Do Ukraińców Tulenkow żywi zwierzęcą nienawiść, ale akurat za likwidację jeńców wojennych ich szczególnie nie krytykuje.

Podobnie było z „Cichym Donem” Michaiła Szołochowa. Ta wielka kozacka epopeja opisywała brutalność wojny domowej w Rosji. Czerwoni i biali zarzynają się nawzajem, główny bohater miota się między jednymi, a drugimi, ciągle zmienia front, i w zasadzie nie wiadomo, kto ma rację. Powieść miała niejednoznaczną wymowę, ale można było z niej wysnuć dwa wnioski. Po pierwsze, wojna domowa to najgorsze możliwe zło, potrzebna są więc rządy silnej ręki, dyktatura, która uspokoi wszelkie bunty. Po drugie, życie ludzkie nic nie znaczy, zaś terror wobec przeciwników politycznych to rzecz absolutnie normalna. I właśnie dlatego Stalin – co z dzisiejszej perspektywy może wydawać się szokiem – pozwolił na publikację „Cichego Donu”. Pochwała przemocy i krytyka wojny domowej były dla niego ważniejsze niż przedstawiony w dziele negatywny obraz bolszewików.

Tropem Szołochowa – świadomie bądź nie – podążył Tulenkow. „Sztorm Z” dyskredytuje armię rosyjską, ale zarazem usprawiedliwia przemoc i zbrodnie wojenne. Taki obraz „specoperacji” rozbraja wszelkie zarzuty Zachodu. Bo czytelnik może odpowiedzieć: „i co z tego, że nasza armia morduje jeńców. Ważne, że walczy o słuszną sprawę. A jeńcom się należało”. Wbrew pozorom, taki przekaz w Rosji trafi na podatny grunt. Bo dla Rosjan przemoc i zbrodnia nie stanowią problemu, jeśli stanowią środek do celu, jakim jest potęga państwa. Nawet współcześni fani Stalina kochają go pomimo łagrów, pomimo „błędów”, jakie popełnił. Moralne jest to, co służy zwycięstwu Rosji. Nawet za cenę przelanej krwi rodaków. A cóż dopiero mówić o krwi „chochłów”, wziętych do niewoli… ©℗

Komentarze

Nie ma różnicy
2024-12-29 20:26:03
Dla nas (Polaków czyli przeków bo tak na nas mówią i Ukraińcy i Rosjanie) nie ma większej różnicy między dwiema stronami tego konfliktu - czy to Rosjanie czy to Ukraińcy są z naszego punktu widzenia bardzo podobni i kulturowo odlegli (mimo pozornego podobieństwa). A jeśli chodzi o chochły to czy aby Rosjanie nie mówią na Ukraińców chachły?

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500