Jesteśmy narodem otwartym na nowinki niemal zewsząd, czasem zbyt otwartym, nie przypadkiem nazywanym pawiem i papugą narodów. Wszak wiatr dziejów namieść może do naszej izby coś, co na pierwszy rzut oka piękne i pożyteczne, a okazuje się bezwartościowe, albo wręcz szkodliwe. Stąd sentencja: „Cudze chwalicie, swego nie znacie. Sami nie wiecie, co posiadacie…”.
Od pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia do Trzech Króli to czas przesilenia grudniowego – zwycięstwa światła nad ciemnością (zaczyna przybywać dnia, ubywać nocy). Słowiańskie Gody – pierwotnie pogańskie – wpisały się w kalendarz katolicki, w nadzieję związaną z narodzeniem przyszłego Zbawiciela, tryumfu prawości nad złem. Myślę, że w nadchodzące dni warto przypomnieć garstkę zwyczajów onegdaj praktykowanych w Polsce.
Przed nami Wigilia Bożego Narodzenia, z którą wiąże się wiele zwyczajów, przede wszystkim polskich, słowiańskich. Jak głosi ludowe przysłowie (coraz rzadziej przywoływane): „jakiś we wigilię, takiś cały rok”. Zatem owego dnia nie wypadało np. zachowywać się głośno, kłócić, bo był to zły omen na rok następny.
Tradycja ubierania choinek dotarła do nas z Niemiec w XIX wieku. Natomiast już w XV-wiecznej Polsce w głównej izbie domu (dworu czy chałupy) wieszano u pułapu podłaźniczki – gałązki świerku lub sosny, gdzie się dało kładziono orzechy i jabłka, pojawiały się też kule ze słomy lub opłatków. Miały świadczyć o dostatku.
W wigilię – na pewno od XIX wieku – wszyscy byli równi. Parobkom kończyły się umowy z panami i mogli ten jeden raz zasiąść z pryncypałami przy jednym stole. Jeszcze w XX wieku na wsiach zakazane były pewne gospodarskie czynności, takie jak szycie, rąbanie drewna, tkanie oraz zamiatanie w kierunku drzwi, aby… nie przepędzić duszy przybyłej na świąteczny posiłek. Na Podlasiu nie sprzątano ze świątecznego stołu, aby zgłodniałe dusze mogły się pożywić wśród nocnej ciszy.
W drugi dzień świąt, na św. Szczepana, z chóru kościoła sypano owies na pamiątkę… ukamienowania patrona. W niektórych regionach młodzież obsypywała się owsem na drogach.
Czy ktoś jeszcze pamięta rdzennie polski, praktykowany przez kilka wieków zwyczaj trzymania (nie wypuszczania aż do wieczora z ręki…) łyżki, którą się jadło w wigilię, albo w pierwszy dzień świąt? Otóż ten, kto nie wypuścił z garści sztućca, miał doczekać następnej Gwiazdki. Podobno tak zapobiegliwych dawniej nie brakowało. Zdarzało się wszak, że ten i ów szedł spać z łyżką w garści…
Żywych opowieści babci lub dziadka nie zastąpią pop media: smartfon – kradnący indywidualność młodym, czy telewizor – niczym elektroniczny kaganiec – dzierżący w szachu starszych.
W czas Bożego Narodzenia życzę Czytelnikom jak najmniej smartfona i telewizji, jak najwięcej serdecznych rozmów w rodzinnym gronie. Na koniec przypomnę pełną nadziei myśl poety, księdza Jana Twardowskiego: „Gdy Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno”. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.