Lazurowe niebo, złote plaże, tropikalna przyroda – słowem niezbyt drogie, egzotyczne wakacje dla złaknionych słońca Europejczyków. Utrwalony dzięki nazwie herbaty Cejlon – nazywany czasem Łzą Indii, ze względu na położenie i kształt wyspy, w roku 1972 – zapewne po to, aby zatrzeć kolonialną przeszłość – przemianowano na Sri Lankę.
Kraj o powierzchni jednej piątej Polski, liczący 24 mln ludności – poza najlepszą w świecie herbatą – przez lata kojarzył się z wojną domową toczoną przez kolejne rządy singalezkiej większości z groźną partyzantką Tamilskich Tygrysów, stał się w ostatnich dekadach wreszcie miejscem spokoju, jednym z najszybciej rozwijających się państw południowej Azji. Po unowocześnieniu rolnictwa, Sri Lanka jest trzecim światowym dostawcą herbaty, dołączyła do czołówki producentów ryżu, no i stała się popularnym plażowiskiem Europy.
Jeszcze niedawno w samych superlatywach mówiły o niej czołowe autorytety ze Światowym Forum Ekonomicznym i Międzynarodowym Funduszem Walutowym na czele, a na wskroś postępowy prezydent Rajapaksa otrzymał swoiste kredyty na ekotransformację gospodarki w duchu Zielonego Ładu. Otóż prezydent, przejęty misją ratowania planety, odsunął wszystkich dotychczasowych specjalistów i doradców, którym kraj zawdzięczał pomyślny rozwój i rozpoczął radykalną reformę rolnictwa – powrót do upraw tradycyjnych. Niestety, narzucił zawrotne tempo zmian. Rok temu na Sri Lance wszedł w życie całkowity zakaz stosowania nawozów sztucznych i pestycydów oraz ich importu. W efekcie to, w niespełna cztery lata, głuchy na głosy krytyki, Rajapaksa doprowadził podstawowy sektor gospodarki kraju do katastrofy, którą przypieczętowały pandemiczne lockdowny ostatnich dwóch lat wygaszające ruch turystyczny… O ponad 20 proc. zmniejszyły się plony ryżu i herbaty, upadły tysiące gospodarstw, najuboższym (ponad 40 proc. ludności żyje w miastach) głód zajrzał w oczy… Spadek produkcji herbaty sprawił, że brakło środków na import niezbędnych produktów i leków. Niedostatek towarów na rynku oraz inflacja sięgająca 55 proc. wywołały rozruchy. Tysiące demonstrantów zaatakowało pałac prezydencki… Już dla wszystkich dostępny, bo sam Rajapaksa salwował się ucieczką na Maledivy.
Przywrócenie równowagi po katastrofie, którą zaślepiony ideologicznie i nadgorliwy przywódca uszykował ludowi, nie będzie łatwe, gdyż kraj jest bankrutem. Pogrążony w chaosie pupilek, pupilek Klausa Schwaba, czeka na przyobiecaną przezeń pomoc…
Sri Lanka to dramatyczna przestroga dla reszty świata. Dla Polski, która tak jak „Łza Indii” ledwie kilkanaście lat temu wydostała się z trudem na poziom startu do zachodniego dobrobytu. A przecież także nasz rząd (w imię bzdurnej, obalonej przed laty hipotezy o dwutlenku węgla jako sprawcy ocieplania się klimatu) pod naciskiem Brukseli zgodził się nie tylko cofnąć kraj cywilizacyjnie o ponad pół wieku, ale też wyrzec się podziemnych bogactw naturalnych. W myśl dyrektyw Zielonego Ładu, wydumanych przy brukselskich biurkach, Polska zobowiązała się zmniejszyć powierzchnię upraw rolnych o 10 proc, a jedną czwartą pozostałych przeznaczyć na uprawy eko. Na 75 proc. gruntów należy zmniejszyć o połowę zużycie nawozów sztucznych i pestycydów. Będzie więc mniejszy plon i wyższy koszt.
Dodam, że niedawno imć Klaus Schwab – niewątpliwy autorytet dla nieszczęsnego nadgorliwca prezydenta Sri Lanki, twórca Światowego Forum Ekonomicznego, które poprzez sieć globalnych instytucji finansowych dyryguje przywódcami państw, powiedział: Musimy walczyć o demokrację… należy nadal podnosić ceny ropy i gazu.
Tu liczy się tylko zdanie drugie, jako rozkaz wydany z centrali w Davos wszystkim postępowym rządom.
A pretekstem do podwyżki cen jest wojna, przerwanie linii dostaw, tzw. sankcje, często dotkliwsze dla swoich niż wrogów. ©℗
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.