Właśnie uświadomiono Polaków – mieszkańców kraju o najbogatszych złożach węgla w Europie, że już za półtora roku zamknięte zostaną wszystkie kopalnie węgla kamiennego. I nowych już nie zbudujemy, choć mamy zasoby „czarnego złota” na kilkaset lat. Pokornie poddaliśmy się wydumanemu przez Unię Nowemu Zielonemu Ładowi. Górnicy, którym rząd zobowiązał się wypłacać gigantyczne emerytury i rekompensaty, tym razem nie pójdą na Warszawę. Skutki tej zgody, na razie widoczne w cenach paliw, boleśnie odczują wszyscy, gdy już będzie za późno.
Niemcy, którzy uparcie naciskali nas w sprawie dekarbonizacji, część własnych kopalni i elektrowni węglowych zostawili w stanie pogotowia. Na wszelki wypadek. Czy nasi rządzący to zauważyli?
Gdy tak maszerujemy karnie w unijnym zaprzęgu, jakże pociesznie brzmią dziś dziarskie pohukiwania sprzed kilku lat: my, Polacy, wolni ptacy, wstajemy z kolan i robimy po swojemu! Cóż, pani premier Szydło trzymała fason, a ekologii zgodnej z naturą i rozsądkiem bronił myśliwy prof. Jan Szyszko. Potem duet Duda – Morawiecki przywiózł z Davos od Schwaba zgoła inne dyspozycje. Odtąd postęp bez granic – pęd ku komunizmowi Gramsciego i Spinellego – niepodzielnie Zachodem włada. W dodatku nasz czołowy sojusznik wyznaczył nam rolę najbardziej wojowniczego jastrzębia, gotowego poświęcić własne gniazdo, byle zniszczyć Rosję. Niedawno sam Duda przyznał, że najlepszy polski sprzęt bojowy podarowaliśmy walczącej Ukrainie. Dowód to ofiarności i serdeczności, ale też braku rozsądku.
Rząd nasz nie może nie wiedzieć, że prowadzi kraj ku urwisku. Pech chce, że sondażowo licząca się opozycja „okrągłostołowa”, ta spod znaku Targowicy, gotowa jest jeszcze gorliwiej niszczyć Polskę. Póki jednak większość rodaków, sterowana medialnie, „boi się wirusa i pała złością na Rusa”, bez interwencji Boskiej może być tylko gorzej.
Coraz wyższe ceny paliw, opłaty drogowe, podwyżka ubezpieczeń, potem już tylko napęd elektryczny – to „nowa wspaniała przyszłość” w wymiarze materialnym. A gdy uzupełnimy ten ekopejzaż powszechną cyfrową inwigilacją, pozostanie nam jeno eutanazja.
Co robić, by z opresji wybrnąć, skoro władza nie ma pomysłu? Receptę próbuje podpowiedzieć znakomity architekt z Podhala, lider „góralskiego veta” Sebastian Pitoń: Przytomny wędrowiec, widząc, że zbliża się urwisko i może wylądować w przepaści, po prostu wycofuje się z zagrożonego miejsca, wracając sprawdzonym już własnym tropem do miejsca, gdzie czuł się pewnie i bezpiecznie. W kalendarzu ostatnich lat byłby to np. rok 2017.
O „polexicie” w wyniku referendum możemy zapomnieć, bo wbito nam do głów, że „Unia daje”. Niezawodny to chwyt propagandowy. Jak ów naród ma w porę poznać tragizm swej sytuacji i powstrzymać upadek?
Ale duch wolności jeszcze nie wygasł – mamy wielonurtowy ruch protestu przeciw rygorom sanitarnym oraz dławieniu debaty publicznej. Na horyzoncie jawi się protest całej polskiej branży motoryzacyjnej (wszak upowszechnienie samochodu dało ludziom wolność!).
Są w tym ruchu nie tylko dostrzegający zagrożenie dla swobody wyboru pacjenci (w tym ledwie garstka radnych i posłów), ale przede wszystkim silna grupa odważnych lekarzy i naukowców. Podobno wiara przenosi góry, więc jej nie traćmy! ©℗
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.