Na rok przed referendum akcesyjnym do UE nasz rodak z Francji (Strasburga) Filip Adwent wydał książkę pod tytułem „Dlaczego Unia Europejska jest zgubą dla Polski?”, w której wyjaśnił, na czym polegają zagrożenia suwerenności krajów członkowskich ukryte w systemie „unijnych środków”. Niestety, książka nie trafiła pod strzechy…
W siedemnastym roku uczestnictwa w UE, gdy już obliczono, że polskie korzyści ze Wspólnoty nie osiągają nawet połowy tego, co zyskuje Zachód (Niemcy trzy razy więcej niż my), co więcej, Unia brutalnie narzuca nam własny model obyczajowości oraz destrukcyjny dla Polski program gospodarczy, chcą nam odebrać duszę (obyczajowość) i skrępować ciało (ekonomia).
Unijny komisarz Frans Timmermans właśnie dopina ostatni guzik swego nowego ambitnego projektu „Fit for 55” (gotowi na rok 2055) radykalnie zaostrzającego walkę z… CO2. Hipoteza, jakoby ten akurat niewinny gaz, „rozweselający ludzi” i niezbędny w rozwoju całej ziemskiej flory, był sprawcą ocieplania się ziemskiej atmosfery, dominuje w przekazie publicznym dzięki wsparciu globalistów władających światem, choć klasyczna fizyka powiada, że to intensyfikacja promieniowania słonecznego zwiększa emisję dwutlenku węgla, a nie na odwrót… Ale uczeni… muszą jeść, więc nauka przegrywa z mamoną. Właśnie Nobla z fizyki przyznano grupie naukowców dostrzegających w zmianach klimatu jakiś tam udział homo sapiens.
O ile przyjęta na początku 2020 roku – niestety również przez Polskę – pierwsza wersja „Zielonego Ładu” oznacza dla naszej gospodarki głęboki regres, to akceptacja tej najnowszej (Fit for 55) pachnie już gospodarczym samobójstwem!
Czyż wyrzeczenie się korzystania z bogactw naturalnych, jakie mamy w polskiej ziemi, i zniszczenie infrastruktury energetycznej, którą sami zbudowaliśmy, na rzecz zakupu surowców i techniki z zagranicy nie jest aktem samozagłady państwa, poddania się obcej kolonizacji bez jednego wystrzału?
Tej jesieni do Brukseli wybiera się nie tylko nasz premier (najprawdopodobniej z ministrem klimatu Kurtyką), ale też górnicza „Solidarność” wsparta przez działaczy stowarzyszenia „Marsz Niepodległości”. Idzie nie tylko o kombinat „Turów”, ale o los Polski i Polaków. Forsowana przez Zachód „w imię ratowania matki Ziemi” irracjonalna rewolucja energetyczna, ma przecież bardzo praktyczny („przyziemny”) cel; zahamowanie wzrostu gospodarczego biedniejszych państw Wspólnoty i całkowite ich uzależnienie od „starej Unii”, a konkretnie od Niemiec. A skutki już odczuwamy w cenach prądu (samorząd stolicy już otrzymał podwyżkę cen energii o 60 proc.).
Takie ceny energii ani chybi pożrą wszelkie podwyżki płac, emerytur i ulgi podatkowe… Naród pilnujący własnego interesu poparłby te siły polityczne, które dążą do wyzwolenia się z unijnej pułapki… Niestety, propaganda wszystkich stronnictw okrągłostołowej umowy, mimo swej naiwności („Zachód nas kocha i daje…”, „albo Unia, albo Białoruś”), tak oczarowała Polaków, że dziś jeszcze po 17 latach większość z nich głosowałaby w referendum… przeciw opuszczeniu eurokołchozu.
W wierszu Mickiewicza „Do przyjaciół Moskali” jest mowa o psie” który tak się wdroży do cierpliwie i długo noszonej obroży, że gotów kąsać rękę co ją targa”.
Przyjęcie „Zielonego Ładu” (czytaj: obłędu) wymaga jednomyślności wszystkich członków UE. Nasi coraz mniej wiarygodni przywódcy mają jeszcze szansę, by zawetować projekt i ocalić nie tylko własny kraj, ale też całą wspólnotę przed „Zielonym Obłędem”. Warto uświadomić sobie bowiem, że poza Unią żaden kraj, eksprymentując z ekonowinkami, nie rezygnuje ze sprawdzonych paliw kopalnych. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.