Na razie mamy wakacje, przede wszystkim od pandemii. Cieszmy się, póki z centrali WHO nie nadszedł sygnał o kolejnej „fali”. Cóż, nawet buntowniczy niegdyś naród Lachów uległ importowanej panice. Żelaznej woli sanitarystów z WHO nie zdołał złamać w USA nawet sceptyczny prezydent Trump, którego próby odwołania się do obywateli bezlitośnie stłumił Twitter… Sanitaryzm – dyskryminujące restrykcje medyczne, np. uzależnienie dostępu do usług od zaszczepienia – pokazuje swą siłę.
Już widać, jak ten niebezpieczny totalitarny trend emanuje dziś z Ameryki na resztę świata, zalecając państwom – w celu eliminacji wirusa – powszechną inwigilację i zamknięcie normalnej aktywności, natomiast w dalszej perspektywie odgórnie kontrolowany „zrównoważony rozwój”, czyli stłumienie indywidualnych ambicji w imię „obrony klimatu”, „Matki Ziemi”, socjalistyczną „urawniłowkę” – zamiast wolności.
W 32 lata po oficjalnym pożegnaniu komunizmu w Europie Wschodniej dwie największe siły polityczne Polski, zarówno liberalno-lewicowa opozycja wspierana przez Niemcy, jak i rządząca centroprawica szukająca oparcia w USA, godzą się na ingerencję klimatystów i sanitarystów w życie Polaków. Dziś zarówno Niemcy, jak i bidenowska Ameryka maszerują w tym samym kierunku – ostro na lewo. Nasz rząd, do niedawna szermujący hasłami niezależności, przystał na projekt wspólnej pożyczki i wspólnego podatku dla wszystkich państw członkowskich UE. Jeśli nasi rządzący, realizując ze środków owej pożyczki tzw. Polski Ład, spróbują wyjść poza ramy nakreślone przez Brukselę (czytaj Berlin), mogą być oskarżeni o „niepraworządność” i pozbawieni unijnych funduszy. Dziś władzy niełatwo pozyskać wyborców…
Sęk w tym, że obie konkurencyjne drużyny bez zastrzeżeń popierają narzucone globalnie rygory „pandemii” i radykalny, sterowany odgórnie sanitaryzm jako jedynie słuszny, gdyż zrodzony w globalistycznych kręgach Ameryki. W istocie sanitaryzm przywołujący praktyki marksizmu (inwigilacja, „urawniłowka”) i hitleryzmu (depopulacja) zagraża rozwojowi ludzkości. Uświadamia to sobie coraz więcej Polaków, w tym wyborców PiS…
Wybitny polityk – przywódca patrzy daleko w przyszłość, a czytając różne raporty potrafi dostrzec własny błąd i - co zdarza się tylko mężom stanu – zawrócić z niebezpiecznej drogi. Zwłaszcza jeśli czuje więź z kulturą chrześcijańską.
Uparta promocja szczepionek antycovidowych, innowacyjnych i nie do końca przebadanych opiera się na nieprawdziwej tezie, że na COVID-19 nie ma leku. Tymczasem lekarstwa są: przede wszystkim amantadyna i hydrochlorochina. W Polsce od ponad roku przemyski lekarz Włodzimierz Bodnar skutecznie leczy tę chorobę amantadyną (Viregyt K) znaną jako lek antywirusowy od niemal 40 lat. Tymczasem lobby pandemiczne w polskiej medycynie wciąż utrudnia lekarzom stosowanie tego (taniego!) specyfiku. Ostatnio Rzecznik Praw Pacjenta oskarżył dr. Bodnara o „zbiorowe wprowadzanie w błąd pacjentów”, grożąc zamknięciem jego przychodni w Przemyślu…*
Zapowiadana „czwarta fala”- kolejne lockdowny i cała strategia DDM z nachalną promocją szczepień – może wyczerpać ludzką cierpliwość. I wtedy żadne obietnice podwyżek płac i zmniejszenia podatków elektoratu nie przekonają. Po pierwsze: ludzie chcą żyć normalnie.
Mamy w Polsce na COVID-19 skuteczny lek, więc nie jesteśmy skazani na szczepionkę. To argument przeciw zakusom sanitarystów. Czy władza tę szansę wykorzysta…?
*Jak można, lecząc każdego z pacjentów indywidualnie, wprowadzać tychże w błąd zbiorowo? Czyżby Rzecznik Praw Pacjenta nie miał prawdziwych powodów do interwencji… po ubiegłorocznych niecovidowych zgonach nadliczbowych? ©℗
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.