Wydawało się już, że wybuch wojny rosyjsko-ukraińskiej powstrzyma irracjonalne plany europejskich ekoterrorystów, otrzeźwi szaleńców postępu. Już nawet sam komisarz Timmermans jakby przestał demonizować węgiel. Ale po niespełna tygodniu cała unijna ferajna powróciła do swej „normalności”. Wojna, nie wojna – udręczoną planetę trzeba ratować przed tym wszystkim co na niej żyje.
W ubiegłym tygodniu lewicowi aktywiści przedłożyli Komisji Europejskiej wniosek o rejestrację nowej inicjatywy obywatelskiej pod nader humanitarnym hasłem „Koniec z rzeźnictwem” (End The Slaughter Age). Autorzy projektu alarmują: Hodowcy zwierząt i konsumenci mięsa prowadzą świat do klimatycznej katastrofy.
Tuż za nimi stoją rolnicy, wszak ich uprawy też emitują tak mile bąbelkujący w szampanie czy piwie dwutlenek węgla. A to przecie gaz cieplarniany, tak groźny dla naszej matki Ziemi!
Obserwując aktywne w życiu społecznym generacje polskich mieszczuchów: tzw. milenilalsów, a zwłaszcza ich dziatwę, widać, jak łatwo akceptują najgroźniejszy dla wszelkiego życia na Ziemi globalistyczny dogmat – hipotezę o ociepleniu klimatu wywołanym emisją dwutlenku węgla.
Prof. Roman Niżnikowski z katedry Hodowli Zwierząt Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, oceniając tę najnowszą inicjatywę, stwierdził: „To jest zniszczenie rolnictwa. To uderzenie w to co znamy. Rolnictwo to nie tylko produkcja żywności, ale i ukształtowana przez wieki kultura. Ktoś próbuje sprowadzić człowieka do roli istoty zaspokajającej tylko swoje podstawowe potrzeby egzystencjalne”.
Postępowcy proponują nam w zamian „mięso komórkowe” wytwarzane w laboratoriach chemicznych (jakby te nie truły środowiska!), a także dania warzywne imitujące mięso. W USA oraz w Niemczech już działają fabryki wyrobów spożywczych, dla których surowcem są owady, po prostu robaki. Mam nadzieję, że potomkowie dzielnych Sarmatów nie dadzą sobie zabrać schaboszczaka, a tym bardziej jajek (toż to skarbnica witamin!).
Inicjatorzy projektu „Koniec Rzeźnictwa” mają rok na zebranie co najmniej miliona podpisów w co najmniej 7 krajach Unii. Wówczas Komisja Europejska ma obowiązek wniosek oficjalnie rozpatrzyć i nadać mu bieg legislacyjny. Czy coraz ciszej protestujący zjadacze mięsa zdołają obronić tradycyjne europejskie menu?
Radosna twórczość eurokratów zdaje się niewyczerpana. Przed laty, gdy Polska wstępowała do Unii, euromędrcy debatowali nad poprawną krzywizną banana, a potem zaczęły się mnożyć owocomarchewki i ryboślimaki… Ustawodawcy nadal kompromitują się nieznajomością systematyki organizmów lub raczej realizują zapotrzebowanie mocodawców, lekce sobie ważąc zarówno prawa biologiczne, jak i dowolnie interpretując sprawdzone prawa fizyki i chemii (CO2). Tzw. teorie spiskowe materializują się na naszych oczach. Można odnieść wrażenie, że ktoś odczuwa złośliwą satysfakcję z faktu obrażania naszej inteligencji, skoro wybrani przez nas europosłowie nie przeciwstawiają się in gremio jawnym absurdom.
Czyż cały ten proces nie przywodzi na myśl słynnej ryciny Francisco Goi zatytułowanej „Gdy rozum śpi, budzą się demony”? ©℗
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.