75 lat temu, po wiekach prastare słowiańskie ziemie nad Odrą i Bałtykiem wróciły do Polski. 5 lipca 1945 roku – decyzją aliantów, wymuszoną przez Stalina, Szczecin stał się polskim miastem. W latach PRL, nie bez racji, przypominano o tym konsekwentnie, by osadników, z których większość musiała pożegnać ukochane strony nad Wilią, Niemnem czy Prypecią przekonać do trwania na nowej (pradawnej) rubieży, oswoić z polską racją stanu, która po wojnie przeniosła się ze wschodu na zachód.
Forpocztę osadników stanowili Wielkopolanie, którzy z ochotą ruszyli pionierskim szlakiem na zachód, by zasiedlić historyczną domenę Piastów. Ekipie szczecińskiej przewodził inż. Piotr Zaremba, desygnowany na prezydenta miasta, którego kandydaturę uzgodniono z przedstawicielami AK. Na szczęście to właśnie na kadencję Zaremby przypada decydujący etap polonizacji Szczecina.
Dziś różni działacze i publicyści, zwykle niedouczeni, ale bardzo pragnący przypodobać się elitom III RP, próbują na wszelkie sposoby wykpić postać Bolesława Gomułki, który odegrał kluczową rolę w 25-leciu PRL. W latach czterdziestych, jako minister Ziem Odzyskanych, ten nieuleczalny siermiężny komunista (przed wojną więzień sanacji) latem 1945 roku ściągnął do kraju z emigracji prof. Eugeniusza Kwiatkowskiego – słynnego budowniczego Gdyni i COP, by ten stworzył program dla polskiej gospodarki morskiej. Choć po kilku latach stalinowcy brutalnie odsunęli od spraw Wybrzeża i Kwiatkowskiego, i Gomułkę, ich wizję rozwoju kontynuowali następcy, w tym wychowankowie mistrzów II RP.
Drugie wejście Gomułki w październiku 1956 – dziś przez wielu traktowane jako jedynie taktyczny manewr komunistów, stanowiło najważniejszy przełom epoki powojennej, decydujący o odrodzeniu ducha narodu. W sferze kultury to było niemal zmartwychwstanie…
Natomiast po raz trzeci rozum polityczny Gomułki przemówił w grudniu 1970… To z inicjatywy Gomułki Polska (PRL) zawarła – co niezmiernie ważne – niezależny od ZSRR (!) traktat pokojowy z RFN, zatwierdzający granicę na Odrze i Nysie. Ten historyczny sukces polskiej dyplomacji był dla Moskwy trudny, nie do zniesienia.
To nakreślony przez Kwiatkowskiego (z inspiracji Gomułki) program rozbudowy przemysłu stoczniowego i portu sprawił, że Szczecin w latach 60. stał się największym portem na Bałtyku. I prymat ten dzierżył przez 20 lat. Dziś, gdy gospodarka morska z trudem próbuje wyjść z zapaści, organizatorzy tzw. Trójmorza myślą o realizacji ambitnego planu Kwiatkowskiego budowy wielkiej drogi wodnej łączącej Bałtyk przez Odrę, Łabę i Dunaj z Morzem Czarnym. Wizję zawsze mieć trzeba.
Niestety, do dziś kręgi mieniące się inteligenckimi, niezmordowanie wykpiwają jednego z niewielu komunistów – patriotów, ignorując fakt, że pragmatyczna i rozważną politykę Gomułki (wyjątkiem było pałowanie demonstrujących studentów…) rozumiał i doceniał sam prymas Wyszyński… To właśnie te przetransformowane elity, z nawyku kpiny z każdej frazy zrodzonej w PRL mówią i piszą: „tzw. Ziemie Odzyskane”. Pół biedy, jeśli wynika to z młodzieńczego naśladownictwa najgorszych wzorów, gorzej, jeśli jest wyrazem pogardy dla dziejów własnego kraju,
Przypomnę, co powiedział Józef Piłsudski, na temat patriotyzmu Polaków: Polska jawi mi się jak ten kaziukowy obwarzanek. W środku pusta, a to co najcenniejsze, najsmaczniejsze skupia się na obrzeżach, na kresach…
W latach II RP obrzeżami były: Wileńszczyzna, Ziemie Lwowska, Wielkopolska, Pomorze i Śląsk. W ostatniej dekadzie komuny tętnem Polski były Ziemie Odzyskane, w tym Szczecin. Dziś bujnie rozbudowujące się miasto, z mozołem próbuje się otrząsnąć z fatalnych skutków tzw. transformacji.
Na 75-lecie powrotu Polski do Szczecina na gmachu magistratu pojawiła się piękna pamiątkowa tablica z płaskorzeźbą pionierskiego prezydenta Zaremby. Nareszcie. ©℗
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.