Konkurs piosenki Eurowizji – wielka atrakcja dla mas rodem z lat 60., w XXI wieku, rzec można, zjechał na psy. Ubiegłoroczny uratowała znakomita piosenka szwedzka, ale była niczym kwiat na pustyni. I oto w tym roku ta zdychająca z monotonii i po prostu z braku dobrych piosenek impreza zdecydowanie nabrała wigoru! Przede wszystkim nadawała się do słuchania. Może to po prostu czysty przypadek. Myślę jednak, że to znak społecznej, a więc i artystycznej reanimacji.
Piosenka popularna, czyli najprostsza, strojna w melodię, poezja dla szerokich rzesz, zawsze reaguje na społeczne nastroje, a więc na zdarzenia w polityce. Nie przypadkiem w dobie wybuchu rewolucji „dzieci kwiatów” w latach 1968-70, narodził się nowy styl w sztuce, kontestujący panującą manierę. Zaskoczeniem było, że z obyczajowego bagna wyłoniła się dziwna i fascynująca muzyka, która zachwyciła świat…
Myślę, że i w tym roku nieoczekiwanie ciekawy i różnorodny konkurs Eurowizji to efekt eskalacji społecznych niepokojów, eksplozji towarzyszącej im energii. Wszak od ubiegłej wiosny cała Europa, a może i cała cywilizacja białego człowieka wkroczyła w proces zmiany…
Po raz pierwszy w konkursie do oceny festiwalowych piosenek dopuszczono bez pośrednictwa krajowych mediów szeregowych telewidzów, dając im połowę głosów. Tym samym uszczuplając o połowę dotychczasowy monopol jurorów. I z werdyktu tychże jurorów już wiemy, co w piosence jest politycznie poprawne, a co nie… Na pewno – wedle tychże norm – niepoprawne jest to, co z Polski. Wszak naszą piosenkę z chwytliwym motywem, w wykonaniu obdarzonego świetnym głosem Michała Szpaka, jurorzy umieścili na końcu stawki… Czy słoń im na ucho nadepnął? Po prostu – są strażnikami poprawności. Biedacy, mieli w ogóle problem z ekspansją piosenek z krajów słowiańskich – bijących na łeb zachodnią glajchę. Zwłaszcza z wyborem między Rosją a Ukrainą. I ukarali (za Krym) skądinąd bardzo zgrabną piosenkę rosyjską. W efekcie dano szansę… Australijczykom. Na szczęście, europejski lud plwając na politykę, skorygował werdykt. Vox populi dał prymat Rosjanom, drugie miejsce Ukrainie (Tatarce!), a trzecie naszemu Michałowi!
Jacyś nadto dociekliwi dosłuchali się plagiatu w piosence polskiej, że niby skopiowana z ruskiego hymnu „Specnazu”. Producent płyty zaprzeczył oskarżeniom…
Tymczasem, chwytliwy refren melodii w wykonaniu Michała Szpaka, cała Polska usłyszała już w 1969 roku na festiwalu piosenki polskiej w Opolu! Irena Santor wyśpiewała wówczas grand prix przebojem „Zapamiętasz, że to ja”. Tekst do niej napisał Zbigniew Stawecki, a melodię wytrawny muzyk Jacek Szczygieł (1942-2003). Inne tempo, inny nastrój (hit z lat 60. był radosny i dowcipny, Szpaka – dramatyczny na granicy kiczu), ale rdzeń muzyczny ten sam! I cóż z tego! Co szkodzi, że Szpak po tylu latach zaśpiewa kawałek Szczygła. Zostanie w rozśpiewanej ptasiej familii…
A swoją drogą wspaniała pieśń (bo jednak nie płocha piosenka) ukraińskiej Tatarki nie miała sobie równych.
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.