Jeszcze niespełna rok temu pocieszano nas, że premierowi – mistrzowi dyplomatycznych rozgrywek – udało się oddalić narzucane przez Unię wręcz szaleńcze plany przyspieszonej rezygnacji z energetyki węglowej (i gazowej!) na rzecz wiatraków i ogniw fotowoltaicznych. Tymczasem po kolejnych wyborach i stabilizacji władzy dowiadujemy się, że jednak musimy dostosować się do rojeń eurokratów z Berlina, Brukseli i Paryża… A więc nie tylko zamknąć kopalnie i elektrownie, ale także huty, stalownie, cały przemysł, z motoryzacyjnym włącznie! To oznacza pogrzeb szansy na dogonienie Zachodu, czego miraże roztaczał przed nami czarujący szef rządu… I skazanie na rolę neokolonialnego pariasa najhojniej wyposażonego w bogactwa naturalne kraju Europy! Cóż, jak pocieszał nas pewien polityk opozycji – prąd chętnie sprzedadzą nam Niemcy…
Tak więc materialny byt mamy „ustabilizowany” na dłużej. Może świadomi już wiosną tej perspektywy politycy uderzyli w struny ducha.
W kampanii prezydenckiej słyszeliśmy buńczuczne zapewnienia ubiegającego się o reelekcję A. Dudy, że obrona tradycyjnej polskiej rodziny to rdzeń jego programu. Współgrała z tym konkretna zapowiedź podjęcia przez rząd kroków w celu wycofania się naszego kraju z tzw. Konwencji Stambulskiej, która pod hasłem obrony kobiet zobowiązuje sygnatariuszy do upowszechniania aborcji, wprowadzenia edukacji seksualnej dzieci w duchu LGBT oraz walki z normalną rodziną, uznaną przez twórców konwencji za źródło przemocy wobec kobiet!
Ów nieszczęsny dokument niefrasobliwie, a może na złość większości Polaków ratyfikował w ostatnim półroczu swego urzędowania gabinet Ewy Kopacz.
Dodam więc, że konwencja nie tylko nakłada na podpisujące ją kraje obowiązki, ale też dysponuje systemem kontroli ich realizacji, może wnioskować o ukaranie nieposłusznych dotkliwymi sankcjami ONZ…
Aż trudno uwierzyć, że rząd „dobrej zmiany” przegapił tak niebezpieczną minę i zauważył ją dopiero po pięciu latach. Jak najszybsze wycofanie się z tej pułapki jest więc dla Polski sprawą strategiczną. Równie ważną jak 500+, ale o niebo ważniejszą niż inne „plusy”,pozyskujące władzy doraźnych zwolenników. Wychowując bowiem dzieci w domu i szkole, budujemy przyszłość kraju. Decydujemy, czy za kilkadziesiąt lat między Odrą, Nysą, Bugiem i Bałtykiem będzie jeszcze Polska, kraj zamieszkany przez dumny naród o tragicznej, lecz pięknej historii… Jak dostrzegli demografowie, już za trzy lata ubędzie milion wyborców A. Dudy (mniejszego zła), a „dojrzałość elekcyjną” osiągnie milion zwolenników… Trzaskowskiego (jak nazwać nicość?). Po wygranej Dudy „pobożni konserwatyści” szybko i cicho schowali do sejmowej „zamrażarki” projekty ustaw o zakazie aborcji eugenicznej oraz przeciw pedofilii. I dziś okazuje się, że deklarowana przez rządzących misja ratowania życia ludzi w hierarchii ważności ustępuje miejsca współczuciu dla zwierząt…
Czyż nie stwarza to wrażenia kapitulacji wobec coraz agresywniejszego zła na obu kluczowych frontach: materii (ekonomia) i ducha…? ©℗
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.