O co go oskarżono? O to, że swoją wiedzę medyczną, dzięki której ratuje ludzi, ośmiela się otwarcie głosić, krytykując tym samym obowiązujące od 1968 roku „kryterium śmierci pnia mózgu”.
Śmierć mózgowa – mówi prof. Talar – uznawana za kryterium dopuszczające pobranie organów do transplantacji, nie istnieje. Dopóki bowiem pacjent, wspomagany aparaturą, oddycha i jego serce bije, mózg jego też pozostaje żywy.
Wszak tylko od żywych można pobrać organy do przeszczepu…
Niestety, dla większości współczesnych lekarzy ofiara wypadku w stanie śpiączki, zwłaszcza człowiek młody, stanowi przede wszystkim rezerwuar organów do przeszczepu. Dziś powszechnie wycięcie bijącego serca ofierze wypadku nazywa sią darem życia. Dzieje się to kosztem uśmiercenia człowieka, którego terapii zaniechano, by jego organy pozyskać dla innych. Któż dał lekarzom, których przysięga obliguje do ratowania życia, takie prawo?!
Jak wyjaśnia prof. Jan Talar, pod koniec lat 60. po pierwszej w świecie transplantacji serca (notabene nielegalnej, bo odwieczny kodeks etyki lekarskiej nakazuje ratować życie chorego do ostatka), na amerykańskim Uniwersytecie Harvarda komisja naukowców różnych dziedzin zaproponowała, że po 24 godzinach utrzymywania się u chorego stanu śpiączki… można uznać, że nastąpiła „śmierć pnia mózgu”. I cały świat medyczny bez dyskusji przyjął owo”harwardzkie” kryterium. Otwarto drogę do transplantacji serc. Pozostał jedynie problem zgody rodziny chorego.
Niemal 40 lat temu pacjentkę w śpiączce, skazaną na wycięcie organów, uratowała zwłoka rodziny w podpisaniu zgody na ich pobranie. Rodzicom wydawało się, że córka jednak oddycha i poprosili dyżurnego lekarza o rozstrzygnięcie wątpliwości. Tym lekarzem był na szczęście Jan Talar specjalizujący się w leczeniu ciężkich uszkodzeń mózgu. Już po kilku dniach intensywnych zabiegów wybudził dziewczynę ze śpiączki…
Pod koniec lat 90. potężne lobby transplantologiczne, by uniknąć podobnych sytuacji, przeforsowało przepis o tzw. domniemanej zgodzie ofiary na dawstwo. I odtąd już bliscy chorego muszą działać bardzo energicznie…
Kilka lat temu prof. Talar za wygłoszony na konferencji chirurgów wykład prezentujący własne doświadczenia w ratowaniu ludzi w ciężkich przypadkach śpiączki oraz poglądy na temat konwencji „harwardzkiej” został zwolniony z kliniki w Toruniu. Od kilku lat prowadzi niepubliczny zakład leczenia chorych z ciężkim urazem mózgu („Gołębi Dwór” pod Iławą). Sam fakt jednak, że prof, Talar wyrwał setki ludzi z objęć zaplanowanej przez system śmierci nie wystarcza, by obalić tezę o „śmierci pnia mózgu” wymyśloną 42 lata temu na Harvardzie. Czyżby więc głównym celem współczesnej medycyny nie było już ratowanie życia i zdrowia ludzi, lecz zysk?!
Prof. Talarowi nie pozwolono przed zawodowym sądem bronić swoich poglądów ani przedstawić świadectw ocalonych przezeń pacjentów. Sprawę odroczono o miesiąc, a walka o prawdę i życie wielu chorych wciąż trwa. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.