Właśnie w w prasie amerykańskiej pojawiła sie krzepiąca wieść, że w związku z kontraktem na budowę przez firmę Westinghouse dwóch elektrowni jądrowych w Polsce, nasz kraj zatrudni 100 tys. (sic!) specjalistów z USA. Czy nasz patriotyczny rząd szykuje jakąś barierę dla odparcia takiej inwazji nachodźców?
A dzieje się to w czasie, gdy cały nowoczesny świat (Japonia, Francja, Niemcy, nawet USA…) zaczyna odchodzić od energetyki atomowej jako niebezpiecznej i kosztownej: po 35 latach eksploatacji wygaszanie obiektu musi trwać kilkaset lat. Mówią o tym czołowi polscy specjaliści, profesorowie Mirosław Dakowski oraz Władysław Mielczarski. Ale w demokratycznej III RP – inaczej niż w siermiężnym PRL, gdzie rządzili przyziemni inżynierowie – decyzje atomowe podejmują humaniści. Notabene – absolwenci półrocznych kursów Sorosa w Nowym Jorku (wśród nich także W. Putin).
Jakże sympatycznie na tle innych premierów III RP wyglądała słuchaczka owych kursów pani Szydło ze swym naprawdę odważnym apelem w sprawie nielegalnych imigrantów… I właśnie okazuje się, że za rządów tej dobrodusznej niewiasty, w marcu 2017 roku zdecydowano o bezwzględnej likwidacji dwóch najcenniejszych polskich kopalni węgla: „Krupiński” i „Makoszowy”! Pierwszą z nich chcieli odkupić lub choćby wydobywać z niej węgiel zagraniczni przedsiębiorcy. Nasi „patrioci” uznali, że lepiej zmarnować miliony ton coraz cenniejszego paliwa, niż pozwolić, by wykopały je dla nas (!) firmy z zagranicy… Więc całą infrastrukturę wraz z szybami zniszczono, zasypując ziemią i gruzem. Po „Krupińskim” zostało puste pole, natomiast po największym zakładzie wydobywczym „Makoszowy” pejzaż po bombardowaniu…
W „Krupińskim” – gdzie jeszcze w 2016 r. planowano podziemne zgazowanie zalegających głęboko złóż, zostawiono pod ziemią 140 mln ton węgla energetycznego oraz 200 mln ton koksującego.
Pod barbarzyńsko zdewastowanymi obiektami kopalni „Makoszowy”, najbezpieczniejszej z polskich, bo bez metanu(!), spoczywa 170 mln ton najczystszego w świecie węgla (tylko 7 proc. zanieczyszczeń!).
Jak ocenił ekspert Jerzy Markowski, b. wiceminister górnictwa, o ile do wnętrza „Krupińskiego” brak dziś dostępu, to do złóż „Makoszowy” można dotrzeć podziemnymi przekopami z sąsiednich kopalni. Ale na razie chęci brak…
Praktyczni Niemcy swe wyeksploatowane kopalnie węgla zamknęli, tak by w razie potrzeby do nich wrócić. Zostawili infrastrukturę: szyby i chodniki. Zalali wodą, którą można wypompować. Co właśnie czynią.
Serce boli, gdy obserwujemy niemiecki pragmatyzm. W północnej Westfalii zburzono właśnie dużą farmę wiatraków, jakby świątynię aktualnego ekokultu, i koncern
RWE zbuduje tam kopalnię odkrywkową węgla brunatnego… Po prostu.
Nam – mieszkańcom kraju leżącego na „czarnym złocie”, władza proponuje importowany zza mórz węgiel faszerowany kamieniem i likwidację górnictwa. Będą za to, najwcześniej za kilkanaście lat, dwie potwornie drogie siłownie atomowe – korzyść na 35, a kłopot na kilkaset lat. No i sto tysięcy gastarbeiterów z USA!
Cóż za sito stosowane jest u nas w rekrutacji do rządu, że tak skutecznie eliminuje prawdziwych ekspertów i ludzi po prostu rzetelnych? ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.