Nigel Farage, przywódca partii Brexit, ma swój dzień tryumfu. Jego idea uwolnienia Brytanii z unijnych kleszczy właśnie się spełnia. Proces wyjścia z franko-niemieckiej pułapki był trudny, a bolesne konsekwencje zerwania toksycznego związku trwać będą jeszcze przez lata, ale dumny lew brytyjski wreszcie może ryczeć solo! Wszak niezależność to wielki skarb! I jak wynika ze statystyk, upomniał się o nią lud z tzw. prowincji, niebogata, lecz najzdrowsza z tkanek brytyjskiego społeczeństwa.
Z naszego, z konieczności trzeźwego, polskiego punktu widzenia, wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej jest stratą potencjalnego sojusznika przeciw imperialnym zakusom Niemiec i Francji. Odtąd trudniej nam będzie opierać się presji na relokację przybyszów, których Zachód „zasymilować” nie potrafi, trudniej też bronić się przed dyktatem skrajnie „postępowego” Zielonego Ładu, którym Zachód chce zdławiać rozwój środkowoeuropejskiej konkurencji. Natomiast trzeciej z plag – ideologicznej inwazji neomarksizmu, z aborcją na życzenie, gender i „małżeństwom jednopłciowym” (która na dobre opanowała Wyspy) musimy nadal stawiać czoła sami… z duchowym wsparciem węgierskich przyjaciół.
Pan Farage – zapewne tak samo znienawidzony przez goszystowskie salony wszystkich krajów, dopiął swego, apelując do zwykłych ludzi. Ten sam elektorat przebudził się w Polsce w 2015 i kto wie, być może zainspirował do czynu Anglików.
Dziś mamy pucz najwyższych rangą sędziów, głuchych na wszelkie argumenty – otwarcie wspierany przez wszystkie wrogie Polsce siły.
Rzucona przez ministra Ziobrę propozycja wprowadzenia w Polsce niemieckiego systemu wyboru sędziów spotkała się z wrogim milczeniem Komisji Europejskiej. To dowód, że nasi potężni sąsiedzi życzą sobie, aby u nas „było jak było” – chcą graniczyć z krajem słabym, ogarniętym korupcją, chaosem, ergo zależnym od nich, w praktyce – kolonią.
Tym razem prezydent nie zawiódł, podpisując „bez zbędnej zwłoki” ustawy, wreszcie likwidujące uknuty w Magdalence kastowy status sędziów. Mam nadzieję, że teraz rząd z żelazną konsekwencją podejmie niezbędne decyzje, by zakończyć bunt sędziowskich elit sprzymierzonych z opozycją i co gorsza z zagranicą. W obliczu decydujących dla losów Polski wyborów prezydenckich, innego wyjścia po prostu nie ma.
Nigel Farage jako pierwszy na forum europarlamentu powiedział bez ogródek i to językiem angielskich przedmieść, co myśli o unijnych osobistościach. Niejednego oburzył, ale przede wszystkim wielu ośmielił. M.in. kilku naszych eurodeputowanych.
Ten sam Farage z okazji podpisania brexitu rzucił wartą uwagi, być może proroczą myśl, że śladem Wielkiej Brytanii niebawem pójdą inne – przywiązane do idei niepodległości kraje – Dania, Włochy, a przede wszystkim Polska… Cóż, jeśli rzecznicy federacji, czyli unijnego superpaństwa nie odpuszczą, możemy być zmuszeni pożegnać żelazny trójkąt Berlin – Paryż - Bruksela, na rzecz rodzącego się Trójmorza lub bardziej swojsko brzmiącego Międzymorza… Nigel Farage wart jest pomnika! ©℗
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.