Na dobre zmiany większa część Polaków czekała długie osiem lat. Dziś, po aksamitnym z pozoru, lecz w istocie brutalnym spektaklu nieoczekiwanej przez lud podmiany premiera, niejeden z nich poczuł się jak wyrwany z błogiego snu. Dwa lata nareszcie dobrych zdarzeń urwały się jak stara klisza. Pani Beata Szydło znakomita jako reżyser spektaklu pod nazwą: „prezydent Andrzej Duda”, a potem w roli premiera, była politycznym objawieniem, a stylem swego odejścia pokazała wielką klasę.
Wiele wskazuje na to, że była od początku zaplanowana na dobre, ludzkie otwarcie pewnego programu politycznego, który ma teraz dać pole do popisu i zyski innym aktorom, niekoniecznie tak identyfikującym się z wolą wyborców „dobrej zmiany”. I pomyśleć – ta skromna, emanująca uczciwością kobieta, była u zarania przełomu ustrojowego słuchaczką tej samejwaszyngtońskiej szkoły liderów co polityczni kombinatorzy jak Hanna Gronkiewicz-Waltz, Lewandowski, Aleksander Kwaśniewski itp. Czyżby nauki pobrane za oceanem potraktowała jako ostrzeżenie przed inwazją globalizacji?
Obecna kombinacja na szczycie wyniosła na pierwszą pozycję niewątpliwie zdolnego, znającego przeróżne bankowe kruczki, mentalność i dialekt salonów Zachodu, a także Wschodu (Sowa i przyjaciele) Mateusza Morawieckiego. Gołym okiem widać, że niemały był w tym udział prezydenta Andrzeja Dudy. Wszak to on wręczając nominację nowemu prezesowi Rady Ministrów, wyrzekł szczerze, obok protokołu: „Pan jest moim premierem”. Dwa lata temu Beacie Szydło, której zawdzięcza tak wiele, tego nie powiedział… Czyżby – w myśl starego biblijnego przysłowia: cóżem ja ci uczynił dobrego, że mnie tak nienawidzisz? – z trudem tolerował kreatorkę swego awansu na tak wysokiej pozycji?
Nasz nowy premier akcentuje swój patriotyzm i przywiązanie do tradycji, w programie gospodarczym główny cel – dobro polskich rodzin. I myśli do przodu. W odróżnieniu od wielu poprzedników, zamiast narzekać na potworną pętlę zadłużenia, która oplata Polskę, z wielkim sukcesem walczy z przestępstwami podatkowymi, pomnażając dochody państwa… I choć ten bywały w świecie bankowiec doskonale zna prawdziwą sytuację finansową kraju, w swym programie inwestycyjnym à la Eugeniusz Kwiatkowski zamierza odbudować rodzimy przemysł i uczynić Polskę wielkim centrum komunikacyjnym Europy. Plan imponujący.
Zarazem jednak jest Mateusz Morawiecki (rocznik 1968) nieodrodnym dzieckiem swej epoki – wielkim zwolennikiem globalizacji, przemysłowego rolnictwa, GMO, oraz energetyki jądrowej. Brrr… Słowem, dla sporej części Polaków zmiana premiera niesie z sobą tyleż nadziei, co i obaw.
Zaletą Beaty Szydło była stanowcza obrona polskich interesów, racjonalna, gdyż podejmowana w epoce coraz mniej kontrolowanego rozsypywania się Unii Europejskiej jako projektu. Jej polityka odniosła sukces – Unia odstąpiła od przymusowej relokacji imigrantów. Ceną obrony suwerenności może być jednak kara finansowa dla niepokornej Polski. Najwyraźniej intronizatorzy Morawieckiego liczą, że jego europejskie obycie, biegłość w dyplomacji i tajnikach finansów pozwolą Polsce bezpiecznie ominąć tę rafę…
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.