Pandemia, jako stan podtrzymujący restrykcje tłumiące życie społeczne, przejadła się z kretesem nie tylko Polakom. Według wielu bezprawna (bo niezatwierdzona ustawą) konieczność zasłaniania twarzy maską lub chustą oraz zachowania określonej odległości między ludźmi w istotny sposób ogranicza kontakty międzyludzkie, podróże, utrudnia zakupy, że o zalotach nie wspomnę.
Zmiana na stołku ministra zdrowia złagodziła rygory, ale nasze życie zbiorowe nadal podlega odgórnym ograniczeniom, a groźba „drugiego zamknięcia”, mimo zapewnień rządu, wciąż wisi nad światem. Tym razem ostro o „pandemii” wypowiedział się prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki, nazywając ją… międzynarodowym spiskiem.
Milionowe demonstracje przeciw rygorom epidemii, na czele których stanęły autorytety naukowe, odbyły się w Berlinie i Londynie. Na razie nie zdołały wstrząsnąć globalnym układem.
W USA prezydenckiego doradcę do spraw zdrowia, dr Fauciego, zwolennika obostrzeń i lockdownu, zastąpił (nareszcie!) wybitny uczony prof. Scott Atlas ze słynnego uniwersytetu Stanforda. To zwolennik stopniowego zniesienia wszelkich ograniczeń w imię dominującej w epidemiologii zasady, że przy niskim współczynniku umieralności szerokie upowszechnienie wirusa prowadzi do tzw. stadnej odporności (zasada potwierdzona w Szwecji i na Białorusi!). Niestety, prof. Atlas w stanie obecnego chaosu i oporu opozycji w poszczególnych stanach ma ogromne trudności we wprowadzeniu tego rozwiązania w życie, choć oczekują na to miliony ludzi.
Tym bardziej że globaliści z WHO mają poparcie rekinów finansjery oraz publicznej służby zdrowia, która jako jedyny sektor gospodarki zyskuje w stanie pandemii.
Okazuje się jednak, że są kraje, których przywódcy potrafią zdobyć się na odwagę i szczerze przyznać do błędu. Pani premier Norwegii, Erna Solberg, oświadczyła ostatnio, że dała się zwieść siejącej panikę medialnej propagandzie i zgodziła się na zamrożenie gospodarcze kraju i dziś po trzeźwej ocenie rzetelnych danych przyznaje, że rację mieli Szwedzi.
Choć wszystkie mocarstwa, z Rosją włącznie, na wyścigi przygotowują szczepionkę, a miliarder Bill Gates nie kryje, że tropem owej szczepionki zamierza zaaplikować mieszkańcom Ziemi implant stanowiący tzw. paszport zdrowotny, informujący o stanie organizmu człowieka, o jego działaniach, a zatem umożliwiający jego pełną inwigilację… brrr.
Otóż i tu pojawia się wieść niosąca nadzieję. Pani Elisabeth Renieris, asystentka globalisty, doradca w konstrukcji owego projektu, ostentacyjnie zerwała współpracę z Gatesem, oświadczając publicznie, że szykowany przezeń paszport biometryczny naruszy prywatność człowieka, swobodę zgromadzeń i zrzeszeń, stając się instrumentem tłumiącym wolność jednostki.
Odmówić Gatesowi – to nie byle co! Może w ślad za dzielną panią Renieris pójdą inni.
Czas już na to, bo okazuje się, że Unia Europejska nadgorliwie zamówiła gigantyczne ilości szczepionek. Podobno również przeciw sezonowej grypie… Przypomnę więc odważne ostrzeżenie pani Renieris: paszport biomedyczny zagraża wolności. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.