Niedawno energiczna pani minister Anna Moskwa, chcąc wybiec przed szereg brukselskich oficjeli zalecających na zimę utrzymanie w naszych domach limitu 19 stopni, brawurowo przebiła eurotuzów w gorliwości klimatycznej, oświadczając: „17 stopni to w domu najzdrowsza temperatura”. Obawiam się, że młoda minister nie zdążyła zdegustować swej opinii praktycznie, np. w gabinecie resortu.
Jeszcze dwie dekady temu sam pomysł powołania ministra klimatu eksploatowałyby wszystkie kabarety, a reszta narodu konałaby ze śmiechu (kto wymyślił resort zdrowia, szczęścia, pomyślności?).
Dziś poczucie humoru rodaków bardzo opadło, równoważąc wzrost stopy (życiowej), więc i dowcip się zgermanizował.
Tymczasem do naszych domów zawita niebawem wcale nie kabaretowa zima. Przypomnę dwa zobowiązania „dobrej zmiany”, które dały jej wygraną w wyborach 7 lat temu: 1. obrona narodu przed masową imigracją oraz 2. trwanie przy polskim węglu. Dziś obie legły w gruzach.
Zaiste z niezwykłą prostotą i głębią dramat Polaków i zakłamanie elit władzy ujął w niedawnym oświęcimskim kazaniu ks. prof. Tadeusz Guz. Pan Bóg dał człowiekowi, całej ludzkości, prawo do posiadania, do czynienia sobie ziemi poddaną. A teraz Polakom we własnym kraju ktoś nie pozwala korzystać z własnych zasobów naturalnych, z węgla – nawet do ogrzewania domów zimą! Kto każe polskiemu rządowi naruszać to fundamentalne prawo?
Pokolenie dwudziestolatków tego nie pamięta, bo kryzys tzw. transformacji, czyli rabunku polskiej gospodarki i związana z nim wielka inflacja wygasły z końcem zeszłego stulecia. Dziś mamy świadomość, że kryzysowej presji poddany jest cały świat. Gdy już zdawało się, że upragniony zachodni dobrobyt mamy w zasięgu ręki, uderzył w nas nieznany w czasach nowożytnych, siejący strach „stan pandemii”, irracjonalnymi restrykcjami rujnujący gospodarkę. W ślad za nim lokalna na pozór wojna na Ukrainie poderwała na równe nogi cały świat, a sankcje nałożone na kraj agresora najmocniej biją w kraje UE. To chyba nie przypadek, że Zjednoczone Siły Postępu (ONZ i WHO, Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, globalne konsorcja Big Tech i Big Pharma, no i globaliści z Davos i Kaliofornii) dają sygnał do uruchomienia Wielkiego Resetu, który chce nam odebrać wszystko co lubimy w imię bezwzględnej walki z dwutlenkiem węgla, który podobno zagraża Ziemi, przybliżając klimatyczną katastrofę…
Od początku lat 80. wielu niezależnych badaczy stanowczo neguje wpływ tego dobrotliwego, niezbędnego do życia gazu na zmiany klimatyczne, przypominając, że o temperaturze na globie decyduje aktywność Słońca.
Globaliści jednak dzierżą monopol na mass media, więc mają na swe usługi zastępy sprzedajnych naukowców i polityków od lat manipulujących danymi, by wesprzeć złotodajny mit (tak jak krawcy – oszuści w genialnej baśni Andersena „Nowe szaty cesarza”).
Klimatyzm okazuje się wyznaniem niebezpieczniejszym niż okrutny kult Azteków, bo zagraża ludzkości, całej naszej cywilizacji.
Gdy prawem staje się niesprawiedliwość (kłamstwo), obowiązkiem ludzi uczciwych jest sprzeciw. Otóż zwykle przeciw opresjom władz pierwsi kontestują młodzi, szczególnie wrażliwi na fałsz.
Dziś młoda generacja Europejczyków, zakażona zachodnim nihilizmem, poddana medialnej pralni mózgów, wybiera głównie to, co ma etykietkę „postępu”. Otóż Polska – na szczęście – „nie nadąża”. Neokomunizm, jak i skrajny „klimatyzm” większość młodych Polaków odrzuca jako dziwactwo. Ostatnie lata uświadomiły wielu z nas, że to „dziwactwo” groźne, kiedy z globalnej centrali padł rozkaz „załóż maskę”. Teraz słyszymy „nie pal węglem”, niebawem może zabrzmi „nie jedz mięsa”. A jeśli – dla ratowania Ziemi – zakażą nam oddychać pełną piersią? Wszak nasz wydech zawiera groźny dla klimatu „ślad węglowy”. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.