Poniedziałek, 23 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

P jak Polak, czyli dokąd zmierzasz, rodaku?

Data publikacji: 07 listopada 2015 r. 16:30
Ostatnia aktualizacja: 08 listopada 2015 r. 12:26
P jak Polak, czyli dokąd zmierzasz, rodaku?
 

Być Polakiem na obczyźnie. Co to znaczy? Niezależnie od tego, ile się o emigracji naczytacie, ilu socjologów, politologów i polityków debatować będzie i prawić, czemu to z walizką z Polski uciekają, nikt prawdy się nie dowie i nie doszuka. Nie pomogą liczby i statystyki, spisane wspomnienia, raporty z londyńskich ulic, a nawet moje własne alfabety. Emigrację zrozumie tylko emigrant.

Ktoś, kto kupił bilet w jedną stronę. Bo uciekał przed nudnym/biednym/miałkim życiem w Polsce. Bo uciekał przed byłą żoną/więzieniem/alimentami. Bo potrzebował pieniędzy na dom/samochód/narkotyki/życie. Bo chciał coś zmienić, sprawdzić siebie, zacząć od nowa, inaczej. Każde nazwisko w paszporcie to inna historia i nie sposób opowiedzieć ich wszystkich. Ale na przekór antyemigrantom, na czele z szanownym profesorem Mikołejko, który wiele miesięcy temu w felietonie w „Wysokich Obcasach Extra” nakazywał nam, emigrantom, siedzieć cicho (wciąż krew mnie zalewa, gdy przypomnę sobie te starcze wydumane dyrdymały) ja o emigrantach ciut opowiem. Bez koloryzacji, tylko prawdę. I co mi pan zrobi, profesorze M.?

Polak - to brzmi dumnie?
23-letnia Polka znaleziona poćwiartowana w walizce wyłowionej z Tamizy. Podejrzani jej chłopak i jego dwóch kolegów. Polacy. Młode małżeństwo na wakacjach w Turcji po libacji wdało się w bójkę z obsługą hotelu, a po zatrzymaniu przez policję kobieta z zemsty obsikała tamtejszy komisariat. Oboje zostali deportowani do Wielkiej Brytanii, gdzie aktualnie mieszkają. Obywatelstwo: polskie. 55-letni brytyjski wykładowca skatowany we własnym domu. Winni: czterech emigrantów z Polski, wszyscy z imponującą przeszłością kryminalną. I tak dalej, i tak dalej. Dzień w dzień brytyjskie gazety „bombardują” Anglików podobnymi historiami, a Polacy ślepo dokładają im „amunicji”. I wystawiają sobie okrutną laurkę. Szkoda, bo miliony osób pracują na dobrą opinię o naszych rodakach. Setki za to – byłych (i pewnie przyszłych) kryminalistów, handlarzy narkotyków, alkoholików i zwykłych prostaków bez pomysłu na siebie - wzbudzają obrzydzenie i przerażanie. I to o nich słyszą Brytyjczycy, i to ich „osiągnięcia” poznają, z niedowierzaniem pytając: kto tych bydlaków wpuścił na Wyspy? Pytają nie tylko oni, ale także ich rodacy na emigracji. Ci, którzy codziennie odprowadzają dzieci do szkoły, idą do pracy, płacą podatki, a w weekendy jeżdżą na wycieczki na pobliskie plaże albo do londyńskich muzeów. Ci, o których Anglicy mówią, że podnoszą z kolan gospodarkę na Wyspach i są gwarancją pracowitości i solidności. Polacy, którzy zaryzykowali i zainwestowali w siebie i własny biznes, giną w cieniu oprychów z kronik kryminalnych. Mimo uczciwej i ciężkiej pracy prawie dwóch milionów Polaków na Wyspach wciąż walczymy ze stereotypem emigranta menela, podtrzymywanym niestety także wśród tych, którzy pozostali w kraju.

Quo vadis, Polaku?
Internetowe fora huczą od podobnych opinii: na emigrację to się wybrała „sama patola” i „robi nam wiochę”, w Wielkiej Brytanii mieszkają wyłącznie niewykształcone „łyse karki” i przestępcy. Jednym słowem, najgorsze ścierwo i nieudacznicy. Bo jak ktoś jest uczciwy, to w Polsce może zrobić porządną karierę. Oj, nieładnie tak na swoich mówić… Przyznaję: tak, są i tacy Polacy, za których – uwierzcie – wstydzimy się my, emigranci z dyplomem, umową o pracę, za to bez policyjnej kartoteki. Udajemy, że nie słyszymy wulgarnej awantury polskiego małżeństwa na ulicy, oburzamy się, kiedy z podsłuchanej rozmowy dwóch młodych rodaczek dowiadujemy się o ich planach zamiany metek, by za przecenione buty zapłacić mniej, bo przecież „nikt się nie kapnie”, dość mamy odpowiedzi na pytania angielskich kolegów o agresywnych Polaków po kolejnym ciekawym artykule w tabloidzie. My: druga strona emigracyjnego medalu. Polacy, którzy wyjechali dla lepszego życia, którzy zbierają pieniądze na dom w Polsce albo na mały pensjonat w górach, bo zawsze marzyli o agroturystyce, ci, którzy myślą o lepszej przyszłości swoich dzieci lub o dzieciach w ogóle, wreszcie ci, którzy chcą żyć i być na swoim, a nie pomieszkiwać kątem u rodziców, bo w wieku 28 lat po dwóch fakultetach i na dwóch etatach „wyciągają” zaledwie 1200 złotych. Wyjazd - nieważne, czy na Wyspy, do Włoch czy Holandii - daje jakąś nadzieję i szansę. Nie jest to jednak szansa, jaką miała na myśli była już prezydentowa. Bo czy szansą jest stanie przy zmywaku? Sprzątanie toalet w podrzędnych hotelach? Skręcanie żarówek? Sadzenie kwiatów? Nie dla kogoś, kto lata siedział w murach uczelni, licząc na to, że z dyplomem podbije świat. Podbija, owszem, kartę pracy w fabryce w Wielkiej Brytanii. Każdy, kogo poznałam na emigracji, ba – ja sama – zaczynał od tej najniższej, najtrudniejszej pracy. Trzeba było schować dumę do kieszeni i zasuwać na nocną zmianę. Niektórzy przez to przeszli i dziś mają dobrą stabilną posadę. Niektórzy poszli na skróty, handlują narkotykami i pracują na czarno. Inni wciąż stoją przy taśmie produkcyjnej, jeszcze inni wahają się przed wieloma decyzjami, zwłaszcza przed najtrudniejszą: może jednak… wrócić?

Szansa czy porażka?
Niemal każdego dnia zadajemy sobie to pytanie: jeśli inni w Polsce żyć mogą, to czemu ja nie? Mijają jednak lata i trudniej się jest spakować, bo dom nie jest już w Polsce, lecz na emigracji. Wśród Polaków z różnych stron, z różnych rodzin, z różną przeszłością w kraju i przyszłością na obczyźnie, z różnym poglądem i planem na życie, z różną wiedzą o świecie i wykształceniem. Wszyscy starają się jakoś żyć razem i obok siebie. Integrują się z Anglikami (Brytyjczycy chętniej wiążą się z Polkami, mniej szczęścia mają nasi panowie), zakładają rodziny, otwierają własne biznesy, szkoły, domy kultury, plotkują po mszy w polskim kościele i wymieniają się przepisami w polskim supermarkecie. Mogą piąć się po szczeblach kariery, mogą pracować za minimalną, ale wystarczającą pensję. Ktoś może powiedzieć, że tworzą nowe państwo na obczyźnie, a raczej iluzję kraju, który opuścili. Czy ich emigracja okazała się wykorzystaniem szansy, czy porażką? Jeśli ja sama nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie, oni zapewne też nie. Jeszcze nie. Z całym przekonaniem stwierdzam jednak, że chlebem i solą (nawet w stroju ludowym) przywitam na Wyspach państwa Komorowskich. Niech skorzystają z własnej rady i pochwycą szansę, jaką daje im emigracja. Toalet i restauracji ci w Anglii pod dostatkiem, polować też można hobbystycznie, a jak słyszałam - byli lokatorzy Pałacu Prezydenckiego mają teraz sporo wolnego czasu. ©℗
Joanna Flis

Fot. Dariusz Gorajski

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Nixxx
2015-11-07 22:50:32
Pogratulować tylko pewności siebie, bezczelności i stopnia idiotyzmu... I typowej dla Polek, urządzających się na obczyźnie za pośrednictwem wiadomej części ciała, faryzejskości, kryjącej się w zdaniu: "Brytyjczycy chętniej wiążą się z Polkami, mniej szczęścia mają nasi panowie".Zatem, krzyż na drogę!

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA