Słyszałam, że w „Kurierze” opisywaliście smutną historię podróżnika z Gryfina, Krzysztofa Chmielewskiego. Moja córka Agata jest akurat w Meksyku. Jedzie rowerem ze swoim chłopakiem Georgem z Alaski do Argentyny. Gdyby nie kradzież roweru Agaty, znajdowaliby się na tej samej drodze i w tym samym czasie co zamordowany Polak i Niemiec. Możecie sobie wyobrazić, co przeżywamy. Jeśli potrzebujecie relacji z podróży, to można skontaktować się z Agatą.
Następna informacja dotarła do redakcji po dwóch tygodniach. „Rower dotarł do Mexico City, ale tamtejsze władze chcą nałożyć za niego horrendalne cło – tysiąc dolarów!”. A potem tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2018 spotykam się z Agatą Puciato (jej ojciec Andrzej był m.in. piłkarzem Stali Stocznia, a mama Marzena ekonomistką – przyp. red.) w szczecińskiej knajpce. Opowiada o zadziwiającej kradzieży roweru, który miał mieć na oku parkowy opiekun przy wejściowej bramie. To on zaproponował, że go popilnuje. Gdy jego właścicielka wraz ze swoim chłopakiem, uspokojeni zapewnieniami o solidnym monitoringu, przeprowadzali zajęcia z jogi w centrum parku, rower wsiąkł niczym kamień w wodę. Parkowy opiekun jakoś dziwnie nie zauważył kradzieży, a policja, która została o niej powiadomiona, bezradnie rozłożyła ręce, chociaż miała dostęp do monitoringu. Dla Agaty i Georga było jasne, że cennego roweru nie odzyskają. Prawie od razu nabrali pewności, że autorem kradzieży, a przynajmniej tym, który działał w zmowie ze złodziejami, był opiekun parku. Musiał też mieć dobre kontakty z zadziwiająco bezradnymi policjantami.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 4 stycznia 2019 r.
Marek Osajda
Fot. archiwum