Przez zieleńce ul. Królewicza Kazimierza znów przejechała koparka. Zrobiła kolejne doły pod kable następnej sieci. Potem zasypią wszystko i nie będzie śladu? „Po niszczeniu zieleni w przyrodzie zawsze zostaje jakaś niezabliźniona rana, która nader często okazuje się śmiertelną” – przekonuje Wiktoria Jeremicz, strażniczka ochrony przyrody.
NA trawnikach stają kontenery nawet na gabarytowe odpady, bo dla administratorów nieruchomości bardziej się liczy oszczędzanie betonowej kostki chodnika czy drogi dojazdowej niż zachowanie zieleni otaczającej nieruchomość. Kable i sieci przesyłowe także są prowadzone przez tereny parkowe i zieleńców, bo pokutuje przekonanie, że łatwiej i taniej je rozkopać, niż zdemontować trotuar. Tym bardziej że fatalnych skutków wynikłych z umierania wykopami uszkodzonych drzew i krzewów się nie szacuje. Co najwyżej wpisuje w inwestycję punkt: „koszt odtworzenia zieleni”. To zaś oznacza, że miejsce drzewa o latami kształtowanej koronie zajmują „witki” na 2-3 letniej gwarancji. Jak przetrwają, to dobrze. Jak nie – to trudno (?).
– Po ostatniej budowie bloku przy ul. Królewicza Kazimierza szanse na przetrwanie ma tylko lipa, bo pozostałe drzewa i krzewy dogorywają. Irga, ałycza, klony, nawet platany i dęby – mogłabym długo wyliczać ile, w jakim punkcie osiedla i którym zielonym okazom przy wykopach podcięto korzenie, w efekcie czego po roku czy dwóch, czyli teraz, umierają lub już obumarły, a także ile usunięto przez wycięcie – komentuje p. Wiktoria. – Tak nie może się dziać w nieskończoność. Z tą fatalną praktyką trzeba wreszcie skończyć!
Wciąż cierpimy – nie tylko w Szczecinie – na niedostatek patrzenia na zieleń w dłuższej niż gwarancyjna perspektywie. Nadal bowiem w deficycie jest bowiem myślenie o zieleni jako o pewnym dziedzictwie, wartości niepowtarzalnej, a też bezcennej.
– To przez krótkowzroczność zwaną też brakiem wyobraźni. Bowiem to one – drzewa, krzewy, kwiatowe klomby i zielone trawniki – właśnie są najistotniejsze dla człowieka, szczególnie dla jakości naszego życia w wielkim mieście. Jednak w Szczecinie wciąż istnieje przyzwolenie na taką bezmyślność – nie kryje irytacji Wiktoria Jeremicz, która przez pierwszą kadencję Piotra Krzystka uczestniczyła w pracach przyprezydenckiego zespołu ds. zieleni miejskiej. – Niestety, ze strony miejskich decydentów i służb odpowiedzialnych za stan zieleni. To przez nią wiekowe drzewa i walory wzbogacanej nimi przestrzeni publicznej giną. Bezpowrotnie.
A Szczecin – także jego zieleń – wszak ma być na pokolenia. ©℗
Tekst i fot. (an)