Sięgają po narkotyki lub inne substancje psychoaktywne, choć wiedzą, że mogą zapłacić za to życiem. Mylą się ci, którzy myślą, że problem dotyczy młodzieży z domów, gdzie była patologia – alkohol, przemoc… Wśród uzależnionych są także ci z tzw. dobrych domów. Dlaczego to robią? Jak im pomóc? Psychoterapeuci w ośrodkach Monaru wiedzą sporo, ale niektóre ważne pytania wciąż pozostają bez odpowiedzi.
– Gdyby nie Monar, nie wiem, gdzie dziś bym była, w jakim miejscu, nie wiem, jak bym skończyła – mówi Aleksandra, która w ośrodku przebywała 14 miesięcy. Dzięki terapeutom i własnej sile woli uwolniła się od narkotyków, beznadziei i przygnębienia.
Gdy po tych 14 miesiącach Ola wyszła z ośrodka Monaru w Kamieniu Rymańskim (powiat kołobrzeski), jej znajomi realizowali już swe ambitne plany, niektórzy założyli rodziny. Wtedy dotarło do niej, że życie biegnie bardzo szybko, a jej droga prowadziła do beznadziei, a nawet śmierci.
– Pochodzę z Łodzi, ale teraz mieszkam w Gdańsku. Nie było mi łatwo przyjechać do Kamienia Rymańskiego, także ze względu na odległość. Moja cała droga związana z pobytem w tutejszym ośrodku była dość długa, a historia zażywania narkotyków trwała około 8 lat. Pierwszą furtkę otworzyła mi marihuana, która zachęciła mnie do brania także innych substancji powodujących, że… chciało się ich brać coraz więcej, by mieć coraz bardziej zwiększone doznania – mówi Ola.
Ola podkreśla, że sięgając po narkotyk, myślała, że to będzie po prostu niewinny jednorazowy wygłup. Stało się jednak inaczej.©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 25 stycznia 2019 r.
Tekst i fot. Jarosław Bzowy