Mieszkańcy Kołobrzegu nie kryją podenerwowania nowym systemem segregacji odpadów, którego wprowadzenie w życie zbiegło się w czasie ze zmianą podmiotu odpowiedzialnego za opróżnianie przydomowych kubłów.
Przypomnijmy, że od 1 lipca śmieci z posesji zamieszkanych wywozi spółka ATF z Mirosławca. Zajmuje się ona jednak jedynie trzema podstawowymi frakcjami. Za wywóz papieru i szkła odpowiedzialny jest Miejski Zakład Zieleni, Dróg i Ochrony Środowiska, który do końca czerwca zajmował się odbieraniem wszystkich odpadów. Problem polega na tym, że Zieleń Miejska swoje frakcje zbiera nie do przydomowych kubłów, a do specjalnych dzwonów ustawionych w różnych częściach miasta. To powoduje mitręgę mieszkańców, którzy czasami pokonywać muszą sporą odległość, aby dotrzeć ze szklanymi opakowaniami i makulaturą do punktu ich gromadzenia. Z tego powodu coraz więcej osób rezygnuje z segregacji odpadów, godząc się na ponoszenie wyższych opłat. Co tydzień z takiej możliwości korzysta nawet sto podmiotów, składając stosowne deklaracje w Urzędzie Miasta. Mowa zarówno o właścicielach domków jednorodzinnych, jak i o wspólnotach mieszkaniowych.
Magistrat z niepokojem obserwuje rosnącą tendencję. Jeśli miasto nie wykaże się odpowiednio wysokim wskaźnikiem usuwania śmieci segregowanych, grozić mu będą w przyszłości niemałe kary pieniężne. Jak ostrzegają urzędnicy, to z kolei przełożyć się będzie musiało na wzrost stawek za wywóz odpadów. Aby uniknąć wysokich sankcji finansowych, miasto rozważa urządzenie sortowni, w której wymieszane odpady rozdzielane byłyby na poszczególne frakcje. To oczywiście także wiązałoby się z dodatkowymi kosztami, ale nie tak wysokimi jak unijne kary za brak segregacji.
Na razie co prawda reperkusji związanych ze spadającym odsetkiem segregacji jeszcze nie ma, ale prędzej czy później się on pojawi. Nad rozwiązaniem problemu będzie musiał pochylić się przyszły samorząd. ©℗
(pw)
Fot. Artur Bakaj