Marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz ostrzega, że zamknięcie kierunku ratownictwo medyczne na Pomorskim Uniwersytecie Medycznym będzie miało katastrofalne skutki dla mieszkańców regionu. Zapowiada interwencję u ministra zdrowia i ministra nauki, chce spotkania z rektorem PUM-u. Rektor odpowiada, że jest gotowy na rozmowę, podkreślając, że problem z ratownictwem jest o wiele bardziej skomplikowany, niż to się wydaje na pierwszy rzut oka.
- Kluczowym aspektem obecnej sytuacji jest fakt, że wojewódzkie stacje pogotowia ratunkowego mają dziś problem z wynagrodzeniami dla ratowników oraz dostępem do wykwalifikowanej kadry. Oba te problemy dotyczą sfery rządowej – uważa Geblewicz. - Z jednej strony wciąż niedoszacowany jest koszt pracy tzw. dobokaretki, a z drugiej mamy do czynienia z krótkowzroczną decyzją o likwidacji kierunku ratownik medyczny przez nasz zachodniopomorski PUM. Wiemy że ratowników medycznych brakuje w całej Polsce, dlatego kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie jest to, że przebywający w Szczecinie ministrowie Niedzielski i Czarnek, którzy z pompą otworzyli rok akademicki na PUM-ie, a którzy odpowiedzialni są za likwidację kierunków kształcenia na tej uczelni, nawet na chwilę nie pochylili się nad tym problemem.
Z danych Urzędu Marszałkowskiego wynika, że Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie powinna zatrudnić 30 ratowników, tyle samo ratowników potrzebuje „na już” Wojewódzki Szpital Zespolony przy ul. Arkońskiej w Szczecinie, Szpital Wojewódzki w Koszalinie sygnalizuje gotowość do zatrudnienia 22 ratowników medycznych, a szpital w Gryficach - 4. W związku z tym marszałek będzie się starał o spotkanie z rektorem PUM, prof. Bogusławem Machalińskim.
- Jesteśmy jako samorząd województwa gotowi na wsparcie promocji zawodu ratownika medycznego w celu zwiększania naborów – deklaruje marszałek.
I domaga się "stanowczych i konkretnych kroków ze strony panów ministrów w celu przywrócenia naborów dla ratowników medycznych". W innym przypadku, zdaniem polityka, północno - zachodnia Polska zostanie bez dopływu kadry, co będzie mieć katastrofalne skutki dla przyszłości i bezpieczeństwa mieszkańców.
- Z panem marszałkiem chętnie się spotkam, aczkolwiek dziwi mnie fakt, że pisze do ministrów a nas pomija w swojej korespondencji - deklaruje profesor Bogusław Machaliński. - Musimy mieć świadomość, że problem z ratownictwem medycznym jest złożony. Pierwsza kwestia, fundamentalna, polega na tym, że brakuje nam kandydatów na studia. Ogłaszaliśmy co roku nabór 60 kandydatów, aby kierunek mógł się bilansować, a rekrutowaliśmy przez ostatnie lata po około 20 studentów, z których kurs kończyło najwyżej kilkunastu. To sprawiało, że na dłuższą metę nie byliśmy w stanie utrzymywać ratownictwa z subwencji uzyskiwanej na studentów innych kierunków, opłacać rzeszę wykładowców, ponosić wysokie koszty kształcenia itp. Jeżeli pan marszałek miałby możliwości finansowe wesprzeć nas w taki sposób, aby kształcenie było chociaż względnie zbilansowane, to jestem otwarty na taki dialog. Jesteśmy bowiem w stanie wrócić do kształcenia, gdyż mamy wszystko, co jest potrzebne do zorganizowania tego szkolenia. Pragnę po drugie zwrócić uwagę, że w Koszalinie i w Gorzowie Wielkopolskim funkcjonują dwie inne uczelnie kształcące ratowników. Nasz region zatem wciąż utrzymuje edukację na tym kierunku. Ponadto wreszcie, system zatrudniania ratowników w części podmiotów leczniczych nie jest doskonały. Trzeba było się zastanowić, jak to zmienić, aby zachęcić młodych ludzi do wybierania tego zawodu. ©℗
Alan Sasinowski